Reklama
Prestiż 2008 - Kultura
Życie kulturalne w Lublinie osiągnęło w minionym roku rozmach charakterystyczny dla metropolii. Nasi animatorzy i artyści, wsparci przez Urząd Miasta, dostarczyli lublinianom mnóstwa pozytywnych wrażeń.
Jacek Szymczyk
- 29.01.2009 11:30
\"Teatr to dziwny, teatr jedyny, a drugi taki nie wiem gdzie” - śpiewał wiele lat temu Marek Grechuta w piosence \"Tango Anawa”. Dziś w Lublinie te słowa mogłyby być hymnem Sceny Prapremier InVitro.
To rzeczywiście dziwny teatr. Ma właściwie tylko jednego członka - szefa i reżysera Łukasza Witt-Michałowskiego. Ta jednoosobowa instytucja o charakterze impresaryjnym postawiła sobie nad wyraz ambitny cel: wystawiać nigdy nieinscenizowane w Polsce teksty.
Scena zadebiutowała w styczniu ubiegłego roku spektaklem \"Nic co ludzkie” - niezbyt oryginalnym tematycznie (stosunki polsko-żydowskie), ale jednak poruszającym. A do tego niebanalnym formalnie (tryptyk etiud różnych reżyserów).
Potem było coraz lepiej.
Pozycja nr 2 - mądry dramat \"Pool (No Water)” brutalisty Marka Ravenhilla o granicach moralnych działań artystycznych z zaskakującą obsadą aktorów starszego pokolenia. Pozycja nr 3 - adaptacja opowiadania Wiktora Pielewina \"Żółta strzała”, przedstawiającego życie jako jazdę coraz szybciej pędzącym pociągiem, w której rozkładzie pewny jest tylko ostatni przystanek.
Wyjeżdżasz w lipcu? To żałuj! - jeszcze parę lat temu taka wypowiedź byłaby nie do pomyślenia w kręgu lubelskich konsumentów kultury. Ale wygląda na to, że będzie ją można coraz częściej usłyszeć.
Ostatnio z roku na rok coraz więcej i coraz ciekawiej dzieje się latem w Kozim Grodzie. Uatrakcyjniają nam ten wakacyjny czas Centrum Kultury i filharmonia. A przede wszystkim Mirek Olszówka, szef agencji Kiton Art, który zaproponował 9-dniowy festiwal muzyczno-plastyczny w sercu miasta ze sztuką z najwyższej półki.
Wraz z imprezą \"Strefa Inne Brzmienia” naszą Starówkę ożywiły wspaniałe, niebanalne koncerty z oryginalną muzyką, w wielu przypadkach powstałą w wyniku specjalnych kooperacji artystycznych. Muzyce podczas lipcowej imprezy kongenialnie towarzyszyła sztuka wizualna i jej twórcy.
Wbrew krakaniu, odradzaniu i postponowaniu, zwykle towarzyszącym pionierskim przedsięwzięciom, udało się w Lublinie po raz pierwszy wystawić operę z prawdziwego zdarzenia.
Zrobił to w hali Globus, zdynamizowany przez nowego szefa Krzysztofa Kutarskiego, Teatr Muzyczny. I zrobił to dobrze (przy wsparciu zaproszonych realizatorów i z udziałem łódzkiej primadonny Joanny Woś).
\"La Traviata” była sukcesem artystycznym i frekwencyjnym.
Chyba nie ma na świecie drugiego tej wielkości miasta co Lublin, z którego potencjałem artystycznym można by się na żywo zapoznać w jeden dzień, a tym bardziej przez jedną noc. Doprecyzujmy: miasta niemałego i ze sporym potencjałem.
U nas jest to możliwe od dwóch lat podczas dorocznej Nocy Kultury, wymyślonej i koordynowanej przez Rafała KoZę Kozińskiego. Każdy animator i każdy artysta może zasilić program akcji swoją propozycją (tym razem zrobiło to prawie 500 \"podmiotów sprawczych” i w sumie ponad tysiąc artystów).
A potem każdy odbiorca może zobaczyć czy posłuchać wszystkiego za darmo. Przynajmniej tego, co go najbardziej interesuje albo różnych rzeczy po trochu, bo całej oferty nie sposób skonsumować.
Reklama













Komentarze