Sprawdził się czarny scenariusz. Marek Wojciechowski, student UMCS nie żyje. Po miesiącu poszukiwań okazało się, że utonął w stawie w podlubelskiej Dąbrowicy. Na wydziale prawa, na którym studiował Marek, żałoba.
Dariusz Jędryszka,Dominik Smaga
23.04.2009 11:04
Policja przeczesuje całe połacie Lublina, sprawdza zapisy kamer. Zakładała kilka wersji. Nawet taką, że student postanowił w tajemnicy przed rodziną wyjechać za granicę.
Sprawdzono przejścia graniczne i listy pasażerów u przewoźników. Ale nazwiska zaginionego na nich nie było. Do poszukiwań włącza się helikopter Straży Granicznej. Lata nad południowo-zachodnią częścią Lublina z kamerą termowizyjną.
Marka nie ma już na żadnym zapisie, nie widzi go też żaden świadek.
Telefon studenta jest wyłączony. UMCS oferuje 10 tys. zł nagrody za informacje, które mogą się przyczynić do ustalenia losów Marka. Rodzina studenta gotowa jest zapłacić za to 50 tys. zł.
W połowie kwietnia działania policji nie są już tak intensywne jak na początku. Po Lublinie zaczyna krążyć plotka; ludzie z ust do ust przekazują sobie informację o tym, że znaleziono ciało bez oczu i nerek.
Oficjalne zaprzeczenia nieco łagodzą te plotki, ale i tak znajdują się ludzie, którzy twierdzą, że to na pewno prawda, a policja specjalnie ukrywa tę straszną wiadomość, by nie wzbudzić paniki w mieście.
- Z racji studiów mamy kontakt z prokuraturą i sądami i nawet stamtąd słyszeliśmy takie informacje - mówi Marcelina Romanko, szefowa samorządu studentów na Wydziale Prawa i Administracji UMCS. - Nie wiedzieliśmy już w co wierzyć - przyznaje, gdy rozmawiamy z nią w feralny poniedziałek, 20 kwietnia.
Tego dnia właściciel stawu w podlubelskiej Dąbrowicy przechodzi obok swej własności. To pięć kilometrów od skrzyżowania ul. Głębokiej i Pagi, gdzie uliczne kamery po raz ostatni zarejestrowały Marka. Bardzo daleko od ulicy Tymiankowej i w całkiem innym kierunku.
Staw położony jest kilka metrów od asfaltowej drogi. Widać go też z okien domów. Codziennie przechodzą tędy ludzie, przejeżdżają samochody. Do tej pory nikt nie zauważa niczego niezwykłego.
Ale tym razem woda odsłania ludzkie zwłoki. Zjawia się policja. Nie ma wątpliwości, że znalazła Marka. Policjanci znajdują jego dokumenty i telefon komórkowy.
We wtorek biegli z lubelskiego Zakładu Medycyny Sądowej przeprowadzają sekcję zwłok. Szukają przyczyn śmierci, ustalają jak długo ciało leżało w wodzie. - Prawdopodobną przyczyną śmierci było utonięcie - powiedziała na konferencji prasowej prokurator Agnieszka Kępka. - Biegli nie stwierdzili na jego ciele znaczących obrażeń, które wskazywałyby na udział osób trzecich.
Według lekarzy przeprowadzających sekcję, zwłoki studenta prawdopodobnie znajdowały się w wodzie od ponad miesiąca, a więc od chwili zaginięcia. Ale prokuratura zastrzega, że nie są to ustalenia kategoryczne i ostateczne. I rozpoczęła śledztwo, które ma wyjaśnić, co się z Markiem działo od zaginięcia do śmierci.
Zleciła przeprowadzenie dalszych badań, które powinny dać jednoznaczną odpowiedź na pytanie, jak zginął student. Fora internetowe znowu pełne są spekulacji. Wielu internautów nie wierzy, że student zabłądził i przez przypadek wpadł do przydrożnego stawu.
Dla lubelskich studentów ta śmierć jest szokiem. - Do końca wierzyliśmy, że Marek się odnajdzie żywy - mówi Romanko. Studenci postanawiają, że przyjdą na zajęcia z czarnymi wstążkami. Władze Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej wieszają na rektoracie flagę przepasaną kirem. Na budynkach pojawiają się klepsydry.
- Parę dni przed zaginięciem informował mnie z wielkim entuzjazmem o planach odwiedzenia Archiwum Państwowego w Radomiu. Złożył również zamówienie w AP w Lublinie, które miało być zrealizowane w czwartek w kolejnym tygodniu - pisze w Internecie jeden z jego znajomych.
Rektor UMCS przekazał kondolencje rodzinie Marka. Uczelnia zapowiedziała, że umożliwi wszystkim chętnym studentom udział w pogrzebie. Studenci przekazywali między sobą informacje o zaplanowanej na zeszły czwartek mszy w intencji zmarłego.
Lubelscy żacy przestają już wierzyć, że w tym mieście jest bezpiecznie. Bo mało kto uznaje za prawdopodobne, by ta śmierć była wynikiem nieszczęśliwego wypadku.
- Mógł pomylić drogę i zamiast Wileńską, pójść Głęboką, ale w pewnym momencie musiałby zauważyć, że to nie ta droga. A wtedy przecież by zawrócił. Nie wierzę, że nikt do tego nie przyłożył ręki - mówi Ania, studentka prawa UMCS.
A szef uczelnianego samorządu mówi wprost, że potrzebna jest powtórka z akcji "bezpieczny student", na którą mało kto zwrócił uwagę, a teraz na zajęcia z samoobrony chętnych mogłoby być już znacznie więcej.
Podziel się
Oceń
Zaloguj się aby dodać komentarz.
Komentarze
Aktualnie nie ma żadnych komentarzy. Zaloguj się aby dodać komentarz.
Komentarze