Bialskopodlaska klasa okręgowa: Żona schowała karty do najniższej szuflady
W ostatniej kolejce czterystu kibiców z Wojcieszkowa przyszło zobaczyć mecz z liderem - Victorią Parczew. Ale w niedzielne popołudnie mogli popatrzeć tylko na swoich piłkarzy. Goście niestety zapomnieli zabrać ze sobą karty zawodnicze i w ogóle nie wyszli na murawę. Po piętnastu minutach sędzia odgwizdał walkower.
- 11.05.2009 19:21
- To było żenujące - nie kryje złości prezes Orkana Henryk Tymosz. - Tylu ludzi przyszło na mecz, chcieliśmy grać, ale nic z tego nie wyszło. Victoria nie powiedziała od razu o co chodzi, tylko przeciągała sprawę w czasie. Jednak w końcu wszystko się wydało. Dziwne, że drużyna mająca aspiracje, grająca o awans, pozwala sobie na taką wpadkę.
W podobnym tonie wypowiadali się także działacze Bialskopodlaskiego Okręgowego Związku Piłki Nożnej. - Na razie wiem tyle, co z gazet, protokołu jeszcze nie otrzymaliśmy - mówi Stanisław Lesiuk, przewodniczący Wydziału Gier. - Victoria ma 48 godzin na złożenie odwołania. Sprawą zajmiemy się na piątkowym posiedzeniu. Jeśli Orkan nie wyrazi zgody na grę, wówczas zostanie utrzymany walkower. Trudno zrozumieć takie błędy i bardziej durnowatą przyczynę stracenia punktów.
Oszczędniejszy w wydawanie opinii był natomiast prezes parczewskiego klubu. - Każdy jest odpowiedzialny za swoje czyny. Nie rozmawiałem jeszcze z trenerem i nie znam konkretów. Dlatego w tej chwili nic więcej nie mam do powiedzenia - stwierdził wczoraj w południe ks. Andrzej Biernat.
Ale szkoleniowiec Victorii nie miał zamiaru niczego ukrywać. Choć to już drugi mecz, w którym lider nie dopisał sobie punktów. Przed tygodniem jego podopieczni sensacyjnie ulegli u siebie Unii Żabików. I w efekcie Grom Kąkolewnica do pierwszego miejsca traci już tylko jeden punkt. W dodatku w najbliższą niedzielę do Parczewa przyjedzie właśnie wicelider.
- Winę biorę na siebie - bije się w piersi Dariusz Dziuba. - Wciąż jestem w szoku, nie spałem prawie całą noc. Jak do tego doszło? Z klubu wziąłem do domu dokumenty i kiedy pojechaliśmy do Wojcieszkowa byłem na sto procent przekonany, że mam je ze sobą. Kiedy zorientowałem się, że teczki z kartami zawodniczymi jednak nie włożyłem do plecaka była godzina za pięć trzecia.
Natychmiast wsiadłem w samochód i ruszyłem w drogę powrotną. Niestety dokumentów nie mogłem znaleźć. Dopiero po trzech godzinach udało mi się dodzwonić do żony, która powiedziała, że karty schowała do najniższej szuflady. Jednak wtedy już było popij wodą. Szkoda, że nie udało się zagrać, bo poza Marcinem Szymańskim miałem do dyspozycji wszystkich piłkarzy. Mimo to wciąż mam taką nadzieję, bo kontaktowałem się z BOZPN, gdzie usłyszałem, iż wszystko zależy od zgody Orkana Wojcieszków. Oczywiście oddaję się do dyspozycji zarządu i liczę się z konsekwencjami. Jeśli mnie odwołają ze stanowiska? Mówi się trudno. Pomimo tej sytuacji Victoria powinna i tak awansować. Mam swoje ambicję i jestem przekonany, że nastąpi to z pierwszego miejsca.
Reklama













Komentarze