Reklama
Czujnik zawyje, że w domu jest czad
Tlenek węgla, czad, CO - trzy różne nazwy tego samego gazu. Nazywany on jest także \"cichym zabójcą\". Może czaić się wszędzie.
- 04.02.2010 17:32
Jedna ofiara śmiertelna i 66 zatrutych, które, na szczęście, przeżyły – taki jest bilans bilans czadu tylko za okres od 1 października 2009 r. do 30 stycznia br. i tylko w woj. lubelskim. W kraju codziennie tlenkiem węgla podtruwa się kilkanaście–kilkadziesiąt osób. Przerażająca statystyka.
Wbrew rozpowszechnionemu przekonaniu, zatrucie tlenkiem węgla bardzo często nie ma związku z powstaniem pożaru. Najczęściej wynika to jedynie z niewłaściwej eksploatacji budynku czy lokalu i znajdujących się w nich urządzeń grzewczych.
Groźny dla zdrowia i życia gaz może znaleźć się wszędzie, gdzie znajdują się urządzenia grzewcze – piece kaflowe w domach, piece w domowych kotłowniach opalane węglem, koksem lub gazem, gazowe podgrzewacze wody (tzw. bojlery) w łazienkach i kuchniach w starszym (starym) budownictwie.
Czad może też pojawić się we wnętrzach ogrzewanych ciepłym powietrzem, w garażach, przeniknąć do sąsiadujących z nimi pomieszczeń. Zaczadzieć można nawet w salonie z… kominkiem, w którym wesoło buzuje ogień.
Najczęstszą przyczyną zatrucia są pożary i wadliwa instalacja grzewcza. Piecyk gazowy w małej łazience bez przewodu kominowego (lub z niedrożnym przewodem kominowym) może w ciągu jednej minuty wytworzyć 29 litrów tlenku węgla – dawkę, która może zabić.
Niewielkim kosztem i nakładem pracy zagrożenie czadem można znacznie zmniejszyć. Wystarczy kupić i we wszystkich pomieszczeniach, w których może on się znaleźć, zamontować przynajmniej czujnik tlenku węgla z alarmem. Albo czadu i gazu ziemnego lub mieszaniny propan butan.
Ale najlepiej, by było to \"3 w 1” – czujnik wykrywający tlenek węgla, gaz i dym. Oczywiście też z alarmem: wyje z mocą 85 decybeli, świeci się sygnalizacyjna lampka LED. Zasilanie alarmu może być bateryjne (9 V) lub prądem 230 V z sieci. Oba rozwiązania mają swoje plusy i minusy.
Montaż czujnika jest prosty jak niemiecka autostrada, więc każdy może zrobić to sam. Wystarczy wiertarka, kołek rozporowy i śrubokręt. Wierci się dziurę w ścianie, wkręca kołek, zawiesza czujnik, podłącza go do prądu – i po problemie.
Reklama













Komentarze