Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Wojewódzki Urząd Pracy

ORP \"Lublin\" ma 25 lat. \"Z tej pracy nie da się wyjść\"

Rozmowa z kapitanem Piotrem Mazurkiem, dowódcą okrętu ORP \"Lublin”.
ORP \"Lublin\" ma 25 lat. \"Z tej pracy nie da się wyjść\"
ORP \"Lublin\" (Galeria po 11 schodach, Robert Kamiński)
• Dowodzi pan jednostką ORP \"Lublin” i przyjeżdża do Lublina co jakiś czas. Czy miasto się bardzo zmieniło?

– Zauważam zmiany podczas kolejnych pobytów tutaj. Każdy rok przynosi dużo nowych inwestycji drogowych, miejskich, powstaje sporo ładnych domów na obrzeżach. Miasto staje się coraz bardziej nowoczesne i wygodne dla mieszkańców.

• Przyjeżdża pan nie tylko dlatego, że okręt którym pan dowodzi nazywa się ORP \"Lublin”?

– Jestem Lublinianinem. Tu mieszkają moi rodzice, trzy siostry, do niedawna jeszcze dziadkowie. Tutaj chodziłem do liceum. Staram się przyjeżdżać do Lublina kilka razy do roku, ale służba nie zawsze na to pozwala. Na okręcie jestem jedyną osobą z Lublina, ale są także wśród załogi mieszkańcy Zamościa, Chełma, Hrubieszowa i mniejszych miejscowości Lubelszczyzny.

• Lublin jest pierwszym okrętem wojennym, którym pan dowodzi. Czy miał pan wpływ na jego wybór?

– Istnieje taka możliwość, żeby przedłożyć taką prośbę, że chce się dowodzić tą właśnie jednostką, a nie inną - oczywiście, jeśli akurat sytuacja kadrowa na to pozwala. Trzeba ten wybór uzasadnić, ale też wyróżnić się i zostać dostrzeżonym i dobrze ocenionym jako potencjalny dowódca

• W czasie wojny łatwiej zostać bohaterem, a więc wyróżnić się. Jak to zrobić w czasie pokoju?

– Trzeba być pracowitym i dobrym dowódcą. Chociaż bardziej właściwe dla nas jest określenie \"służba”, a nie praca. A zaczynamy ją od niższego szczebla i jeśli wykażemy się w opinii podwładnych i przełożonych, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby awansować. Ja wcześniej byłem dowódcą działu okrętowego, później zastępcą dowódcy okrętu i oficerem flagowym w strukturach sztabu. Wróciłem na ORP \"Lublin” jako dowódca okrętu. Póki co, nie zanosi się, żebym zakończył służbę na okrętach, ale wiem, że taka będzie kiedyś kolej rzeczy. Starsi ustępują miejsca młodszym i zawsze trzeba o tym pamiętać. Szczerze mówiąc, na razie nie wyobrażam sobie pracy za biurkiem.

• Przecież pan zaledwie objął dowództwo?

– Pięć lat temu. I tak \"Lublin” obchodzi 25-lecie, bo banderę podniesiono 12 października 1989 roku, a ja dowodzę nim 5 lat. Okrągłe rocznice.
– Nic podobnego! Okręt to nie samochód! Średnia eksploatacja takiej jednostki to 40 lat. Można powiedzieć, że \"Lublin” jest w sile wieku. Co 4 lata jest modernizowany ze szczególną dbałością o wszystkie urządzenia, które mają wpływ na bezpieczeństwo.

• Ale jest ciasny i klaustrofobiczny

– Nieprawda – to nie okręt podwodny, a okręt transportowo-minowy. Przeznaczony jest do załadunku, do transportu morskiego sprzętu i żołnierzy desantu morskiego. Może wykonywać przejścia w zagrodach minowych. Taki okręt jak \"Lublin” może również transportować miny morskie oraz stawiać je w obronnych zagrodach minowych. Ponieważ jest systematycznie modernizowany dla pewnego komfortu ludzi zainstalowano systemy wentylacyjne i załoga ma wystarczająco miejsca do pracy i wypoczynku.

• Czy nowoczesność sprawiła, że marynarze już nie znają alfabetu Morse\'a?

– Nie tylko znamy, ale z niego czasem korzystamy. Posługujemy się wtedy światłem w sposób skryty, skierowany tylko do własnych jednostek. Trzeba mieć świadomość, że dziś informację radiową może odczytać ktoś niepowołany. Musimy zakładać, że na dzisiejszym polu walki jeden impuls może zakłócić pracę wszystkich środków łączności.

• Czy rzeczywiście istnieje więź między okrętem, a miastem?

– Oczywiście. Matką chrzestną okrętu jest pani Ludmiła Sołowiej-Mańko, nauczycielka, zasłużona Lublinianka. Zostało również podpisane porozumienie miasto–okręt określające zasady współpracy mieszkańców i załogi. Taka współpraca istniała od dawna, ale teraz zostało to sformalizowane. My promujemy miasto i Lublin rewanżuje się takimi samymi działaniami.

• Wielu marynarzy twierdzi, że morze ma swój specyficzny zapach i że dłuższy pobyt na lądzie bywa nużący.

– Coś w tym jest. Rzeczywiście morze ma swój zapach, który zresztą zależy od pory roku. Jest w nim jakaś przyciągająca moc. Wyruszając na morze bez względu na porę roku i pogodę uwalniamy się od zgiełku miasta i codziennego życia. Mimo, że pełnimy służbę, możemy skupić się także na sobie. Gdy jesteśmy długo na lądzie ciągnie nas na morze i odwrotnie.

• Codzienność na okręcie daleka jest od tego, co widzimy na filmach?

– Rzeczywiście odbiega od obrazów filmowych. To trudna i odpowiedzialna służba. Naszym zadaniem jest zapewnienie poczucia bezpieczeństwa, ale mimo pokoju musimy cały czas podwyższać swoje umiejętności i kwalifikacje, przeprowadzać ćwiczenia, utrzymywać sprzęt w sprawności, a także dbać o swoją kondycję. Zawsze musimy też pamiętać, że obowiązuje nas regulamin, którego skrupulatnie należy przestrzegać. Nie możemy wziąć wolnego od odpowiedzialności.

• Święta na morzu są przykre?

– Nie tyle święta, co nieobecność w takich momentach, w jakich potrzebują nas najbliżsi. A tymczasem przecież na lądzie ktoś może być chory, ktoś ma kłopoty, albo rodzi się dziecko. A my nie możemy swoją obecnością wspierać kogoś bliskiego.

• Myśli pan także o narodzinach córeczki?

– Tak, Gabrysia ma już 1,5 roku i zawsze bardzo za nią tęsknię. W morzu przebywamy od paru dni do ok. 1,5 miesiąca bez względu na porę roku, a miesiąc to w rozwoju małego dziecka bardzo dużo. Moja żona też do niedawna służyła na okręcie. Uważam, że kobiety, jeśli już wybiorą ten zawód, to bardzo dobrze się w nim sprawdzają. My bardzo się staramy życie zawodowe oddzielić od prywatnego, ale nie zawsze się to udaje.

• Są trudne sytuacje?

– Na pewno. Już choćby to, że na okręcie przez cały czas jesteśmy tylko we własnym gronie. To może stwarzać jakieś napięcia, ale też rolą dowódcy jest nie dopuścić do tego. Z tej pracy nie da się wyjść

• Kiedy pan planuje przyjazd do Lublina?

– Chciałbym na święta, ale służba to służba, więc nie jestem pewien.

W Młodzieżowym Domu Kultury nr 2 (ul. Bernardyńska 14 a) czynna jest wystawa fotograficzna prezentująca okręt, załogę, manewry, sylwetki dowódców i marynarzy. Są na niej fotografie sprzed lat i najbardziej aktualne.

Podziel się
Oceń

Komentarze

Reklama
Reklama