Ta sama ciekawość (co zobaczymy teraz?), to samo zmęczenie (od sceny w Chatce Żaka na Peowiakxów jest przecież kawałek drogi), to samo wymowne milczenie o słabszych spektaklach (lub radykalne "po czymś takim mam dość teatru” ) i okrzyki zachwytu nad tymi najlepszymi.
Niesamowite było coś jeszcze. Jak już ta spragniona kolejnych silnych wrażeń publiczność usadowiła się na krzesłach i schodach sali widowiskowej Centrum Kultury to przywitała gwiazdę nowojorskich klubów tak jakby na jej występ czekała lata. Dawno nie widziałam by cała sala tak żywo i spontanicznie reagowała na wygibasy i żarty (wcale nie najwyższych lotów). Kto był to widział - to był szał! W Lublinie podobną euforię widziałam tylko raz - na imprezach podczas Europejskiej Konwencji Żonglerskiej w 2012. Ale wówczas do Lublina zjechali cyrkowcy z całego świata i to oni stanowili gro publiczności. Tym razem tak fantastycznie bawili się lublinianie. I to nie na koncercie, czy kabarecie, ale w teatrze.
Patrząc w program festiwalu ciężko było podjąć decyzję. Mało komu w Lublinie, cokolwiek mówią nazwy niemieckich czy amerykańskich kolektywów teatralnych. Jeszcze mniej wiemy o teatrze z Rumunii. Mimo to, publiczność dopisała. Może przyczyniły się do tego niewyśrubowane ceny biletów (ulgowe po 20, normalne po 30 zł)? A może obietnice kuratorów, że to jedyna okazja by zobaczyć na żywo światową czołówkę teatralnej alternatywy? Grunt, że widownia nie świeciła pustkami, a w kasie - jak przystało na festiwal z górnej półki - często brakowało biletów.
Ilu widzów, tyle pewnie opinii, ale "rozwleczenie” festiwalu na 11 dni to dla mnie strzał w dzisiątkę. Dzięki temu teatromani (i kinomani, bo spektaklom towarzyszyły projekcje znakomitych filmów) mieli prawie 2-tygodniowe święto. A kto o festiwalu dowiedział się w jego połowie, nadal miał szansę sporo zobaczyć. Tym bardziej, że to co najlepsze, organizatorzy zaserwowali nam na koniec.
Myślę, że nie tylko dla mnie niekwestionowanym nr 1 tegorocznej edycji był "Testament” niemieckiego kolektywu She She Pop. To co dziewczyny pokazały na scenie Chatki Żaka, wywraca do góry nogami myślenie o teatrze. Nagle okazuje się, że by zrobić dobry spektakl, wcale nie jest potrzebna droga scenografia, doświadczony reżyser, czy profesjonalni aktorzy. Publiczność najbardziej ceni to, co jest prawdziwe. A prawdziwych przeżyć, sytuacji z życia wziętych, trudnych międzyludzkich relacji w "Testamencie” nie brakowało.
Właściwie to głównie z tego składał się ten spektakl - na scenę performerski wywlekły to, co każdy trzyma głęboko schowane w swoich czterech ścianach. Relacje dziecko - rodzic nie są łatwe, ale mało kto potrafi o tym opowiedzieć tak dosadnie jak sami rodzice i ich dzieci. Wystarczy się tylko odważyć. Tej odwagi nie zabrakło ani aktorkom, ani ich ojcom. Mimo, że spektakl jeździ po świecie od ponad 4 lat, starsi panowie wyglądali tak, jakby scena była dla nich kompletnie nowych i wcale nie wymarzonym doświadczeniem. W efekcie na twarzach widzów pojawiały się łzy. Na przemian ze śmiechu i ze wzruszenia.
Dawno nie widziałam tak głośniej i długiej owacji, jaką lubelska publiczność podziękowała artystom za występ. A spotkanie po spektaklu frekwencyjnie pobiło na głowę wszystkie inne spotkania i panele dyskusyjne na Konfrontacjach 2014. Liczy się też coś więcej. Po wyjściu z teatru wielu chwyciło za słuchawkę, by zadzwonić do rodziców. A rozmowy o tym co pokazali Niemcy można było usłyszeć na korytarzach CK jeszcze wiele dni później.
Może to jest tak, że po obejrzeniu dobrego spektaklu, od każdego następnego oczekujesz jeszcze więcej? Może w innych okolicznościach przyjąłbyś to lepiej? Może po tych wszystkich eksperymentach artystycznej awangardy, teatr repertuarowy zaczyna cię nudzić? Nie potrafię znaleźć nic więcej na obronę tegorocznej koprodukcji Festiwalu Konfrontacje Teatralne i Teatru im. Szaniawskiego w Wałbrzychu.
Słyszałam, że jest w Berlinie recenzent, który zamiast pisać jak kiepską sztukę właśnie zobaczył, zostawia w gazecie pustą szpaltę.
Muszę zadzwonić do mamy - o Konfrontacjach Teatralnych 2014
Lubię takie Konfrontacje. Stojąc w tłumie czekającym na występ filadelfijskiej drag queen, czuło się atmosferę festiwali teatralnych sprzed lat.
- 24.10.2014 17:46

Reklama












Komentarze