Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Opryński: Nikt mi nie przeszkadzał w przejmowaniu władzy

Rozmowa z Januszem Opryńskim, dyrektorem Konfrontacji Teatralnych w Lublinie.
• Skąd się wziął Międzynarodowy Festiwal Konfrontacje Teatralne w Lublinie? – Z tradycji Konfrontacji Młodego Teatru, które zaczęły się w 1976 roku, a skończyły w 1981 roku. Te były kontynuacją głośnych Wiosen Teatralnych Andrzeja Rozhina, który posiadał wówczas w Chatce Żaka swoją salę teatralną. Jedyną w Polsce. I nie ma do tej pory uniwersytetu, który ma zawodową scenę teatralną. Z drugiej strony do dziś na tym uniwersytecie nie istnieje dobry projekt teatralny. I to jest grzech naszego środowiska. Ale i grzech władz UMCS, które tego nie wykorzystują. • Co w czasie Konfrontacji Młodego Teatru robił Janusz Opryński? – Jeździł na spektakle \"Sceny 6” Henryka Kowalczyka i Krzysztofem Borowcem. I grał swoje spektakle. W Lublinie działał jeszcze Leszek Mądzik, nie było jeszcze Gardzienic Włodka Staniewskiego, którego pojawienie się w Lublinie było związane z Kowalczykiem. • A Teatr Provisorium? – Powstał w 1971 roku za sprawą nieżyjącego już Stefana Aleksandrowicza, Wiesława Kaczkowskiego, który do dziś pracuje w oficynie drukarskiej Wojewódzkiego Ośrodka Kultury. • Jak znalazłeś się w Provisorium? – Przez Jacka Brzezińskiego, aktora obdarzonego muzycznym talentem. Ja interesowałem się teatrem jeszcze w liceum, jeździłem na Grotowskiego, do Teatru Starego na \"Biesy” Wajdy. Z Jackiem chodziłem do jednej szkoły, studiowałem, powiedziałem mu, że mam pomysł, żeby zrobić \"Ferdydurke” i tak się zaczęło. • Jesteśmy w 1996 roku, startują obecne Konfrontacje. Jaki to był czas? – Dla mnie dotkliwy. Po 15 latach kończył mi się jeden zespół teatralny, byłem w przededniu nowego zespołu. Pojawiały się głosy, że Provisorium jest teatrem politycznym, że nie ma sensu nasze istnienie. A ja się upierałem, że jeszcze coś potrafimy zrobić. Zrobiliśmy spektakl \"Z nieba przez świat do samych piekieł”. Zagraliśmy 100 razy, zdobyliśmy nagrodę w Edynburgu. Potem przyszły szalone czasy przemian w Polsce. Uważałem, że lubelskie środowisko teatralne było bardzo silne i postanowiłem zbudować wspólne miejsce dla kilku teatrów. • Trudno się budowało? – Zacząłem chodzić od lidera do lidera. Udało się. Założyliśmy, że będą zmienni komisarze kolejnych edycji. I tak było do czasu. • Aż postanowiłeś przejąć władzę? – Ja byłem dyrektorem Konfrontacji, zabiegałem o pieniądze i podejmowałem ryzyko. Z czasem okazało się, że każdy z komisarzy ma swoje plany. Postanowiłem wziąć całą odpowiedzialność za festiwal. Ale to nie było tak, że ja w nocy zrobiłem zamach. Nikt mi specjalnie w przejmowaniu władzy nie przeszkadzał. Ja dawałem energię, zależało mi na Konfrontacjach Teatralnych. • Dlaczego ci zależało? – Miałem przeczucie, że nasz festiwal będzie generował wydarzenia artystyczne. • Generuje? Jakie mamy z tego zyski? – Powstało Towarzystwo Edukacji Teatralnej, które obsługuje ogromną ilość przedsięwzięć. W tym festiwal \"Sąsiedzi” i Festiwal Teatru Tańca. Trzeba pamiętać, że byliśmy pierwszym międzynarodowym festiwalem w tym mieście. Popełnialiśmy błędy, przecieraliśmy szlaki, to była wielka improwizacja. I z tego festiwalu powstały firmy, za co zostałem skontrolowany. • O jakie firmy chodzi? – Na przykład o firmę Proscenium, jedna z najlepszych firm obsługująca światło i dźwięk w Polsce. Festiwal stał się przykładem, jak kultura może być kołem zamachowym dla przedsiębiorczości. Festiwal doprowadził także do powstania Teatru Centralnego, cyklu \"Jak żyć”. • Teatr się zmienia? – Już nie jest dziś gatunkiem czystym. Masz w nim widowisko teatralne, masz koncert, sztuki wizualne, rodzaj wykładów. A Festiwal generuje powstawanie różnych sztuk performatywnych. Przez lata mocno pracowałem z lubelskimi plastykami, niektórzy, jak Robert Kuśmirowski czy Jarek Koziara stawali się scenografami. W końcu nasz festiwal zaczął robić koprodukcje, jesteśmy na przykład współproducentami \"Naszej klasy” Słobodzianka. • Co dziś, w takim festiwalu jak wasz, jest najważniejsze? – Myślę, że weszliśmy w nowy czas. Pokazujemy dobre spektakle, ale także współtworzymy nowe. Festiwal jest kreatywny. Współtworzyć, to więcej niż zbierać to, co było. Wtedy nikt nie powie, że tylko zjadamy pieniądze. • Na niedawnej konferencji prasowej zmieniliście kurs. Jesienne Konfrontacje Teatralne otwierają się na nowych widzów. Skąd to otwarcie? – Zawsze wiedziałem, że siłą festiwalu jest jego zakorzenienie w Lublinie. Ale pracując w projekcie Teatr Polska odgrzebałem tradycję objazdowego Teatru Reduta. Ze swoimi spektaklami \"Ferdydurke”, \"Transatlantyk” i \"Do piachu” objechaliśmy wszystkie małe miasteczka w regionie. Od Puław, przez Chełm do Białej Podlaskiej. I teraz na odwrót. Chcemy zapraszać naszą widownię na festiwal. Chcę, żeby region, który mamy bardzo dobrze rozpoznany, przyjeżdżał na Konfrontacje Teatralne. I tak będzie. • A skąd pomysł na współpracę z Pawłem Potoroczynem, dyrektorem Instytutu Adama Mickiewicza w Poznaniu? Jak zdobyłeś go dla Lublina? – Przyjaźnimy się, pracowaliśmy razem, to wybitny menedżer kultury. W jego pozyskaniu ma duże zasługi Grzegorz Reske, producent festiwalu. Paweł potwierdził, że w Lublinie powstanie oddział nowoczesnej platformy promująca sztuki performatywne w świecie. W Lublinie ma być jej serce i mózg. Za sprawą platformy w Lublinie zdarzy się dużo nowych, fantastycznych rzeczy. W jakimś sensie jest to kolejne dziecko festiwalu. • Zgromadziłeś dookoła festiwalu dużo młodych ludzi? – Trzeba umieć przyjąć nowe pomysły najmłodszych. Po to, żeby wspólnie robić nowe projekty. Nawet za cenę myślenia przeciwko sobie. Wtedy nozdrzami wyczuwasz inne tchnienie. Musisz mieć ucho otwarte. Dobiegam sześćdziesiątki. I artystycznie nie mogę się wycofywać. Potrafię przekuwać moje doświadczenia w relacji z nowym światem. Jestem dumny, bo mam bardzo dobrą ekipę: Grzegorza Reske, Barbarę Sawicką, Ewę Molik i grupę wspaniałych młodych ludzi jak Szymek Pietrasiewicz. • Masz marzenia? – Miałem. Zrobiłem \"Braci Karamazow”. • Nowe marzenie? – Szekspir w Teatrze Provisorium. • Zostawmy teatr na boku. Inne marzenia? – Nie umiem zostawić teatru. Ale mam jeszcze jedno marzenie. Stworzyć miejsce z nowoczesną salą, gdzie można będzie produkować spektakle teatralne.
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama