Reklama
Alexandra Salmela \"27, czyli śmierć tworzy artystę\"
Ironia i prześmiewczy ton to wyłącznie zręczna przykrywka mocnej, głębokiej treści. Autorka zrobiła wszystko, by było barwnie i oryginalnie. Ale czuć w tym także wrażliwość, talent, pasję.
- 05.10.2012 13:21

Angie właśnie skończyła 27 lat i kompletnie nie ma pomysłu na własne życie. Jedyne, co jej przychodzi do głowy, to zdobyć sławę. Najlepiej sprawdzonym sposobem. I tak rodzi się w niej myśl, by dołaczyć do słynnego \"Klubu 27\", czyli młodych, zdolnych i tragicznie zmarłych artystów. A że daleko jej do Kurta Cobaina, Jima Morrisona, Jimi\'ego Hendrixa, czy Janis Joplin postanawia zdobyć serca fanów genialnym dziełem, a potem (ale oczywiście przed 28. rokiem życia) umrzeć tragicznie \"z powodu narkotyków, alkoholu, śmiertelnej choroby, samobójstwa lub zabójstwa.\"
Swój chytry plan Angie postanawia zrealizować w Finlandii, gdzie szuka literackiego natchnienia. Nowe, nieznane otoczenie z połączeniu z temperamentem i niepokorną naturą Angie daje wybuchową mieszankę. I tak, w twórczych bólach, rodzą sie bohaterowie \"wiekopomnego dzieła\", którzy - obok zwariowanej Angie - są także narratorami w tej książce. I tak poznajemy tę historię z punktu widzenia słodkiego i miłego, \"naszego dobrego przyjaciela\", Pana Prosiaczka. Wtóruje mu, z przeciwnego biegunu, Kasandra - kobieta tajemnicza, smutna i tylko na pozór szczęśliwa. Jest też Astra - samochód, którym niejako \"przejedziemy się\" po tej opowieśći. No i Angie... Właściwie to ona prowadzi ten cały kram, łącznie z autem. Ale dokąd ją to zaprowadzi?...
Mam wrażenie, że \"27, czyli śmierć tworzy artystę” to rodzaj gry - literackiej, językowej, psychologicznej. Oryginalnej, świeżej, zaskakującej. I tylko pozornie niewinnej.
Reklama












Komentarze