To nic dziwnego, że kiedyś ludzie wierzyli w legendy – były swego rodzaju lekcją historii, pożywką dla szukających emocji, przekazywane kolejnym pokoleniom tworzyły barwny folklor. Nie było współczesnych mediów i legendy pełniły rolę plotkarskich wiadomości. Jednak w niektórych mieści się odrobina prawdy, albo po prostu prawda tak obrosła domysłami, tak została ubarwiona, że znikła gdzieś na dnie, a na pierwszy plan wysunęła się niezwykła opowieść.
Niebezpieczne miejsce
Jak była kiedyś Bochotnica? Czy coś znaczyła na ówczesnej mapie?
To była wioska o której niewiele dobrego można powiedzieć czytając opis Klementyny z Tańskich Hoffmanowej, której twórczość przypadała na XIX wiek. Opisywała te strony będąc w podróży około 1820 roku, kiedy jeszcze Bochotnica nie należała do Czartoryskich. W jej wspomnieniach była to „…wioska Bochotnicą zwana, rozrzucona wśród drzew rozmaitych na pochyłości góry ponad Wisłą, romantyczną ma postać, jej chatki zbutwiałe, bez porządku stojące, drożyna wąska i kręta, mieszkańcy chowający się za drzewami w nędznej odzieży, a na szczycie góry rozwaliny starożytnego po arianach gmachu, wszystko do tego przydomku prawa jej nadaje. Przechodząc ją całą, nie można było bezpiecznie przejechać i ja, i towarzysze moi byliśmy w niejakim zdumieniu. To ustąpiło wnet miejsca radosnemu zaspokojeniu, skorośmy na granicy Puław stanęli. Droga szeroka, prosta, łagodna, pysznymi drzewami sadzona, patrząc na wszystkie strony widać można naokoło owoc pracy i gustu”.
Czartoryscy kupili Bochotnicę w roku 1826, ale wkrótce przecież – po Powstaniu Listopadowym, musieli opuścić Puławy i kraj. Klementyna z Tańskich Hoffmanowa kontrastuje zaniedbanie i dzikość mieszkańców Bochotnicy z gospodarnością, jaką od razu zauważa we włościach Czartoryskich.
Pod strażą rozbójnika
Jeden z kronikarzy pisał, że „… wystawił tu król dla długoletniej faworyty Esterki zameczek. Estera, Żydówka była z Opoczna…”
Według legendy, która przetrwała do naszych czasów, bo w latach sześćdziesiątych była podtrzymywana przez mieszkańców w pobliskiej wsi Wylągi miały się wychowywać dzieci Kazimierza Wielkiego i Esterki.

Esterka
– Ja zacytuję inny tekst – mówi Robert Och, historyk. – Tak to opisuje „słownik Geograficzny Królestwa Polskiego”: „… Na szczycie góry lasami porosłej daje się widzieć zwalisko starożytnego zamku, który jak podanie niesie, założył w XIV wieku słynny z rozbojów Maciej Borkowicz, wojewoda poznański i w którym oddana mu pod dozór miała przebywać Żydówka Esterka, ulubienica Kazimierza Wielkiego, podczas gdy król ten przebywał w Kazimierzu. Osobliwy ten zameczek w półokrąg zbudowany z zachodnią tylko ścianą płaską, w której brama wjazdowa była wybita”.
Jak więc jest z tym zamkiem w Bochotnicy, kto go zbudował – król czy Maciej Borkowicz?
Legenda mówi, że Kazimierz Wielki, król potajemnie tu przychodził podziemnym korytarzem z zamku w Kazimierzu. Skoro on sam kazał zbudować zamek i wszyscy o tym wiedzieli, dlaczego miałby przechodzić potajemnie? Oto tajemnica tajemnicy.

Zamek w Bochotnicy. Rysował Feliks Brzozowski
Nie ta lokatorka
– W tym, co opisuje słownik już zawierają się dwie legendy – zauważa Robert Och. – Pierwsza to ta o Esterce, dla której Kazimierz Wielki wybudował zamek. Nie ma w tym niestety prawdy. Zamek nigdy nie należał do króla, a Esterka nigdy nie mieszkała w Bochotnicy ani w Kazimierzu nad Wisłą. Ale zawsze się mówi „zamek Esterki”.
Troszkę tylko inaczej ma się prawda o Borkowiczu. Był on przywódcą nieudanej konfederacji w 1352 roku, kiedy szlachta wystąpiła przeciw królowi. Po klęsce wojsk konfederackich Borkowicz zostaje skazany na banicję. Jednak nadal knuje przeciw królowi i dlatego zostaje skazany na okrutną śmierć głodową. Legenda głosi, że zmarł w Bochotnicy, ale tak naprawdę w lochach baszty obok zamku w Kazimierzu „…tam właśnie dziesięciodniową męką zbrodnie swe przypłacił”. Jednak powszechnie się uważa, że duch jego snuje się – kiedyś po zamku, dziś po jego ruinach.
Bochotnica jest w źródłach pisemnych wymieniana już w 1317 roku. Za panowania Władysława Łokietka została nadana dwóm braciom – Ostaszkowi i Dzierżkowi, protoplastom Firlejów.
– Zamek prawdopodobnie powstał w 1340 roku po tragicznym najeździe Tatarów na Lubelszczyznę – uważa historyk. – Kazimierz Wielki starał się otoczyć centrum kraju łańcuchem zamków obronnych, wtedy m.in. powstał ten w Lublinie i w Kazimierzu. Uzupełniały ten pierścień zamki prywatne i na ich budowę król wydawał zezwolenie tylko lojalnym poddanym – do takich należeli Firlejowie. Zamki rycerskie nie mogły mieć wież – to był symbol władzy królewskiej. Ten w Bochotnicy z jednej strony miał strome zbocze, z drugiej fosę. To wystarczało do jego obronności.

Projekt Zakrzewskiego
Dzielna kobieta
Jest jeszcze inna legenda dotycząca zamku w Bochotnicy i mówi o rozbójniku, który tam schował skarby.
– Z tym rozbójnikiem to jest szczypta prawdy – uśmiecha się Robert Och. – I dotyczy to kobiety, a nie mężczyzny.
W 1399 roku zamek odkupili Kurowscy. Po śmierci ostatniego męskiego potomka z rodu majątek odziedziczyły jego córki. Zamek w Bochotnicy dostała Katarzyna zamężna za Janem Oleśnickim herbu Dębno.
Z nim się też wiąże historia. Jak wiadomo, Izabela Czartoryska poszukiwała i zbierała różnego rodzaju pamiątki. Pewnie słyszała legendę o Esterce i o tym, że jest ona pochowana w krypcie grobowej zbudowanej na wzgórzu sąsiadującym z tym, na którym jest zamek. Izabela kiedy stała się właścicielką Bochotnicy kazała szukać. W starych dokumentach jest taka wzmianka: „…w tej to krypcie księżna Izabela kazała przeprowadzić poszukiwania. Znaleziono mocno zetlałą trumnę i kości z sygnetem na którym herb Dębno”. Tym herbem pieczętowali się Oleśniccy.
– Jan jako pierwszy zaczął używać nazwiska Bochotnicki – dorzuca Robert Och. – Późniejszą właścicielką zamku została Anna Zbąska i ona uczyniła tu gniazdo rozbójników. Podobno najpierw zbierała haracz za rzekomą ochronę sąsiadów – dzisiejsza mafia ma historyczne wzorce – śmieje się Robert Och. – Później dokonywała grabieży. Przez wiele lat zgromadziła wielkie skarby, aż wreszcie złapano ją i stracono. Jej duch zaczął wędrować po zamku, który opustoszał. Myślę, że ta legenda jest mocno przesadzona. Zapewne dzielna kobieta dokonała jakiegoś zajazdu w stylu mickiewiczowskim, ale legenda pozostała.
W 1895 roku polski pisarz Adolf Dygasiński dotarł do Janowca, Kazimierza i Bochotnicy. Opisywał historie polskich zamków. W Bochotnicy uraczono go opowieścią o wielkim białym kocie, który strzegł ukrytych w zamku skarbów. I w dzień i w nocy słychać było jego przerażające miauczenie.
Trwała ruina
Zygmunt Stary przekazał zamek rodowi Samborskich. Oni uzupełnili ubytki w murach zamku cegłą, zbudowali most zwodzony i trzecią kondygnację mieszkalną. Ostatecznie zamek zniszczony w XVII wieku przez Szwedów bardzo podupadł, choć jeszcze był użytkowany, ale ostatecznie popadł w ruinę w XVIII wieku. Również przyczyniło się do tego osunięcie wzgórza. W 1826 roku Bochotnica staje się własnością księcia Adama Czartoryskiego, ale nie na długo.
– W 1847 roku Bochotnicę i Celejów nabyli Klemensowscy, filorosyjska rodzina pochodzenia nie szlacheckiego – dodaje Robert Och. – Starali się o uzyskanie szlachectwa, a posiadanie dóbr ziemskich i zamku miało być argumentem. W XIX wieku Józef Klemensowski nawet miał zamiar odbudować zamek. Zachowały się projekty zlecone architektowi Zwierzchowskiemu. Trochę przypominały bajkową, romantyczną budowlę, ale zabrakło na to pieniędzy. To w zasadzie była jedyna próba odbudowy zamku. Teraz jest on zakwalifikowany jako trwała ruina.
Obok zamku, na sąsiednim wzgórzu, około 200 metrów dalej w stronę Kazimierza, są pozostałości kaplicy grobowej Jana Oleśnickiego tej, w której księżna Izabela znalazła jego sygnet. Zatem – to nie Esterka została tam pochowana.














Komentarze