Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Miłość do muzyki przekuł w biznes. Tak powstał Serpent.pl

Najpierw powstała strona internetowa. To były czasy, gdy nawet duże wydawnictwa muzyczne nie miały swoich witryn w sieci. Po kilku latach prowadzenia serwisu miłość do muzyki przekuł w biznes.
Miłość do muzyki przekuł w biznes. Tak powstał Serpent.pl
Na brak pracy Krzysztof Piekarczyk nie narzeka (Fot. Kreatywni Lublin)

Najpierw sprowadzał polskie wydawnictwa, później zagraniczne. W dobie taniego bądź darmowego dostępu do muzyki w Internecie właściciel sklepu Serpent w Lublinie nadal ma pełne ręce roboty.

Siedziba internetowego sklepu muzycznego Serpent mieści się przy ul. Probostwo 4 w Lublinie. Założony został przez Krzysztofa Piekarczyka w 2000 r. Pierwszym produktem zza granicy w jego sklepie była kaseta, jak podejrzewa – z wytwórni Isound (obecnie NoPaper).

– Oni wydawali licencyjne kasety zagranicznych wykonawców. Prawdopodobnie był to jakiś album zespołu Mouse on Mars lub Tortoise. Wytwórnia sprowadzała wówczas dużo post rocka, niemieckiej elektroniki i ambitniejszego popu – mówi szef sklepu. – Jest wiele sklepów i serwisów, które skupiają się na konkretnym gatunku muzyki, Serpent od początku nie jest gatunkowy. Mam co prawda swój target – odbiorców ambitnej, niezależnej muzyki, ale wolę unikać muzycznych definicji.

Z kopalni do sklepu z płytami

Na początku mojej działalności niezależna muzyka nie miała wsparcia w mediach, nie było Facebooka, Twittera, czy YouTube’a. Sam byłem zwykłym odbiorcą muzyki, więc wiedziałem, że jest głód informacji dotyczących niszowych twórców.

W 2010 r. na Facebooku utworzony został profil sklepu. Niemal codziennie pojawiają się tam odnośniki do utworów, artykułów oraz informacje o nowościach w sklepie. Obecnie profil ma ponad 3 tys. „lajków” i jest dosyć istotnym narzędziem w pracy sklepu. – Zdarza się, że pisze do nas ktoś, kto przesłuchał jakiś album w mp3, spodobał mu się i chciałby mieć oryginalną płytę.

Nim Piekarczyk na dobre zajął się swoją pasją i przekształcił ją w biznes, imał się różnych zajęć. Pracował m.in. w biurach i kopalni, natomiast doświadczenie zdobyte podczas pracy na audiowizualnym festiwalu WRO we Wrocławiu pomogło mu podczas tworzenia serwisu internetowego.

Nie tylko wysyłka

W swoim sklepie najbardziej lubi sprzedawać rzadkie egzemplarze płyt, choć przyznaje, że z białymi krukami jest dużo roboty. – To bywa czasochłonne i kosztowne, żeby w ogóle umieścić jakąś rzadką płytę w ofercie sklepu. Trzeba się dogadywać z wydawcą, a muszę przyznać, że najczęściej dojście do porozumienia z małymi niezależnymi wydawcami jest bardzo czasochłonne, nie wspominając już o odpowiednim zapakowaniu płyty o nietypowym gabarycie.

Na brak pracy Piekarczyk nie narzeka. Mogłoby się wydawać, że w sklepie internetowym wystarczy przyjąć zamówienie, zapakować płytę i wysłać. W wielu to tak może wygląda, ale nie w Serpencie. – Staram się cały czas trzymać obecnej od samego początku idei, że oprócz sklepu prowadzę też serwis informujący o muzyce, który musi być stale uaktualniany. To zabiera mnóstwo czasu.

Trudniej pracuje się z małymi wydawnictwami. Duże zwykle same informują o nowych płytach, w przypadku tych mniejszych czasem trzeba samemu szukać nowości. Jak twierdzi właściciel sklepu, samo wysyłanie paczek do klientów to jakieś 20 proc. czasu, który poświęca na swoją działalność.

Do sklepu przychodzi z samego rana, jak najwcześniej. Pracę zaczyna od przygotowania płyt do pakowania, następnie przychodzi Gosia, pracownica sklepu i, jak dodaje szef, „twardy rdzeń firmy”.

Zajmuje się m.in. pakowaniem produktów do wysyłki, a także wstawianiem nowości do oferty. Między 13 a 15 przyjeżdżają kurierzy i zabierają paczki. Wtedy można zająć się stroną. A jeszcze w ciągu całego dnia docierają dostawy od wydawców i dystrybutorów, które trzeba przyjąć. 

Kasety bez magnetofonu

Prowadzenie sklepu muzycznego pozwala na zaobserwowanie ciekawych zjawisk, jak chociażby powracające małymi krokami płyty magnetofonowe. O ile renesans płyt winylowych jest widoczny już od kilku lat, o tyle wracające do łask kasety cały czas są w niszy. – Nakład kaset danego albumu wynosi obecnie ok. 30 sztuk, to rynek hipstersko-gadżeciarski. Osoby, które zamawiają kasety, zwykle mają kod, by ściągnąć wszystkie utwory w formacie mp3, ale po prostu chcą mieć coś na półce. Znam wydawcę, który twierdzi, że większość osób zamawiających kasety nie ma nawet magnetofonów – mówi właściciel Serpentu. – Ciągle tkwi w nas chęć posiadania fizycznego obiektu, mimo że praktycznie wszystko da się teraz ściągnąć z Internetu. Myślę, że w ten sposób wyraźniej czujemy, że wspieramy artystów. 

Eksport jazzu i folku

Wśród klientów sklepu Piekarczyka są też tacy, którzy kupują tylko płyty winylowe. Chodzi głównie o fanów konkretnych zespołów, prawdziwych melomanów, którzy nie słuchają byle czego. Zresztą, taka jest większość klientów Serpentu. Ci, których obcowanie z muzyką ogranicza się do radiowej sztampy, niewiele znajdą tutaj dla siebie. Płyty, których schodzi najwięcej, zwykle znajdują się na pograniczu gatunków, bywa że trudno je w ogóle klasyfikować.

– Specyficzna sytuacja dotyczy jazzu, który jest w pewnym sensie gatunkiem elitarnym, słuchają go ludzie, którzy mają trochę więcej pieniędzy i wyrobiony gust. Choć na rynku jest to gatunek niszowy, u mnie w sklepie sprzedaje się dosyć dobrze.

Serpent sprzedaje również płyty zagranicą, istnieje angielska wersja strony. Zagraniczni klienci zwykle kupują to, co w Polsce nie jest zbyt „chodliwe”: polski jazz, folk, wszelkiego rodzaju muzyczne pogranicza oraz polską elektronikę.

W sklepowych bestsellerach znajduje się chociażby płyta „Rimbaud”, która jest eksperymentalnym projektem Michała Jacaszka, Mikołaja Trzaski oraz Tomasza Budzyńskiego, świetnie sprzedają się również płyty folkowego zespołu Księżyc oraz Oli Bilińskiej. Asortyment sklepu oraz bestsellery wpasowują się w hasło „Muzyka nie dla każdego”, które przyświeca działalności Piekarczyka. 

– Co mi sprawia największą satysfakcję? Spotkanie na żywo kogoś, z kim współpracuje od lat, a kogo jeszcze nie widziałem na oczy. Lubię też patrzeć na zamówienie i zastanawiać się, według jakiego klucza klient dobierał płyty; to czasem prawdziwy rebus. Fajnie rozgryzać, kim jest ten człowiek i jaki ma gust. Mimo tylu lat prowadzenia sklepu, nadal idąc rano do sklepu zastanawiam się, jakie dzisiaj będą zamówienia albo o promocji jakiej ciekawej nowości będę rozmawiał z wydawcą.


Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama