Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Historia. Esterka jest nasza: z Kazimierza Dolnego!

Legenda miłości króla Kazimierza Wielkiego i Estery jest żywa od kilkuset lat. Najbardziej związana jest z Kazimierzem Dolnym, chociaż można o niej usłyszeć również w Sandomierzu, Opocznie czy podkrakowskim Łobzowie. „Nasza” kazimierska Esterka jest nam jednak najbardziej bliska...
Historia. Esterka jest nasza: z Kazimierza Dolnego!
Budynek synagogi w Kazimierzu – lata sześćdziesiąte XX w. (fot. Ze zbiorów Roberta Ocha)

Pierwsza wzmianka o miłości króla do Esterki pochodzi z „Kronik” Jana Długosza, który pod datą 1356 r. wspomniał, że król Kazimierz Wielki wziął sobie za nałożnicę Esterę – kobietę pochodzenia żydowskiego. Kolejna wzmianka – tym razem w źródłach żydowskich – miała miejsce 100 lat później.

– O Esterze wspomniał Dawid Gans – mówi Robert Och, znany puławski historyk i regionalista. – Do dzisiaj historycy toczą spór, czy była to postać autentyczna, czy też mamy do czynienia z legendą. Niektórzy uważają, że jest to postać, która do naszej kultury przeniknęła wprost z Biblii jako Estera, która w imperium perskim uratowała życie tysiącom Żydów.

Co na to kazimierscy Żydzi?

Według nich, Estera była córką ubogiego krawca Rafaela. Miał on pokaźną gromadę dzieci; w domu nie przelewało się, żył w ubóstwie. Zmieniło się to, kiedy właśnie jego córka wpadła w oko królowi. Jak głosi legenda, Esterka przebywała u króla w zamku na wzgórzu, a ten z czasem wybudował jej zamek w Bochotnicy. Między dwoma zamkami miał istnieć tunel, którym król podążał do swojej ukochanej.

Miłość króla do pięknej Żydówki (w przekazach ustnych podkreślano jej niezwykłą urodę) była tak wielka, że – ze względu na jej wiarę – postanowił wybudować w Kazimierzu synagogę, a w jednej ze ścian miały być wmurowane kamienie specjalnie sprowadzone z Jerozolimy.
Ponieważ król nie bywał często w Kazimierzu, zaglądał do swojej ukochanej najczęściej podczas podróży do Krakowa; ta chcąc zapomnieć o tęsknocie tkała jedwabną tkaninę. Używała przy tym złotych nici. W końcu utkała parochet (rodzaj kotary), który miał zasłaniać Torę (najważniejszy tekst judaizmu).

Żydzi byli niezwykle dumni z parochetu Esterki i przez kolejne pokolenia uważali go za cudowny talizman, który miał chronić ich przed różnymi nieszczęściami. Mimo licznych powodzi, wojen i pożarów, które nie oszczędzały Kazimierza, parochet nigdy nie został uszkodzony.
Po I wojnie światowej, kiedy Rosjanie podpalili miasto, postanowili ukryć tkaninę w kasie pancernej, która należała do kupca Wowcze Bromberga mieszkającego przy samym rynku – w kamienicy Gdańskiej.

Parochet był wyjmowany tylko podczas ważnych uroczystości i w asyście członków żydowskiej społeczności był przenoszony do synagogi.

– Od czasu do czasu mieszkańcy miasteczka mogli go zobaczyć podczas ekspozycji w kamienicy Gdańskiej – dodaje Robert Och. – Tam też odbył się spektakl teatralny, w którym również użyto go jako rekwizytu.

Chodziło o sztukę autorstwa krawca Lejba Getzelesa „Królowa Esterka z Kazimierza”. Rolę króla zagrał autor sztuki. Wyglądało to dość komicznie, bo krawiec był niewielkiego wzrostu i występował w butach o nienaturalnie wysokich obcasach.

Według przekazów, parochet zabrali ze sobą Żydzi, kiedy w marcu 1942 r. Niemcy rozpoczęli ich eksterminację. Co się z nim stało – nikt tego nie wie. Mit o cudownej tkaninie próbował rozwiać w latach 30. ub. wieku historyk sztuki – Władysław Husarski. Napisał m.in., że parochet był niczym innym, jak – mówiąc współczesnym językiem – wyrobem… made in China. Tą opinią Żydzi zupełnie się nie przejęli. Dla nich wciąż była to cudowna tkanina.

Rozkwit legendy

Tymczasem legenda o Esterce kwitła. W XIX w. powstało wiele książek o niej. Autorem jednej z nich był m.in. Józef Ignacy Kraszewski („Król chłopów: powieść historyczna z czasów Kazimierza Wielkiego”). W jednym z rozdziałów opisuje miłość króla i Esterki.

Imię Esterki rozsławiali też kazimierscy przewodnicy, a zwłaszcza dwóch Jankieli: Szwaroman i Goldfarb.

– Byli to zawodowi przewodnicy – dodaje Robert Och. – W zależności od słuchaczy rozbudowywali legendę o Esterce o coraz to nowe elementy. Twierdzili, że miłość Kazimierza Wielkiego do niej była tak wielka, że król codziennie przebywał podziemiem drogę z Kazimierza do Bochotnicy i z powrotem.

– „Skoro tak bardzo się kochali, to dlaczego nie mieli potomstwa?” – spytał pewnego razu jeden ze słuchaczy. Jankiel miał na to gotową odpowiedź: – „Po takim wyczerpującym spacerze król marzył tylko o wypoczynku…”.

Sprytni przewodnicy mieli tez swój sposób na to, jak wspomóc lokalne karczmy. Podczas opowieści podkreślali, że Esterka była doskonałą kucharką i bardzo dbała o podniebienie króla. Wymieniali smakowite potrawy, które szykowała kochankowi. I na koniec sugerowali słuchającym, że jeśli chcą spróbować „legendarnej” potrawy Esterki, to nic prostszego: i wskazywali miejsce, gdzie w Kazimierzu takie „oryginalne” danie można było zjeść...

Czyja jest Esterka?

„Bój” o piękną Żydówkę toczy m.in. Łobzów. Według ich legendy, król zabrał Esterkę z Kazimierza i ponoć to właśnie w Łobzowie miała kwitnąc ich miłość. Inna wersja jest bardziej bogata w szczegóły: mówi się, że Esterka wcale nie była córką ubogiego krawca z Kazimierza, lecz król zabrał ją przed wiekami z żydowskiego getta. Ta jednak nie mogła znieść licznych zdrad kochanka i wyskoczyła z okna zamku. Tak miała zginąć. Król pochował ją w pobliskim parku, a w miejscu pochówku usypano kopiec.

– Ta wersja tak mocno się utrwaliła, że kiedy król Stanisław August Poniatowski jechał do Krakowa w 1787 r., to rozkazał rozkopać rzekomą mogiłę, żeby sprawdzić, czy są tam zwłoki Esterki – mówi R. Och. – Nic tam jednak nie było.

Po wojnie pamięć o niej powróciła. Słynną, przedwojenną jeszcze restaurację Berensa przy rynku (bywała w niej Hanka Ordonówna) nazwano nawet jej imieniem. Dziś jednak po lokalu nie ma nawet śladu. Legenda wprawdzie żyje, ale powoli odchodzi w zapomnienie.

– To dziwne, że nazwa „Esterka” nie jest wykorzystywana w różnego rodzaju komercyjnych przedsięwzięciach – mówią niektórzy mieszkańcy Kazimierza. – Ta nazwa jest tak silnie związana z miastem, że warto byłoby to wykorzystać dla promocji nie tylko samej legendy, ale i Kazimierza. W Hollywood już pewnie byłby o tym film – dodają żartobliwie.

Władysław Husarski o parochecie Esterki:

„…z wyposażenia synagogi, pewną wartość artystyczną ma jedwabna, haftowana firanka do zasłaniania rodałów; według miejscowych tradycji wykonana przez Esterkę i przez nią ofiarowaną tutejszej synagodze; w rzeczywistości zaś stanowiącą najbardziej typową i banalną robotę chińską; można się domyślać, że dostała się do tego domu modlitwy tuż po wystawieniu, czyli w drugiej Polowie XVIII w., kiedy w Europie całej panowała moda na chińszczyznę.”

Jan Długosz, Roczniki czyli kroniki sławnego Królestwa Polskiego:

„… wziął znowu Żydówkę imieniem Estera, ślicznej urody niewiastę, za nałożnicę, z której spłodził dwóch synów: Niemierzę i Pełkę. Na prośbę rzeczonej Estery, Żydówki i miłośnicy swojej, ponadawał Żydom w królestwie polskim mieszkającym wielkie wolności i przywileje na piśmie wydanym w imieniu królewskim, które wielu poczytywało za fałszywe, a w których była niemała krzywda i obraza Boża. Te obrzydłe nadania po dziś dzień się jeszcze utrzymują. Jeden zaś z owych synów królewskich, z Żydówki urodzonych, Pełka, zszedł ze świata za wcześnie, śmiercią zwyczajną; drugi, Niemierza, który po śmierci Kazimierza sprawował służbę u Władysława, księcia litewskiego, a potem króla polskiego, w zatardze wszczętej w Koprzywnicy pomiędzy mieszczanami z powodu wyciskania na nich podwód, zabity został. I to sromotnym także było postępkiem, że córkom zrodzonym z onej Żydówki Estery pozwolono, jak ludzie powiadają, przejść na wiarę żydowską.”


Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama