- Jedną z pierwszych podróży była majówka w Bieszczadach. Pamiętamy ją bardzo dobrze, bo w domkach schroniska PTTK nie było ogrzewania, a temperatura w nocy spadła do około 0 stopni - śmieje się Ewa.
Kiedy rozmawiamy, ja jestem w Lublinie, oni w Bangkoku. Różnica czasu to 6 godzin. Kontakt tylko przez maile i Skype.
- Takie sytuacje jak w Bieszczadach nie zniechęcają nas, ale hartują. Po czasie wspomina się je już tylko z uśmiechem. To one nadają podróżom smaczek - podkreśla globtrotterka.
Dwa tygodnie dookoła Europy
- Przeważnie podróżowaliśmy autostopem - dodaje Piotr. - Nasza najdłuższa podróż tego typu to dwa tygodnie dookoła Europy. Spaliśmy wtedy pod namiotem, albo w naczepach TIRów. Zdarzyło się też, że w Niemczech zostaliśmy zaproszeni na noc do mieszkania chłopaka, który wiózł nas kilkaset kilometrów.
Pomysł na podróż dookoła świata zrodził się 3,5 roku temu podczas planowania podróży poślubnej. Para musiała jednak zaczekać kilka lat zanim udało im się zebrać konieczne fundusze. Wyruszyli w październiku.
- Intensywne planowanie zaczęliśmy jednak już pół roku wcześniej. Musieliśmy zadbać przede wszystkim o szczepienia - opowiada Ewa. - To nie są jednak plany z kalendarzem w ręku i z zegarkiem przed oczami. Przewidujemy, że cała wyprawa potrwa około 6-12 miesięcy w zależności od posiadanych funduszy. Po blisko trzech miesiącach w trasie nie jest z nimi jeszcze tak źle więc mamy nadzieje, że uda nam się podróżować dłużej niż pół roku. Wciąż jednak zastanawiamy się, czy tym razem odwiedzić jedynie wschodnią część świata, czy udać się również do Ameryk.
Mu Ko Chang
Wizy do USA już są, ale koszty biletów mogą okazać się zbyt wysokie. Na razie w planach jest więc Kambodża, Wietnam i Laos, a potem droga do Australii prowadząca przez Malezję i Indonezję.
- Następnym celem byłaby Nowa Zelandia, ale niestety możliwe, że nie zdążymy tam przed zimą - mówi Piotr. - Żeby obniżyć koszty utrzymania w tym dość drogim kraju planowaliśmy spać tam pod namiotem, a to z powodu zbyt niskich temperatur już się nie uda. Na szczęście są inne rozwiązania, których moglibyśmy spróbować. Na przykład dość popularna praca za nocleg i wyżywienie. Jakoś damy radę.
W tej chwili kiedy rozmawialiśmy, ich największym dylematem był sylwester.
Jedną z najbardziej prawdopodobnych wersji jest to, że koniec grudnia spędzą na tajskiej wyspie Mu Ko Chang (podkreślają, że rajskie plaże to sceneria jakiej jeszcze nigdy nie mieli na Nowy Rok). W grę wchodził też Wietnam, bo wielu ludzi spotkanych na trasie polecało go jako wspaniały kraj do podróżowania.
- Po odwiedzeniu Polskiej Wioski pod Stambułem (tr. Polonezkoy - pl. Adampol), oraz Stowarzyszenia Ojców Kamilianów w Tbilisi przekonaliśmy się, że w takich miejscach mieszkają zazwyczaj i pracują niesamowicie interesujący ludzie, więc ciekawie byłoby znaleźć takie miejsce również w Wietnamie - opowiada Piotr. - Wiemy już jednak, że nie uda nam się tam dotrzeć na czas jadąc bez stresu spokojnym tempem.
- Mamy nadzieje, że w ostatniej chwili znajdziemy innych podróżników, którzy chcieliby spotkać się na sylwestra - planują. - Zachodni turyści przylatujący do Azji całymi rodzinami specjalnie na święta i Nowy Rok. to jednak nie jedyna grupa, którą można spotkać na tajskich plażach o tej porze roku. Są jeszcze podróżnicy - backpackersi których święta niejako „złapały” w drodze.
Szaround the world
Odkąd w październiku Krzyszkowscy wyjechali z Biłgoraja podróżowali już motocyklem, samolotami i autobusami. Około 300 km przez Himalaje przeszli pieszo.
- W Azji wynajęcie skutera nie jest drogie, więc mamy nadzieję, że uda nam się jeszcze wsiąść na dwa kółka - śmieją się małżonkowie. - Planujemy również autostop, pociągi, łodzie i samoloty. W Australii najprawdopodobniej uda się jeździć samochodem kempingowym przekazanym od firm, które potrzebują przetransportować go pomiędzy ich wypożyczalniami.
Całą trasę i wszystkie przygody po drodze podglądać można w internecie. - Założyliśmy własną stronę, żeby być z bliskimi na bieżąco, a przy okazji także w roli reklamy. Mieliśmy nadzieję na pozyskanie w ten sposób dodatkowych funduszy. Póki co, to się jeszcze nie udało - śmieje się Piotr.
- Największy problem mieliśmy z nazwą strony - przyznaje Ewa. - Istnieje przecież wiele blogów podróżniczych i wiele ciekawych nazw jest już zajętych. O pomoc poprosiliśmy znajomych. Utworzyliśmy wydarzenie na facebooku, a przyjaciele podzielili się z nami swoimi pomysłami. Nazwa została wybrana drogą głosowania.
Zwyciężyło „Szaround the world”, bo Piotr jest bardziej znany wśród swoich przyjaciół jako Szary. Do jego żony w naturalny sposób przylgnął więc pseudonim „Szara Ewa”. Na swojej stronie dzień po dniu, krok po kroku relacjonują więc „Szarą” wyprawę.
Rozmowy o Polsce
- Najbardziej zaskoczyło nas to, że w Himalajach, 3500 metrów nad poziomem morza, jest wifi oraz to, że te rejony świata są tak bardzo zaludnione - opowiada Ewa. - Zdziwiłam się także, że przypadkowo napotkany w Himalajach Nepalczyk, który dźwigał na czole (to rodzaj tamtejszego plecaka) worek pełen drewna miał siłę, czas i ochotę rozmawiać o Polsce nawet nie ściągając tego wora. Twierdził, że nie jest taki ciężki.
Piotr dodaje, że Ewa była najbardziej przerażona na ulicach Istanbułu, Tbilisi i Katmandu, bo jazda po nich nie należy do najbezpieczniejszych.
- Dosyć zabawny był też czteroletni dzieciak, który w jednej z wiosek zagrodził nam przejście stając w pozycji Bruce'a Lee. Wszystko skończyło się walką na miecze, którymi były moje kijki trekkingowe - śmieje się Piotr.
- Rozbawiła nas też jedna z restauracji pod nazwą Yac Donald (Jak Donald). Było w niej menu napisane czcionką Mc Donald’sa, a i potrawy nazywały się podobnie jak te z sieciowej restauracji chociaż nie miały z nimi nic wspólnego. I serwowali tam przepyszną gorącą czekoladę! Niektórzy ludzie mają pomysły na biznes! - Ewa nie kryje zazdrości.
Welcome in Paradise
- Ważniejsze jest nastawienie - uważa Piotr. - W jednym z tańszych hoteli w Turcji, w niezbyt pięknej nadmorskiej miejscowości, zostaliśmy przywitani pełnym ekspresji „Welcome in Paradise!”. Po takim przywitaniu nie jest już ważne, co oczy zobaczą.
W trasie nie brakło także sytuacji dwuznacznych
- W Gruzji na jednej ze stacji benzynowych pewien starszy pan z pięcioma złotymi zębami na przedzie dosyć niespodziewanie posadził Ewę na tylnym siedzeniu naszego motocykla łapiąc ją przy tym za pupę - wyznaje mąż.
- Wcześniej przez 10 dni byliśmy w zachowawczej muzułmańskiej Turcji, gdzie nikt nie zwracał na mnie uwagi. Nie było nawet mowy, żeby jakikolwiek mężczyzna podał mi pierwszy rękę. Generalnie mówiąc, nie czułam się tam w jakikolwiek sposób „podrywana” - przyznaje Ewa. - Kiedy więc ten starszy mężczyzna w Gruzji bez żadnego skrępowania złapał moją pupę podnosząc mnie wysoko zaczęłam głośno piszczeć. To było dziwne.
Jedźmy w świat
Krzyszkowscy podkreślają, że na wyprawę dookoła świata mogą jechać wszyscy.
- W drodze spotkaliśmy przeróżnych ludzi. Po Nepalu podróżował ośmiomiesięczny chłopiec wzbudzając swoją jasną karnacją wielkie zainteresowanie i pozytywną sensację. Rodzice kąpali go w dużym drewnianym wiadrze stawianym przy ognisku - opowiadają podróżnicy z Biłgoraja. - Spotkaliśmy małżeństwo sporo po 60-tce, trekkingujące w Himalajach dookoła Annapurny. Pokonali przełęcz Thorung La na wys. 5416 m n p m radząc sobie z wysokością znacznie lepiej niż my.
Oczywiście największą grupą podróżników są młodzi ludzie bez zobowiązań, bo im najprościej ruszyć w drogę. Na lotnisku w Kathmandu widzieli, jak biała mama przewijała swojego około trzymiesięcznego synka. Taty nie było widać w pobliżu, więc najprawdopodobniej podróżowała z synkiem sama. Kiedy korzystając z portalu Couchsurfing spali u 40-latki z Bangkoku dowiedzieli się, że planuje roczną podróż dookoła świata sama ze swoją 8-letnią córką.
Jak w akademiku
- Uważam, że podróżowanie z dzieckiem jest najbardziej wymagające, więc skoro tyle osób mimo wszystko się na to decyduje może to zrobić każdy. To tylko kwestia osobistych priorytetów - mówi Ewa. - My na przykład wybraliśmy podróż, a nie wkład własny w kredyt na mieszkanie.
- Jest jeszcze kwestia poziomu życia w czasie podróży. Wiele razy słyszeliśmy, że ktoś by się nie zdecydował tak długo być w drodze, bo luksus spania w czystym łóżku, codziennego prysznica, regularnego jedzenia i wreszcie kontakt z rodziną jest dla niego istotny - mówi Piotr. - Przekonaliśmy się, że dopóki nie wybieramy się do najbiedniejszego kraju świata wszystko to można znaleźć w innych krajach. Pomijając Nepal, wszędzie mieliśmy ciepły prysznic, spaliśmy w takich warunkach za jakie sami chcieliśmy zapłacić. Czasem za 40 złotych mieliśmy większe luksusy niż gdy mieszkaliśmy w akademiku. Nasi rodzice przekonali się, że kontakt z nami jest codziennie, mamy z nimi nawet lepszy kontakt niż gdy pracowaliśmy. W końcu jesteśmy na wakacjach, więc mamy czas. W każdym kraju kupujemy kartę SIM i wykupujemy pakiet Internetu, w ten sposób zdarzyło nam się rozmawiać z rodzicami przez Skypa z namiotu spędzając noc na dziko.















Komentarze