• Jak długo trwała praca nad pana solową płytą „Przebudzenie”?
- Trochę to trwało. Pierwszą piosenkę, zresztą tytułową, nagraliśmy ze Stefanem (Stefan Gąsieniec - kompozytor muzyki na płycie - przyp. aut.) trzy lata temu. Praca nad tym krążkiem odbywała się w wolnych chwilach. Ja byłem zaabsorbowany pracą w Budce Suflera. To było na tyle angażujące, że nie miałem czasu na inne, dodatkowe rzeczy. Płytę robiliśmy krok po kroku wtedy, kiedy był jakiś wolny czas. Na wiosnę okazało się, że do płyty brakuje nam trzech czy też czterech piosenek i je nagraliśmy. Płyta została wydana przez nienależną wytwórnię z Wrocławia - Rockers - która pracuje z młodymi muzykami rockowymi. Znalazłem się więc w gronie bardzo młodych ludzi, którzy wydają płyty. Poza płytą powstały też dwa teledyski. Jeden we Wrocławiu, drugi kręciliśmy z naszym regionie.
• Właśnie, sceneria, w której był kręcony teledysk do utworu „Przebudzenie” jest nietypowa. Wyspa, ruiny kościoła…
- Wojtek (Czerniatowicz - przyp. aut.), który jest reżyserem tego klipu, zadzwonił do mnie i powiedział, że znalazł fantastyczne miejsce, które jest niedaleko Motycza, gdzie mieszkam. Wysłał mi zdjęcia. Byłem zaskoczony. Mieszkam jakieś 20 kilometrów od tych ruin i nie miałem zielonego pojęcia o tym, że coś takiego istnieje. Wrażenia są rewelacyjne. W ogóle historia tego miejsca jest niesamowita. Z obecnym właścicielem tego terenu przesiedzieliśmy kilka godzin. Opowiadał nam historię tego miejsca. Jego pradziadek, który był legionistą u marszałka Józefa Piłsudskiego, kupił ten majątek razem ze stawami i runami kościoła. To był kościół jezuicki. Powstał na początku XVIII wieku. Jest nietypowy bo nie ma podpiwniczenia, nie ma fundamentów. Są powbijane pale. Kościół działał tylko 25 lat. Już w XVIII wieku popadł w ruinę. Historia jest bardzo ciekawa. Tym tematem warto się zainteresować.
• Pracował pan już kiedyś w takim miejscu?
- Nie. To był pierwszy raz, choć w różnych warunkach nagrywaliśmy. Na wyspę dostaliśmy się metalową łódką. Na szczęście nie padało. Dzień był słoneczny. Było natomiast bardzo zimno. Ale to nic. Najważniejsze, że to, że to wszystko dało dobry efekt i wszystko fajnie zagrało.
• Wróćmy do płyty „Przebudzenie”, na której jest dziesięć piosenek. Która z nich jest pana ulubioną?
- Na pewno jest to tytułowa piosenka. Lubię ją nie tylko z powodu tekstu jak też warstwy muzycznej. Poza nią jest kilka, które też lubię. Są też dwa utwory, za którymi specjalnie nie przepadam, ale nie przyznam się, o które piosenki chodzi. Nie wypada o własnym dziecku mówić, że ma krzywą nogę (śmiech). Nie zmienia to faktu, że rzeczywiście mam dwie takie piosenki, do których nie jestem przekonany, ale to zawsze tak jest.
• Czy w związku z wydaniem tej solowej płyty będzie też trasa koncertowa?
- Chyba nie. A to dlatego, że na stałe jestem związany z synami, czyli zespołem „Bracia”, z którym od prawie roku jeżdżę i występuję. Prawdopodobnie jedną czy też dwie piosenki włączę do repertuaru, który razem gramy. Zresztą nomen omen przygotowujemy się do wspólnego projektu, który roboczo nazywa się „Cugowscy”. Szykujemy wspólną płytę: moich synów i moją. Planujemy ją wydać w maju, a jeśli nie zdążymy to będzie to czas zaraz po wakacjach.
• A poza tym co jeszcze w tym roku muzycznie pan zaplanował?
- Projekt z muzyką klasyczną też się rozwija. Mamy propozycje, aby powtórzyć koncert, który się odbył we wrześniu we Wrocławiu (Krzysztof Cugowski zaśpiewał w duecie z sopranistką Aleksandrą Kurzak - przyp. aut.). Jest nadzieja, że może w Lublinie też będziemy mogli ten projekt zaprezentować. Poza tym, miałem sobie odpocząć, ale dzieje się na tyle dużo, że na razie nie ma na to szans.
• Nie tęskni Pan za czasami Budki Suflera?
- Budka Suflera to właściwie jest moje życie: ponad 40 lat. Tego nie da się wymazać ani z pamięci ani z serca, więc pod tym względem absolutnie tak. Natomiast myślę, że projekt Budka Suflera zakończyliśmy we właściwym czasie i skończyliśmy tak jak żaden zespól z Polski jeszcze nie zrobił: gigantyczną trasą koncertową. Zagraliśmy koncerty w największych halach, na które przychodziły tłumy ludzi. Myślę, że pożegnaliśmy się z publicznością w sposób najlepszy, w jaki tak wielki zespół, który tyle lat był na rynku mógł to zrobić. Takie jest moje zdanie.
Wojciech Czerniatowicz
reżyser teledysku do utworu „Przebudzenie”
Teledysk do piosenki można zrobić na milion różnych sposobów i można szukać najróżniejszych rozwiązań, żeby coś przekazać. Ten teledysk można było przecież zrobić np. o wojnie. Pomysłów było dużo. Ja chciałem jednak pokazać w nim ludzi, którzy są absolutnie silni, którzy mają ponadprzeciętne umiejętności i mimo to doświadcza ich los. Zastanawiałem się których sportowców wybrać. Jak zacząłem przeglądać różne historie to okazało się, że takich osób jest bardzo dużo.
Pierwszą osobą, która wzięła udział w naszym projekcie jest Bartek Bonk (mistrz olimpijski z Londynu w podnoszeniu ciężarów, który stracił dziecko - przyp. aut.). Drugą osobą, z którą się spotkałem był Rafał Wilk (były żużlowiec po bardzo poważnym wypadku, po którym stracił władzę w nogach. Dwukrotny mistrz paraolimpijski z Londynu w handbike’u - przyp. aut.). W zasadzie pomysł z Rafałem to podsunął mi Krzysztof, który jest zapalonym żużlowcem.
Ostatnią osobą, która występuje w teledysku jest Aneta Konieczna (wielokrotna mistrzyni olimpijska w kajakarstwie - przyp. aut.), która wygrała walkę z rakiem. Jeśli chodzi o samą realizację tego teledysku to nie jest to klip, do którego da się napisać scenariusz. Przy takim teledysku trzeba bardzo uważać, żeby nie wejść w zbyt duży patos. Założenie było takie, że bohaterami są mistrzowie olimpijscy, których cierpienie, ich problemy pokazujemy. Obiecałem sobie jednak, że żadnej dosłowności nie będzie.
Jeśli ktoś się nie orientuje o co chodzi to trudno, to będzie to dla niego jedynie obrazek artystyczny. Po premierze okazało się jednak, że ludzie są doskonale zorientowani. Natomiast w przypadku miejsca, mam na myśli ruiny kościoła to znaleźliśmy je przeglądają zdjęcia satelitarne. Ponieważ jest to piękne miejsce i wpisuje się w koncepcję klipu to zadzwoniłem do gminy, aby dowiedzieć się czyje to jest i kto tym zarządza. Wójt skontaktował mnie z właścicielem. Mężczyzna zgodził się na współpracę. Kiedy przyjechaliśmy na miejsce był niezwykle gościnny.















Komentarze