Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Wojewódzki Urząd Pracy

„Lobster” reż. Giorgos Lanthimos (recenzja)

Kochasz wcześniejsze filmy Lanthimosa? Możesz się rozczarować. Kochasz przystojniaka Colina Farrella? Możesz się odkochać. Kochasz kino, które nie jest rozrywkowe? Idź!
„Lobster” reż. Giorgos Lanthimos (recenzja)

Pod miastem o nazwie Miasto, w hotelu o nazwie Hotel spotykają się samotni ludzie. David, tytułowy bohater trafia tam, bo rzuciła go żona. To informacje z pierwszych 5 minut filmu. Dalej się okazuje, że to nie wyjazdowa randka w ciemno czy taneczny weekend zapoznawczy. Widz ląduje w utopijnym, brutalnym świecie, który tylko pozornie wydaje się utopijny. Gdy przeżyjemy blisko 2 godziny w kinie i powleczemy się do wyjścia, nie da się uniknąć przesmutnej refleksji – coś w tym jest.

Kinomani którzy już swoje z nową falą greckiego kina przeszli, mają za sobą „Kieł” i „Alpy” nie będą „Homarem” zaskoczeni. Toksyczne układy między ludźmi s analizowane. Normy w których tkwimy wywracane na lewą stronę. Zachowania lansowane przez media i pop kulturę pokazane w tragikomicznym kontekście. Reżyser w swój niezwykły sposób rozprawia się ze związkami, przyjaźnią, miłością. Sprawia, że rozrywkowe wyjście do kina nie jest rozrywkowe i seans nie należy do najprzyjemniejszych przeżyć. Krew się leje, serca krwawią, depresja kwitnie.

Krytycy film chwalą, jurorzy nagradzają. Zwracają uwagę na rolę Colina Farrella, który tu z filmowego ciacha przeistoczył się w życiową sierotę z nadwagą. Zapuszczonego przystojniaka którego szczęście opuściło.

Tymczasem gwiazdy gwiazdami, nagrody nagrodami a Lanthimos jakby nie ten.

Film w porównaniu z „Kłem” i „Alpami” gubi moc. Jakby do Lanthimosa ktoś dolał wody. Jest długi, sprawia wrażenie, że dopisano mu dające nadzieję przesłanie. Niby bohaterowie nie będą „żyli długo i szczęśliwie” ale prawdziwe uczucie… itd. Można zacząć wierzyć w plotki, że producenci (film występuje w konkursach jako brytyjski ale składała się na niego Francja, Grecja, Holandia, Irlandia i USA) kazali dołożyć głos narratorki. Albo ingerowali, by obraz nie był hermetyczny i zbyt pojechany jak na powszechne standardy.

Ale to są odczucia oglądacza, który akceptuje reżyserskie dołowanie i brak światełka w tunelu.

Kto debiutuje jako widz Lanthimosa – i tak będzie miał co przeżuwać i przetrawiać.

Nie wszyscy to znoszą. W piątek kilka osób z seansu wyszło. Może po prostu kupili za mały popcorn. No, bo chyba nie byli singlami i nie przestraszyli się, że zostaną poddani kontroli i zesłania do Hotelu pod Miastem.


Podziel się
Oceń

Komentarze

Reklama