Piątek, godz. 12.56, na peron głównego dworca wtacza się pociąg z lotniska w Świdniku. Kompletnie pusty. Nie dziwi to już nikogo. Nawet tych, którzy te kursy zlecają i płacą za nie pieniędzmi podatników. – Nie możemy udawać, że nie wiemy, że te pociągi jeżdżą puste – przyznaje wprost Beata Górka, rzecznik marszałka województwa.
Pociągi wożą powietrze, bo ich rozkład nijak ma się do godzin przylotów i odlotów. W niedzielę jest pięć lotów, a szynobus tylko jeden i może się przydać wyłącznie pasażerom lądującego o godz. 11.50 samolotu z Glasgow. Pojazd wyrusza z portu lotniczego o godz. 12.40, dokładnie 10 minut przed lądowaniem samolotu z Frankfurtu i 35 minut przed tym z Dublina.
Czy nie można poprawić rozkładu? Dla władz województwa to niewykonalne.
– Nie jesteśmy w stanie za każdym razem nadążyć za zmianą rozkładu lotów – tłumaczy Górka. – Oferta lotów często się zmienia, lotnisko jest pod tym względem dużo bardziej elastyczne. My możemy zmieniać rozkład dwa razy w roku. Wszelkie inne zmiany są kosztowne i należy je zgłaszać z 40-dniowym wyprzedzeniem.
Rozkład nie byłby aż tak ważny, gdyby pociągi na lotnisko kursowały częściej, a nie najwyżej trzy razy dziennie, jak ma to miejsce obecnie. Ale nic z tego. – Nie ma na to pieniędzy – stwierdza rzeczniczka marszałka.
Im więcej połączeń, tym koszty rosną, bo samorząd musi zapłacić kolei za każdą parę pociągów „tam i z powrotem”.
– Każda para kosztuje 17 tysięcy złotych miesięcznie. Gdyby zrobić 10 albo 12 par pociągów dziennie, to łatwo policzyć, że koszty byłyby gigantyczne – tłumaczy Górka.
Niemało, bo 14 milionów złotych kosztowała budowa toru dojazdowego, który doprowadzono pod sam terminal lotniska. O tym, że jest to nowatorskie rozwiązanie, chętnie mówili przedstawiciele władz, także w trakcie oficjalnego otwarcia. Wtedy też usłyszeliśmy, że dla kolejarzy byłoby lepiej, gdyby... nie jeździło tu zbyt dużo pociągów i to przez 30 lat.
– Ten tor musi wychodzić na zero – przyznał wówczas Sławomir Burczaniuk z Polskich Linii Kolejowych. Jak tłumaczył, kolej dostała unijną dotację pod warunkiem, że tor nie przyniesie zysku: – To, co byśmy na nim zarobili, trzeba by zwracać Komisji Europejskiej.
Dotacja została wykorzystana, tor powstał i nawet czasem jedzie po nim pociąg, ale mało komu się przydaje. I wszystko wskazuje na to, że jeszcze długo nic się nie zmieni.
– To młode lotnisko, dopiero kształtuje swoją pozycję. W momencie, gdy liczba lotów ustali się na pewnym poziomie, będziemy mogli myśleć o tym, żeby rozkład pociągów dostosować do rozkładu lotów – mówi rzeczniczka marszałka.
Piątek, godz. 12.56, na peron głównego dworca wtacza się pociąg z lotniska w Świdniku. Kompletnie pusty. Nie dziwi to już nikogo. Nawet tych, którzy te kursy zlecają i płacą za nie pieniędzmi podatników. – Nie możemy udawać, że nie wiemy, że te pociągi jeżdżą puste – przyznaje wprost Beata Górka, rzecznik marszałka województwa.












Komentarze