• Od kiedy zajmujesz się fotografią i charakteryzacjami?
- Moje pierwsze, niezbyt udane próby jeśli chodzi o fotografię, miały miejsce w 2008 roku. Kostiumy tworzyłem już dużo wcześniej, ale dopiero zdjęcia, pozwoliły na wypracowanie marki.
• Czemu niezbyt udane?
- Bo nie potrafiłem robić zdjęć, a wydawało mi się, że potrafię. Gdy zacząłem pracować w Instytucie Architektury na KUL jednym z pierwszych moich zadań było fotografowanie zbiorowisk roślinnych. Aparat miałem cały czas przy sobie, aż w końcu wykorzystałem go do portretowania. Zdjęcia te nie miały wartości artystycznej, bo nie znałem zasad komponowania fotografii i obsługi manualnej aparatu. Problemem było także to, że informacji na ten temat szukałem w internecie, dostając porcję niepotrzebnych inspiracji. Tak niestety wygląda dzisiaj droga większości fotografów, że estetyki uczą się na podstawie oglądania Facebooka, maxmodels i Instagrama, a nie na podstawie dobrych książek i wypracowanych kanonów.
• „Królowie Nadbużańscy” to twój największy projekt artystyczny?
- Na pewno najbardziej znany. To również seria, która miała na mnie największy wpływ jeśli chodzi o myślenie o fotografii i o ludziach. Dla mnie to był pewien sprawdzian. Gdy pojawiła się propozycja od Jarka Koziary i Barbary Luszawskiej w związku z piątą edycją festiwalu Landartu, postanowiłem zaryzykować. Zastanawiałem się, czy ktoś nie odbierze mojej pracy fotograficzno-charakteryzatorskiej jako próby ośmieszenia osób starszych. Teraz myślę, że to była jedna z lepszych moich decyzji.
• Jak wyglądał twój pobyt na Podlasiu?
- Spędziłem 5 dni na terenach miejscowości Bubel Stary, Bubel Granna i Bubel Łukowiska. W pracy pomagał mi kolega i jeden z mieszkańców wsi, którego znali moi późniejsi modele i modelki. Wprowadził on nas do społeczności, tłumacząc, kim jesteśmy i co robimy. Tak dotarliśmy do pierwszych osób. Kolejni mieszkańcy już wiedzieli, o co chodzi w projekcie, wieść bardzo szybko się rozeszła. Odizolowanie tych terenów przekłada się na specyfikę życia. Odbiór był różny, w sumie zapytaliśmy o chęć udziału ok. 60 osób. Chodziliśmy od domu do domu i opowiadaliśmy, jak seria będzie wyglądać. Często nosiłem ze sobą kostiumy.
• I jakie były reakcje?
- Zazwyczaj spotykaliśmy się z odpowiedzą mieszkańców, że raczej nie mają ochoty brać udziału - wskazując na to „co ludzie pomyślą?”, czy mówiąc „po co mi takie zdjęcia?”. Oczywiście, ja to rozumiałem i szanowałem, wiedziałem, że na to nie wpłynę. Po jakimś czasie uzbierało się ok. 13 osób. Ostatecznie do projektu weszło 10 zdjęć, które tworzyło spójną koncepcję.
• Jakie były motywacje osób, które zgodziły się na sesje?
- Część rozumiała, że może przyczynić się do promocji nadbużańskich terenów, niektórzy sami przyznawali, że chcą coś zmienić w swoim życiu. Inni próbowali sprawdzić opinię sąsiadów. Gdy zdjęcia były wydrukowane i gdy rozdawałem portrety na pamiątkę, jedna z osób powiedziała mi, że to była bardzo fajna przygoda. Może część potraktowała temat jako wyzwanie i rodzaj przełamania się. To bardzo pozytywne doświadczenie pod kątem socjologicznym.
• W jaki sposób ta praca zmieniła twoje podejście do fotografii?
- Po tym projekcie musiałem zweryfikować rozumienie portretu. Portret stylizowany, przy którym odpowiadam za wszystko samemu od makijażu, fryzury, kostiumu po scenerię, wymaga, żeby w pewnym stopniu zapomnieć o osobowości modela. Tym charakteryzuje się fotografika kreatywna, w której sprytnie oszukuje się odbiorcę na poziomie wrażeń. Podczas tworzenia dynastii „Królów Nadbużańskich” musiałem ułamek tej prawdy o ludziach pozostawić, tak aby królowie byli wiarygodni. Dzięki takim doświadczeniom, w kolejnych moich pracach zacząłem myśleć o tym głębszym kontekście związanym z pokazywaniem postaci.
• Czy coś łączy osoby, które tam fotografowałeś?
- Cechą wspólną było ich swoiste podejście do życia. Mówili o sobie jako o społecznościach zapomnianych. Mieli świadomość, że w jakiś sposób są pomijani przez własny kraj, społeczeństwo, inne grupy wiekowe, a czasem zapomniani przez swoje rodziny. Tematem, który się najczęściej przewijał w rozmowach była śmierć. Wątek ten pojawiał się całkowicie naturalnie, miedzy słowami, na przykład w formie żartu. Pamiętam, jak do jednej z pozujących do zdjęć pań, odezwała się jej wnuczka słowami: „babka, siadaj do zdjęcia, będziesz miała ładny portret na stypę”. Sama babcia się z tego zaśmiała. Śmierć wracała w rozmowach stale, ponieważ jest naturalna. Tam nikt przed nią nie ucieka. Mieszkańcy często mówili, że są już do niej przygotowani, że mają wybraną trumnę, buty, czy garnitur. Odnosili się też do śmierci innych osób: ten umarł wtedy, tamta wtedy, temu zostało tyle lat, a ten pewnie niedługo umrze.
• Czym się teraz zajmujesz?
- Obecnie przygotowuję nowy projekt „Królowie Lubelscy”, stylistycznie powiązany z „Królami Nadbużańskimi”. Osoby starsze zostaną ponownie włączone do moich abstrakcyjnych, stylizowanych tematów, wpisanych w ważne dla Lubelszczyzny miejsca. Specyfika projektu w Lublinie będzie na pewno trochę inna niż „Królowie Nadbużańscy”. Zakładam, że będę miał do czynienia z osobami bardziej świadomymi tego, jakiej w danym wieku mogą podejmować się aktywności. Jest to w końcu społeczność miejska, a z tego mogą wyniknąć zupełnie inne rezultaty.
• Kto może wziąć udział w nowych „Królach…”?
- Ktoś, kto mieszka w Lublinie i ma więcej niż 60 lat, czyli jest w fazie życia, która narzuca pewne społeczne ograniczenia. Szukam osób otwartych, swobodnych, cieszących się życiem lub szukających odskoczni. Chcę tym projektem przełamać stereotypowe podejście, że w pewnym wieku coś można, a czegoś nie można robić. Mam nadzieję, że „Królowie Lubelscy” przełamią konwencję i pokażą, że modelką lub modelem może być również osoba starsza.
• Ktoś już się zgłosił?
- Tak, jest już zgłoszonych pięć osób. Temat jest cały czas otwarty, choć jeszcze nie pojawiła się oficjalna informacja, że szukam modeli i modelek. Ci, którzy potwierdzili udział już teraz, to ludzie z bliskich kręgów: dziadkowie lub rodzice znajomych albo osoby, które poznałem podczas prowadzenia warsztatów i kursów. Być może podejmę współpracę z Uniwersytetem Trzeciego Wieku.
• Ilu będzie „Królów Lubelskich”?
- Minimum siedmiu, ale najprawdopodobniej będzie ich dwa razy więcej. Temat cieszy się dużym zainteresowaniem, a możliwości jakie daje Lublin, jeśli chodzi o plenery są ogromne. Zgłoszenie do projektu można składać na mojego maila [email protected]
• Kiedy początek prac? Kiedy obejrzymy efekty?
- Przygotowania już trwają, powstały pierwsze kostiumy, a na dniach pojawi się decyzja o pierwszym wyjeździe. Każdy kolejny weekend to będzie albo praca nad kostiumem, albo sesja. W październiku wystawa pojawi się w jednym z lubelskich ośrodków kultury, później chciałbym wypuścić cykl w świat, tak, jak to było w przypadku „Królów Nadbużańskich”.
• Jakie miejsca zobaczymy na fotografiach?
- Na pewno Zawieprzyce. Myślałem też o pałacu w Kijanach oraz Lubartowie, Kozłówce i Kocku. To są miejsca znane, ale można je przedstawić w innym ujęciu, jako zaczarowane, baśniowe krainy. Oczywiście nie będę skupiał się tylko na zabytkach architektury, spróbuję odnaleźć też tereny ciekawe pod kątem przyrodniczym.
• Jak ubierzesz modeli i modelki?
- Na pewno nie będą to stroje tradycyjne. Część kostiumów będzie papierowa, część roślinna, niektóre na pewno będą nawiązywały do żywiołów. Tym razem to nie będą tylko portrety, wykorzystam scenografię i zastosuję szersze ujęcia, żeby pokazać przestrzeń.
• Czy angażowanie do pracy osób starszych jest celowym przeciwstawianiem się współczesnej tendencji, że wszyscy muszą być młodzi, piękni i wiecznie bardzo sprawni?
- Zdecydowanie. Nie lubię współczesnych, medialnych kanonów piękna. Oczywiście, nasze standardy są różne, ale dominujący dzisiaj wokół nas trend jest zupełnie nieadekwatny do tego, jaka estetyka powinna obowiązywać w pracach artystycznych. Ja chcę to zmienić i pokazać, że można być osobą otwartą niezależnie od wieku, pogodzoną z upływem czasu.
• Czy coś łączy osoby, które tam fotografowałeś?
- Cechą wspólną było ich swoiste podejście do życia. Mówili o sobie jako o społecznościach zapomnianych. Mieli świadomość, że w jakiś sposób są pomijani przez własny kraj, społeczeństwo, inne grupy wiekowe, a czasem zapomniani przez swoje rodziny. Tematem, który się najczęściej przewijał w rozmowach była śmierć. Wątek ten pojawiał się całkowicie naturalnie, miedzy słowami, na przykład w formie żartu. Pamiętam, jak do jednej z pozujących do zdjęć pań, odezwała się jej wnuczka słowami: „babka, siadaj do zdjęcia, będziesz miała ładny portret na stypę”. Sama babcia się z tego zaśmiała. Śmierć wracała w rozmowach stale, ponieważ jest naturalna. Tam nikt przed nią nie ucieka. Mieszkańcy często mówili, że są już do niej przygotowani, że mają wybraną trumnę, buty, czy garnitur. Odnosili się też do śmierci innych osób: ten umarł wtedy, tamta wtedy, temu zostało tyle lat, a ten pewnie niedługo umrze.














Komentarze