Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Wojewódzki Urząd Pracy

Upadnie klub z 60-letnimi tradycjami? Wójt: Serce mnie boli, ale nie ma z kim gadać

Kibice zajmującej po rundzie jesiennej 14 miejsce Sparty Łabunie jeszcze niedawno zastanawiali się, czy ich klub zdoła utrzymać się w rozgrywkach. Teraz mają na głowie inne problemy.
Upadnie klub z 60-letnimi tradycjami? Wójt: Serce mnie boli, ale nie ma z kim gadać
– W tym tygodniu odbyło się posiedzenie rady gminy. Radni chcą, żeby finansowanie klubu było utrzymane na poziomie 50 tys. złotych rocznie, jednocześnie nie zamierzając podjąć z klubem dodatkowej współpracy. To jest dla nas jak wyrok – mówi Michał Adamczuk, dotychczasowy prezes Sparty.

– Takie pieniądze z trudem starczały nam, gdy dostawaliśmy dodatkowe wsparcie od sponsora, a gmina finansowała z innej puli zespoły młodzieżowe. Teraz, gdy firma V-System zrezygnowała ze wspierania klubu, mielibyśmy wziąć na swoje barki również utrzymanie trampkarzy. To niemożliwe. Funduszy starczy nam co najwyżej do końca sezonu, później będziemy musieli ogłosić upadłość – dodaje Adamczuk, który kilka tygodni temu wraz z całym zarządem podał się do dymisji.

Działacze liczyli, że gmina odciąży ich, pokrywając koszty transportu. Tak jednak się nie stanie.

– Wójt obiecał, że po zakupie gminnych autobusów będziemy jeździli nimi na mecze. To pozwoliłoby nam zaoszczędzić dziesięć tysięcy rocznie. Ale po wyborach wycofał się z obietnic. Może wozić koło gospodyń wiejskich, może wozić zespół na igrzyska LZS, ale Sparty wozić nie może – twierdzi Adamczuk.

– Nonsens, nic takiego nie obiecywałem. Zresztą nawet nie mogłem. To autobusy szkolne, do wożenia dzieci. Nie mam zamiaru czyścić ich co niedziela po przewozie drużyny piłkarskiej – odpowiada Antoni Turczyn, wójt gminy Łabunie.

A po chwili dodaje:

– Pan Adamczuk rozłożył już dwa kluby w gminie Zamość, teraz to samo chce zrobić ze Spartą. Serce mnie boli, bo zależy mi bardzo na klubie, sam kiedyś finansowałem go z własnej kieszeni, chciałbym pomagać nadal, ale tam nie ma już z kim rozmawiać. Cały zarząd podał się do dymisji. Zostawili po sobie taki bałagan, że teraz nawet ludzie, którzy chcieli zaangażować się w prowadzenie drużyny, boją się za to wziąć.

Przerzucanie odpowiedzialności trwa w najlepsze, a tymczasem klub, założony w 1951 roku, powoli się rozpada.

– Większość zawodników porozjeżdżała się po innych klubach, kilku jeszcze trenuje, ale nie wiem jak długo. Został trener Ireneusz Suchowierzch, który pracuje za darmo, bo czuje się związany z drużyną. Jeśli gmina nam nie pomoże, wycofamy się z rozgrywek i ogłosimy upadłość. Bez sensu wziąć pieniądze, które i tak skończą się w połowie roku – kończy Adamczuk.

Podziel się
Oceń

Komentarze

Reklama
Reklama