Był ciepły, sierpniowy piątek. Hrubieszów już spał, tylko w jednym domu w centrum widać było jeszcze światło. Budynek plebanii był cały rozświetlony. W specjalnie przygotowanym pomieszczeniu młoda kobieta rodziła dziecko. Przed północą na świat przyszło dziecię płci męskiej. Działo się to 20 sierpnia 1847 r. Matka Apolonia z Trembińskich Głowacka, przybyła jakiś czas temu na hrubieszowską plebanię, aby u spowinowaconego z nią proboszcza ks. Feliksa Troszczyńskiego urodzić dziecko. Jej mąż Antoni nie zapewnił jej właściwej opieki w Żabczu i dlatego przyjechała do Hrubieszowa. Antoni Głowacki, ojciec dziecka był urzędnikiem w Żabczu w folwarku należącym do dóbr Poturzyn, należących do Tytusa Wojciechowskiego. Zajęty swoimi sprawami, nie wykazywał wielkiego zainteresowania żoną i dzieckiem. Odwiedził kilka razy żonę, był obecny podczas chrztu i na tym jego obowiązki męża i ojca wygasły.
W parafii św. Mikołaja w Hrubieszowie w księdze urodzeń i chrztów z 1847 r. pod nr 102 znajduje się zapis: „Działo się to w mieście Hrubieszowie dnia dwudziestego szóstego grudnia tysiąc osiemset czterdziestego siódmego roku o godzinie piątej wieczór. Stawił się Antoni Głowacki (...) w obecności Tomasza Radomskiego, organisty (...) i Macieja Patkowskiego, sługi kościelnego (...). I okazał nam dziecię płci męskiej (...). Dziecięciu temu na chrzcie świętym dziś odbytym nadano imię ALEKSANDER, a rodzicami jego chrzestnymi byli ksiądz Feliks Troszczyński proboszcz z Joanną Grodecką, dziedziczką Gródka”.
Po urodzeniu syna, Apolonia nie wróciła już nigdy do rodzinnego domu, pomagał jej kuzyn ks. Feliks Troszczyński, zapewniając przez kilka miesięcy dach i opiekę na plebanii w Hrubieszowie. Czasy były jednak niespokojne, trwała Wiosna Ludów, Hrubieszów był jednych z centrów działalności konspiracyjnej i plebania nie była bezpiecznym miejscem dla samotnej matki z małym dzieckiem.
Apolonia wyjechała wkrótce z synkiem do matki do Nowej Aleksandrii (na którą przemianowano Puławy dwa lata wcześniej). Marcjanna Trembińska, babcia chłopczyka chociaż już w podeszłym wieku i zajęta pracą w aleksandryjskim Instytucie Wychowania Panien, zaopiekowała się mającą problemy zdrowotne córką i małym wnukiem. Niestety, stan zdrowia młodej kobiety nie poprawiał się i w 1850 r. Apolonia Głowacka zmarła. Została pochowana na cmentarzu we Włostowicach.
– Mały Olek wychowywał się zatem z babcią i ciotkami – mówi Sławomir Łowczak, znany regionalista. – Często urządzał sobie spacery nad Wisłą, zapuszczał się aż w okolice Bochotnicy; podziwiał dostojnie kręcące się skrzydła wiatraka mielącego zboże. To wspomnienie zapadło mu głęboko w pamięć. Ojciec chrzestny odwiedzał swojego chrześniaka do śmierci matki, nagle przestał przyjeżdżać, okazało się, że został aresztowany za zaangażowanie w działalność konspiracyjną.
Był ciepły, sierpniowy piątek. Hrubieszów już spał, tylko w jednym domu w centrum widać było jeszcze światło. Budynek plebanii był cały rozświetlony. W specjalnie przygotowanym pomieszczeniu młoda kobieta rodziła dziecko. Przed północą na świat przyszło dziecię płci męskiej. Działo się to 20 sierpnia 1847 r. Matka Apolonia z Trembińskich Głowacka, przybyła jakiś czas temu na hrubieszowską plebanię, aby u spowinowaconego z nią proboszcza ks. Feliksa Troszczyńskiego urodzić dziecko. Jej mąż Antoni nie zapewnił jej właściwej opieki w Żabczu i dlatego przyjechała do Hrubieszowa. Antoni Głowacki, ojciec dziecka był urzędnikiem w Żabczu w folwarku należącym do dóbr Poturzyn, należących do Tytusa Wojciechowskiego. Zajęty swoimi sprawami, nie wykazywał wielkiego zainteresowania żoną i dzieckiem. Odwiedził kilka razy żonę, był obecny podczas chrztu i na tym jego obowiązki męża i ojca wygasły.

Ojciec chrzestny w konspiracji
Ksiądz Feliks Troszczyński był gorącym patriotą i liczył na to, że podczas Wiosny Ludów na Węgrzech zwycięży rewolucja. Był przekonany, że Węgrzy zdołają pokonać rosyjskie wojska, które car Mikołaj I posłał Austrii na pomoc. Rozbite i wyniszczone walką i marszem, powracające przez terytorium polskie wojsko rosyjskie można było rozbić i pokonać, gdyby tylko Polacy zdołali się wcześniej zorganizować i zebrać odpowiednią liczbę broni. Z Poznańskiego na Królestwo miał uderzyć Mierosławski, by wesprzeć rodaków z zaboru rosyjskiego. Plan był śmiały, wymagał sprawnego działania i koordynacji; ksiądz Troszczyński został konspiracyjnym komendantem obwodu hrubieszowskiego, zaczął organizować działania zmierzające do przygotowania zbrojnego powstania. Aktywnie działał w strukturach wraz ze swoim siostrzeńcem, znanym i poważanym adwokatem Henrykiem Krajewskim, byli organizatorami ruchu.
– Niestety, w 1849 r. rewolta na Węgrzech została stłumiona, a spisek w Królestwie wykryty – mówi Sławomir Łowczak. – Powstanie w zaborze rosyjskim ostatecznie nie doszło do skutku, a ks. Troszczyński swoją pomoc w organizowaniu dostaw broni i zaangażowanie w agitację przypłacił aresztowaniem w 1850 r. Został uwięziony w Cytadeli Warszawskiej, a następnie zesłany w 1852 r. na Sybir do miasta Tary w guberni tobolskiej.
Po czterech latach pobytu na Sybirze, dzięki amnestii udało mu się wrócić do kraju, ale nie otrzymał od razu pozwolenia na podjęcie pracy w hrubieszowskiej parafii. Po roku otrzymał w końcu zgodę na powrót na probostwo do Hrubieszowa, które objął w 1857 r. Po powrocie z zesłania związał się z ruchem niepodległościowym poprzedzającym powstanie styczniowe, bronił także praw grekokatolików, którzy na siłę byli nawracani na prawosławie.

Niewygodny dla władz
Uwadze władz carskich nie umknęły „podburzające” i „nieprawomyślne” kazania, stawiane krzyże z emblematami patriotycznymi, urządzane pochody manifestujące polskość. Ks. Troszczyński był niewygodny dla władz. Jako element podejrzany był pod ciągłą obserwacją policji. W czasie powstania styczniowego i po jego upadku dbał o pamięć poległych powstańców, odprawiał msze w intencji poległych, wygłaszał patriotyczne kazania. 22 października 1864 poświęcił krzyż na grobie powstańca, w miesiąc później carska ochrana przeprowadziła na plebanii rewizję. Został ponownie aresztowany. Zwolniono go z aresztu, ale musiał zapłacić grzywnę. Był szykanowany za posługę duszpasterską dla unitów, co było aktem sprzeciwu wobec rusyfikacji i siłowemu „nawracaniu” na prawosławie. Władze carskie robiły wszystko, aby upokorzyć i złamać księdza-patriotę. Dwa lata później, w 1866 r. nałożono na ks. Troszczyńskiego gigantyczną karę pieniężną. Ksiądz nie był w stanie spłacić takiej sumy. Doszło do licytacji majątku parafii i egzekucji komorniczej, a cerkiew wybudowano w ogrodzie parafialnym.
Mało tego, w listopadzie 1867 r. władze zaborcze zarządziły przeciwko księdzu kolejne śledztwo zarzucając mu propagowanie katolicyzmu wśród unitów i udział w spiskach przeciwko władzy. Władze kategorycznie zażądały od władz kościelnych przeniesienia ks. Troszczyńskiego do parafii, gdzie nie ma unitów. Karnie został wydalony z Hrubieszowa, z zakazem powrotu. 27 lutego1868 r. został przeniesiony do parafii w Grabowcu, gdzie czekały na niego bardzo złe warunki, plebania była zrujnowana. Jednak i tu ksiądz Troszczyński nie zaprzestaje działalności duszpasterskiej wśród unitów, za co zostaje skazany na kolejną karę grzywny. 20 czerwca 1869 r. został przeniesiony karnie do Tarnogóry k. Izbicy. Ale i tu nie należy do potulnych carskich poddanych. Policja stwierdza jego „szkodliwy w pływ na przyłączonych do prawosławia”, a carska ochrana nie spuszcza go z oka. Gdy w maju 1875 r. ochrzcił syna grekokatolika stało się to pretekstem do dalszych prześladowań. Władze udzielają 28 lutego 1876 roku tarnogórskiemu proboszczowi surowego napomnienia za „nieuszanowanie rozporządzeń władz rządowych“. 6 lutego 1877 r. generał gubernator lubelski zwrócił się do biskupa lubelskiego z żądaniem, aby ksiądz Troszczyński jako przestępca polityczny został przeniesiony na takie probostwo, gdzie nie ma unitów.
Wytchnienie w Markuszowie
– W roku 1877 trafia do Markuszowa, gdzie zostaje administratorem parafii – dodaje Sławomir Łowczak. – Jest już w podeszłym wieku, dobiega 75 lat, ale po całym życiu spędzonym na pobudzaniu patriotyzmu wśród rodaków, ciągle prześladowany, szykanowany przez zaborców, po wieloletnich zsyłkach, aresztowaniach w końcu ma chwilę wytchnienia.
Gdy obchodził w Markuszowie – 16 czerwca 1879 r. – złoty jubileusz kapłaństwa, nie mogło zabraknąć w jego homilii z tej okazji elementów patriotycznych. Feliks Troszczyński zmarł 21 lutego 1880 roku w Markuszowie i tu został pochowany Jego grób do dziś znajduje się na markuszowskim cmentarzu parafialnym w okolicach północno-wschodniego narożnika. Całe jego życie spina credo z nagrobka: „Pasterz gorliwy, obywatel prawy, w niedoli cierpliwy i wytrwały” – skromne, ale niosące ze sobą wielką treść.
Chrześniak ks. Feliksa Troszczyńskiego również okazał się patriotą, wziął udział w powstaniu styczniowym, został ranny, za udział w powstaniu był osadzony na Zamku w Lublinie oraz w Koszarach Świętokrzyskich (dzisiaj teren KUL). Wyrósł na porządnego człowieka, szerzej znany jest pod pseudonimem literackim jako Bolesław Prus, a swoje spotkania z nadwiślańskim wiatrakiem opisał w noweli „Antek”.















Komentarze