Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Kto wygra na kryzysie parlamentarnym? Co się wydarzy w Sejmie 11 stycznia?

Choć teoretycznie w obradach Sejmu i Senatu powinny trwać świąteczno-noworoczne ferie, to w mediach słowo „parlament” jest odmieniane przez wszystkie przypadki. Najczęściej w kontekście kryzysu parlamentarnego. Co przyniesie kolejne posiedzenie, zaplanowane na 11 stycznia?
Kto wygra na kryzysie parlamentarnym? Co się wydarzy w Sejmie 11 stycznia?

Zaczęło się w piątek, 16 grudnia. Podczas ostatniego przed planowaną przerwą świąteczną posiedzenia, poseł Platformy Obywatelskiej Michał Szczerba chciał zaprotestować przeciwko zapowiadanym zmianom zasad pracy dziennikarzy w Sejmie.

Na mównicy chciał przyczepić kartkę z napisem „Wolne Media”, za co marszałek Marek Kuchciński (PiS) wykluczył go z obrad. W odpowiedzi mównicę zablokowali parlamentarzyści PO i Nowoczesnej. W nocy posłowie Prawa i Sprawiedliwości przenieśli się więc z sali plenarnej do Kolumnowej, gdzie przyjęli budżet państwa na 2017 rok.

Te wydarzenia wywołały kryzys, który trwa do dziś. Opozycja podważa legalność głosowania i twierdzi, że posiedzenie Sejmu trwa, a ustawa budżetowa nie została przyjęta. Posłowie PO i Nowoczesnej od 16 grudnia protestują, dyżurując w Sali Posiedzeń. A przedstawiciele PiS twierdzą, że wszystko odbyło się zgodnie z regulaminem.

Kto jest winien?

– Sytuacja jest skomplikowana i złożona, trudno jest jednoznacznie wskazać winnego. Na pewno błąd popełnił marszałek Kuchciński wykluczając posła Szczerbę. Jego kolejne działania też były błędne – mówi dr Wojciech Maguś, politolog z UMCS. – Przerwanie obrad mogło być zrozumiałe, ale sposób głosowania pozostawiał wiele do życzenia. Problemy ze wskazaniem sekretarzy, protokołami, czy zamieszanie z upublicznieniem nagrań z monitoringu: to świadczy o tym, że partia rządząca pogubiła się w tej rozgrywce.

– Reakcja marszałka była nieadekwatna – mówi o wykluczeniu posła Szczerby dr Agnieszka Łukasik-Turecka, ekspert ds. marketingu politycznego z KUL. – Jest cały wachlarz kar, jakie można stosować wobec posłów, którzy zachowują się nie tak jak powinni. A marszałek wybrał niewłaściwą, która nakręciła dalszą spiralę. Niezbyt dobrym argumentem są tłumaczenia PiS, że to był jedynie pretekst i że opozycja i tak chciała zakłócić prace nad budżetem. Politycy partii rządzącej nie są w polityce od wczoraj i nawet jeśli tak było, to nie powinni dać się sprowokować.

Wypalające wpadki

Zdaniem dr Magusia, obrana przez polityków PO i Nowoczesnej formuła protestu powoli się wypala.

– Opozycja chciała wykorzystać swoje pięć minut, ale przedłużanie tego protestu do granic absurdu nic nie daje. Zwłaszcza w kontekście wpadek, jakie miały miejsce – mówi politolog.

Nasz rozmówca ma na myśli m.in. nagrania publikowane przez protestujących posłów w mediach społecznościowych. Na jednym z nich lubelska posłanka Joanna Mucha z sejmowej mównicy śpiewa i czyta żarty nadesłane przez internautów. To wystąpienie wywołało lawinę komentarzy sugerujących m.in., że parlamentarzyści w trakcie protestu zwyczajnie się nudzą.

Ale jeszcze większą wpadkę zanotował lider Nowoczesnej Ryszard Petru. Kilka dni po tym, jak nawoływał parlamentarzystów do niedopuszczania sejmowej sali w okresie świąteczno-noworocznym, został sfotografowany na pokładzie samolotu w towarzystwie swojej partyjnej koleżanki Joanny Schmidt. Ich wspólne zdjęcie stało się hitem internetu. A opozycja wykorzystała to, by znowu uderzyć w protestujących parlamentarzystów.

Kto straci, kto zyska?

– W mojej ocenie stracą obie strony. Opozycja dlatego, że w ostatnich dniach ukazuje swoich polityków w sytuacjach mało poważnych. Ale wizerunkowo traci również PiS. Myśląc o kryzysie będziemy cały czas mimochodem wracać do momentu, który był jego eskalacją, czyli niewłaściwej decyzji marszałka Kuchcińskiego – uważa dr Łukasik-Turecka.

Dr Wojciech Maguś w całym sporze widzi też wygranych. – Mogą nimi być politycy ruchu Kukiz’15. Ostatnie sondaże pokazują, że to ugrupowanie zyskuje dystansując się do tego konfliktu – zauważa politolog.

Czekając na 11 stycznia

Jakie scenariusze może przynieść środowe posiedzenie? Eksperci przyznają, że jest to trudne do przewidzenia.

– Wydaje mi się, że politycy PiS nie odpuszczą. Jeśli protest będzie trwał, to przeniosą obrady do Sali Kolumnowej. Mobilne maszyny do głosowania pozwolą uniknąć wątpliwości, a na posiedzenie zostaną wpuszczone media, żeby pokazać, że wszystko jest w porządku. Pytanie, jak w tym wszystkim zachowa się opozycja – mówi dr Maguś.

– Obie strony okopały się na pozycjach. Czekamy, czy ktoś ustąpi. Na ten moment jedynym wyjściem wydaje się być sytuacja, w której Senat wprowadziłby jakiekolwiek poprawki do ustawy budżetowej. Wtedy wróciłaby ona do Sejmu i posłowie mogliby nad nią debatować – uważa dr Łukasik-Turecka. – Czy możliwy jest kompromis? Trudno powiedzieć, bo wydaje się, że PiS może traktować to jako porażkę.

Co na to nasi posłowie?

– Gdybyśmy opuścili salę plenarną, Straż Marszałkowska zamknęłaby ją. 11 stycznia marszałek Sejmu rozpocząłby kolejne posiedzenie, jak gdyby to poprzednie zostało zakończone. A ono nie zostało zakończone. Nie możemy pozwolić na to, żeby nieprawidłowo przeprowadzone posiedzenie uznać za słuszne i na to, żeby budżet był przeprocedowany w sposób niezgodny z Konstytucją i regulaminem Sejmu – tak pytana o dalszy scenariusz protestu odpowiada posłanka Joanna Mucha.

Z kolei poseł PiS Artur Soboń ma autorski pomysł na zażegnanie kryzysu. – Jeśli opozycja dalej będzie paraliżować prace Sejmu, na miejscu marszałka wprowadziłbym do porządku obrad powołanie komisji konstytucyjnej. Brak posłów opozycji oznaczałby większość dwóch trzecich, pozwalającą na zmianę Konstytucji. Byłaby to więc szansa albo na przyjęcie dobrej ustawy zasadniczej, albo na natychmiastowe zakończenie kryzysu – sugeruje Soboń.

Kto jest winien?

– Sytuacja jest skomplikowana i złożona, trudno jest jednoznacznie wskazać winnego. Na pewno błąd popełnił marszałek Kuchciński wykluczając posła Szczerbę. Jego kolejne działania też były błędne – mówi dr Wojciech Maguś, politolog z UMCS. – Przerwanie obrad mogło być zrozumiałe, ale sposób głosowania pozostawiał wiele do życzenia. Problemy ze wskazaniem sekretarzy, protokołami, czy zamieszanie z upublicznieniem nagrań z monitoringu: to świadczy o tym, że partia rządząca pogubiła się w tej rozgrywce.

– Reakcja marszałka była nieadekwatna – mówi o wykluczeniu posła Szczerby dr Agnieszka Łukasik-Turecka, ekspert ds. marketingu politycznego z KUL. – Jest cały wachlarz kar, jakie można stosować wobec posłów, którzy zachowują się nie tak jak powinni. A marszałek wybrał niewłaściwą, która nakręciła dalszą spiralę. Niezbyt dobrym argumentem są tłumaczenia PiS, że to był jedynie pretekst i że opozycja i tak chciała zakłócić prace nad budżetem. Politycy partii rządzącej nie są w polityce od wczoraj i nawet jeśli tak było, to nie powinni dać się sprowokować.


Podziel się
Oceń

Komentarze

Reklama
Reklama