Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Pokazać na obrazie prawdziwe powstanie styczniowe

Dwa tygodnie temu opisywaliśmy jak wyglądał wybuch i początek Powstania Styczniowego na obszarze dzisiejszego powiatu puławskiego. Dziś kontynuujemy opowieść o powstańcach i ich losach.
Pokazać na obrazie prawdziwe powstanie styczniowe
„Patrol powstańczy – pikieta”. Obraz Maksymiliana Gierymskiego

Był deszczowy, jesienny wieczór. W monachijskim mieszkaniu przerobionym na malarską pracownię przy sztalugach siedział młody malarz Maksymilian zwany Maksem. Nie wyglądał na swoje 26 lat, przedwcześnie podstarzały, z długą zmierzwioną brodą i ciągle kaszlący – sprawiał wrażenie człowieka przynajmniej po czterdziestce. Tylko żarliwe, błyszczące pasją oczy zdradzały młodego i przy tym niepokornego ducha. Od kilku miesięcy malarzowi dokuczała nawracająca gruźlica, ciągły, głęboki i wyniszczający kaszel odbierał mu siły. W rogu sąsiedniego pokoju stał fortepian, widać było, że gospodarz lubi muzykę. Sąsiedzi wielokrotnie słyszeli, jak z pasją grywał Chopina i czasami Wagnera i robił to naprawdę znakomicie, widać było, że ma ku temu uzdolnienia i od dziecka musiał ćwiczyć grę, aby osiągnąć taką perfekcję.

– Teraz jednak nie muzyka huczała w głowie Maksa, nie brzmiały w niej mazurki i walkirie – słyszał za to gwar wojskowego obozu, komendy dowódców, zgiełk walki, wystrzały, jęki rannych – opowiada Sławomir Łowczak, znany regionalista i historyk. – Maksymilian popatrzył przeciągle na rozciągnięte na ramie płótno. Wiedział, że ten obraz będzie wyjątkowy. Chciał w nim oddać uczucia, których osobiście doświadczał zaledwie przed niespełna dziesięciu laty. To było dla niego ważne, chciał pokazać jak było naprawdę, chciał wykrzyczeć całemu światu, jak wyglądało powstanie styczniowe. Gdy Maks zaczął malować, wspomnienia wróciły ze zdwojoną siłą, poczuł dawny chłód, rozbełtaną glinę, uczucie euforii przeplatane strachem, obawą i niepewnością. Walka powstańcza bowiem nie miała w sobie nic patetycznego, pozbawiona była wspaniałych szarży, tu nie było miejsca na chwałę i glorię. Maksymilian wrócił do pierwszych dni powstania, kiedy jako szesnastoletni i przepojony ideałami student stanął do walki.

Koniec stycznia 1863 r. w Kazimierzu nad Wisłą

Maks Gierymski stał na kazimierskim rynku wśród podobnych mu 300 młodych studentów Instytutu Politechnicznego Rolnictwa i Leśnictwa w Nowej Aleksandrii. Wśród nich znajdował się także rok starszy Adam Chmielowski (późniejszy święty Brat Albert) oraz Jan Leon Nieciengiewicz, (powstaniec, który po upadku powstania został zesłany na Syberię i dopiero po 12 lat katorgi wrócił do domu). Przed stojącymi czwórkami szeregami przechadzał się z pałaszem wyprężony po wojskowemu dowódca Antoni Zdanowicz. Od prawie godziny ćwiczył musztrę. Padały kolejne rozkazy i młodzi powstańcy już jej mieli dość. Chcieli walczyć. Tymczasem nie sypali szańców, nie mieli nawet broni i tracili czas na bezsensownych ćwiczeniach musztry.

– Dymisjonowany carski podoficer, burmistrz Markuszowa Antoni Zdanowicz, nie cieszył się uznaniem swoich podkomendnych – wyjaśnia Sławomir Łowczak. – Tym bardziej, że widzieli, iż ich dowódca chwieje się na nogach i już z rana wieje od niego gorzałką. Tak było codziennie. Czas uciekał, kwestią czasu było, kiedy wróg zaatakuje Kazimierz, a powstańcy byli na to zupełnie nieprzygotowani. Dodatkowo kobiety obecne przy wojsku nie sprzyjały dyscyplinie. W szeregi wkradło się rozprzężenie, Zdanowicz mimo wojskowego doświadczenia i wcześniejszych walk pod Sewastopolem, nie miał serca do walki, nie potrafił zapanować nad powierzonym mu powstańczym wojskiem i dawał swoim pijaństwem zły przykład. Dzień zaczynał od kwarty wódki na czczo. Narzekał, że powstańcy nie mają broni, ale robił niewiele, żeby to zmienić. Będący początkowo w rozjazdach Frankowski, pozostawiał Kazimierz pod dowództwem Antoniego Zdanowicza, ale ten sobie zupełnie w tej sytuacji nie radził. Leon Frankowski musiał tonować nastroje i przywoływać powstańcze wojsko do porządku. Sam miał problemy z poradzeniem sobie z ogromem zadań, które przed nim stanęły.

Coraz bardziej nerwowe nastroje

Kazimierskiemu powstańczemu wojsku brakowało doświadczonych dowódców, młodość i zapał jak się miało okazać nie wystarczyły w konfrontacji z największą i najlepiej uzbrojoną armią świata. Jeden z powstańczych kurierów Feliks Valezy-Piasecki widział i opisał to, co czego świadkiem był także Maks Gierymski. Bez trudności dotarł nad ranem do siedziby dowództwa w Kazimierzu. Raportował o niezabezpieczonej przed wrogiem placówce w Wąwolnicy, braku wart i placówek wokół Kazimierza, o powstańcach śpiących pokotem na podłodze w kamienicach przy kazimierskim rynku, o ciągle pijanym dowódcy Zdanowiczu, o wszechobecnych kobietach towarzyszących powstańcom. Widział brak dyscypliny, słabe uzbrojenie i nieprzygotowanie do walki. Mimo, iż komisarz Rządu Narodowego dwoi się i troi, nie jest w stanie sam wszystkiego osobiście dopilnować, widzi narastające, kolejne problemy. Z Antoniego Zdanowicza ma niewielką pomoc, żalił się Piaseckiemu na naczelnika wojskowego: „Zdanowicz dobry patriota, lecz pije, wystaw sobie, obudzić się dotąd nie może, baby – rzecz nieznośna, odstąpić nie chcą, żeby raz stąd wyjść, może by zostały.” Sytuacja robi się coraz trudniejsza, chodzą słuchy o nadciągających Rosjanach. W sobotę, 31 stycznia doszło do kolejnego buntu, powstańcy zagrozili swojemu dowódcy sądem polowym i rozstrzelaniem. Interweniujący ostro Frankowski ledwie zdołał opanować sytuację i uspokoić coraz bardziej nerwowe nastroje.

Przed odjazdem z rozkazami Feliks Valezy-Piasecki wziął udział w mini defiladzie wojsk powstańczych: „Przed odwachem, w rynku, stoją sekcje wiary, młodego żołnierza może ze 300. Na przodzie Zdanowicz z dobytym pałaszem, wybierali się do kościoła. Wtem za zbliżeniem się komendanta: Baczność! Prezentuj broń! Oczy w prawo (…) Podszedł Zdanowicz, zaraportował, (…) Leon szepnął: Przejdźmy przed frontem. (…) Przedefilowały sekcje dość składnie czwórkami, wszystka młodzież, wesoła, butna, odziana i uzbrojona różnie, a wielu bez broni, jednak miny dobre, z nadzieją zdobycia jej na wrogu. Zdanowicz trochę po wojskowemu. Cały oddział w Kazimierzu około 700 ludzi…”.

Awantura na Rynku

– Rosjanie dowiedzieli się o tym, że znaczne siły powstańcze stacjonują w Kazimierzu dopiero po tygodniu – dodaje Sławomir Łowczak. – Głównodowodzący wojskami rosyjskimi w guberni lubelskiej generał Aleksander Chruszczow, wysyła 31 stycznia z Lublina kolumnę złożoną z 4 kompani piechoty i 50 kozaków, łącznie około 700 dobrze uzbrojonego żołnierzy. Wojskiem dowodził podpułkownik Gieorgij Miednikow. Gdy podchodzi pod Kazimierz, Frankowski zwołuje natychmiast radę wojenną. Dochodzi do ostrej polemiki, studenci domagają się obrony Kazimierza. Frankowski tłumaczy im, że nie utrzymają się. Studenci twierdzą, że po ewentualnej przegranej należy wycofać się na drugi brzeg Wisły i połączyć z Langiewiczem. Frankowski uważa, że należy wycofać się z miasteczka. Na rynku dochodzi do awantury, część powstańców nie chce podporządkować się rozkazom i jeszcze przed południem około stuosobowy oddział samowolnie przeprawia się promami przez Wisłę, zabierając część pieniędzy zdobytych pod Kurowem. Następnego dnia część z nich dołączyła do Langiewicza, wraz z zabranymi 15 tysiącami rubli.

Rosjanie nadciągali, należało działać. Frankowski zdecydował o opuszczeniu Kazimierza wraz z resztą powstańców. Na rozwidleniu drogi do Mięćmierza i drogi ku Wiśle pod skromnym drewnianym krzyżem powstańcy mieli się modlić przed wyruszeniem w dalszą drogę. Frankowski z resztą oddziału pośpiesznie wyruszył w górę Wisły, szukając przeprawy. Za nimi postępowały siły rosyjskie. Rozpoczęła się śmiertelna rozgrywka, w której stawką było życie i niestety wszystkie atuty były po stronie uzbrojonych po zęby i doświadczonych w walce żołnierzach rosyjskich pod dowództwem podpułkownika Gieorgija Miednikowa.

Patrol powstańczy

Powstańcze wspomnienia napływające przed oczy Maksymiliana Gierymskiego, nagle zlały się w jeden obraz. Malarz spojrzał na płótno. Zaczął malować. W swoim malowidle postanowił pokazać prawdziwe powstanie: straszliwy wysiłek, zmagania z przyrodą z błotem, deszczem, zimnem, strach przed silniejszym wrogiem, ciche bohaterstwo bez chwały i walkę bez nadziei na zwycięstwo…

– Spieszył się, chciał zdążyć na Wystawę Światową w Wiedniu, chciał pokazać całemu światu jak naprawdę wyglądało powstanie styczniowe, jacy byli i co czuli jego bohaterowie – kończy Sławomir Łowczak. – Wiedział, że zostało mu już niewiele czasu, gruźlica będąca efektem prawie rocznej powstańczej batalii toczonej w mokrych butach, w zimowym chłodzie i w wilgoci, w letnim skwarze, w niekończących się pochodach w śniegu, deszczu, błocie i chłodzie, z noclegami w leśnych obozach pod gołym niebem - szybko postępowała. Maks Gierymski malował swój najważniejszy obraz, w którym zawierał swoje życie, historię swoją i swoich współtowarzyszy, wszystkich którzy odważyli się w imię wolności, rzucić wyzwanie najpotężniejszemu mocarstwu świata. Obraz postanowił zatytułować „Patrol powstańczy – pikieta”.

Ciąg dalszy powstańczej historii opowiadający o godzinie próby, gdy zdrada przeplatała się z bohaterstwem - za dwa tygodnie.

Był deszczowy, jesienny wieczór. W monachijskim mieszkaniu przerobionym na malarską pracownię przy sztalugach siedział młody malarz Maksymilian zwany Maksem. Nie wyglądał na swoje 26 lat, przedwcześnie podstarzały, z długą zmierzwioną brodą i ciągle kaszlący – sprawiał wrażenie człowieka przynajmniej po czterdziestce. Tylko żarliwe, błyszczące pasją oczy zdradzały młodego i przy tym niepokornego ducha. Od kilku miesięcy malarzowi dokuczała nawracająca gruźlica, ciągły, głęboki i wyniszczający kaszel odbierał mu siły. W rogu sąsiedniego pokoju stał fortepian, widać było, że gospodarz lubi muzykę. Sąsiedzi wielokrotnie słyszeli, jak z pasją grywał Chopina i czasami Wagnera i robił to naprawdę znakomicie, widać było, że ma ku temu uzdolnienia i od dziecka musiał ćwiczyć grę, aby osiągnąć taką perfekcję.


Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama