Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

„Medium jasnowidzące w Lublinie”. Pari-Banu przyjmowała w kamienicy przy ul. Wieniawskiej

„Pari-Banu Jasnowidzące Medium w podróży po Europie na bardzo krótki czas zatrzymała się w Lublinie i odbywa seanse z ludźmi poważnymi udzielając w transie najpewniejszych porad opartych na wiedzy okultystycznej i głębokiej intuicji. Wieniawska 4 m. 8 godz. 10-14 i 16-20 (2-gie piętro, front). Wejście niekrępujące - dyskrecja”.
„Medium jasnowidzące w Lublinie”. Pari-Banu przyjmowała w kamienicy przy ul. Wieniawskiej
Wieniawska 4 w Lublinie

Taki anons na ostatniej stronie znaleźli czytelnicy „Expressu Lubelskiego i Wołyńskiego”, którzy kupili gazetę 136 maja 1939.

Mieć cuda z dawnych bajek

– Niekrępujące wejście? To pewnie informacja o klatce schodowej dla służących. Mieszkania takie jak to pod „8” czy pod „5” miały dwa wejścia. Jedno z głównej klatki schodowej, a drugie od strony kuchni, z których korzystały gosposie – mówi pani Krystyna, która jest trzecim pokoleniem mieszkańców kamienicy przy Wieniawskiej 4.

Jej dziadkowie byli w 1912 roku pierwszymi lokatorami. Rodzina w swojej historii opuszczała swoje mieszkanie tylko raz, gdy Niemcy wysiedlili wszystkich Polaków. – Wtedy to było bardzo nowoczesne, eleganckie miejsce. Przedwojenne mieszkania z łazienkami i toaletami to była rzadkość. Nie wszyscy mogli sobie na wynajem pozwolić. Dziadek mógł, był skarbnikiem Lublina. Tak się wtedy nazywała ta funkcja w magistracie – wspomina współwłaścicielka okazałej nieruchomości.

Czasy Pari-Banu pamiętają ceglane ściany, wysokie na 3,30 metra pokoje, kolorowe kafelki mozaiki na podłodze frontowej klatki schodowej. Musiała używać poręczy, której żelazne wsporniki nadal oplatają te same żelazne liście. Medium jasnowidzące musiało przechodzić przez ciężkie drewniane drzwi bramy, które teraz są jak nowe ale tkwią w zawiasach od 105 lat.

Jak informuje anons czekała na zainteresowanych najpewniejszymi poradami udzielanymi w transie do godz. 20. Jeśli później wychodziła na miasto, to wrócić powinna przed godz. 23.

– Po tej godzinie brama była zamykana. Jeśli ktoś wracał w nocy, dzwonił budząc dozorcę, który wstawał i otwierał. Brał przy tym 2 złote – dodaje pani Krystyna, która pamięta, że takie zwyczaje panowały jeszcze w latach 50. ubiegłego wieku.

Chłodne źródło wód żywych w kokosowym sadzie

Za wysokimi, dwuskrzydłowymi drzwiami z numerem „8” cisza. W oknach ciemno.

– W tym momencie nikt nie mieszka – mówi właściciel, który oferuje to lokum do wynajęcia.

– Mieszkanie pod „8” jest identyczne jak to pod „5”, gdzie mieszkałam pięćdziesiąt lat. Wchodziło się do przedpokoju, dalej były dwa pokoje, które prowadziły do trzeciego. Żartowałam, że ten największy, 24-metrowy salon z loggią nadawał się do tego by wstawić fortepian i palmę. Był reprezentacyjny, ale nieustawny z powodu skośnych ścian i drzwi balkonowych. Miał piękny, ozdobny piec – wspomina pani Barbara, której rodzice mieszkali tu od czasów powojennych, a ona się urodziła.

– Kamienicę wybudował dziadek mojej teściowej, Stefan Eugeniusz Kosiorkiewicz, inżynier budowlany. Dom jest jego projektu, możliwe, że powstał przy współpracy architekta Henryka Paprockiego, ówczesnego architekta miejskiego. Kosiorkiewicz i Paprocki to szwagrowie, Stanisława Kosiorkiewicz była z domu Paprocka – opowiada pani Jadwiga i dodaje, że historia zatoczyła koło, bo elegancka kamienica powstała po to by wynajmować w niej mieszkania. Teraz też sporo w niej biur i mieszkań na wynajem.

– Stefan Kosiorkiewicz budował ją od 1908 roku na wzór wiedeński. Nie miała być dla niego, tylko na zamówienie dla jakiegoś inwestora. Gdy przyszło do regulowania należności, a budowniczy się kredytował, inwestor nie miał z czego spłacić. W efekcie rodzina Kosiorkiewiczów została współwłaścicielami nieruchomości przy Wieniawskiej 4 razem z trzema innymi osobami. Przed wojną mieszkali pod „5” – mówi pani Jadwiga i zapewnia, że kamienica była dla szanowanych obywateli, a pan Stefan bardzo dbał o to, kto w niej mieszkał. Zwłaszcza, że w tamtych czasach był to bardzo elegancki i nowoczesny dom. – Niemożliwe, żeby kiedykolwiek działał w nim hotel albo pensjonat – dodaje pytana czy Pari-Banu mogła tu być gościem w takim charakterze.

Jak długo w 1939 roku mieszkała pod „8” nie wiadomo.

Wtajemniczeni mądrze

Kilka dni po ukazaniu się ogłoszenia, także na ostatniej stronie „Expressu Lubelskiego i Wołyńskiego” był anons wyglądający już bardziej jak notatka redakcyjna o tytule „Medium jasnowidzące w Lublinie” i treści: W Lublinie bawi od kilku dni przejazdem znane medium jasnowidzące p. Pari Banu. P. Pari Banu posiada dwie właściwości senzytywne i seanse z nią są nadzwyczaj ciekawe. Przyjmuje w domu Nr. 4 m. 8 przy ul. Wieniawskiej.

W czasie, gdy medium zamawiało anonse na łamach „Expressu Lubelskiego i Wołyńskiego” redaktorem gazety był Wacław Gralewski.

Gdy wśród burzy toną

To właśnie w książce Gralewskiego „Stalowa tęcza. Wspomnienia o Józefie Czechowiczu” pojawia się Pari-Banu. I wiersz „Marzenia”.

Mieć cuda z dawnych bajek: fruwające konie,
pałace marmurowe w czarnym Bagdadzie,
księżniczkę Pari-Banu na złotym balkonie,
chłodne źródło wód żywych w kokosowym sadzie.

Rządzić wyspą daleką na morzach zieloną,
gdzie rafy koralowe wstrzymają wód napór,
ratować okręt zbójców, gdy wśród burz toną,
patrząc z dziką rozpaczą na bliski Singapur.

To wszystko jest niczym dla tych, którzy wiedzą,
co daje szczyt rozkoszy wśród bied świata tego.
Wtajemniczeni mądrze i powoli jedzą
najlepsze czekoladki S.A. Piaseckiego.

– Tu zaznaczyć trzeba, że Pari-Banu była znaną przed wojną wróżką warszawską, która „ogłoszeniowo” wpleciona została w reklamę Piaseckiego. Jako honorarium Czechowicz otrzymał... horoskop – wspomina w „Stalowej tęczy” wieloletni przyjaciel poety.

Horoskop zachował się do naszych czasów, trafił do Muzeum Literackiego im. Józefa Czechowicza w Lublinie jako spuścizna po innym wieloletnim znajomym Czechowicza Wacławie Mrozowskim.

Na złotym balkonie

Warszawski, przedwojenny trop jasnowidzącego medium w podróży po Europie, prowadzi do ukazującego się w stolicy, ogólnopolskiego miesięcznika okultystyczno-literackiego „Świt-Wiedza Tajemna”, z którym Pari-Banu współpracowała.

– Była to bardzo luźna współpraca, na pewno przez niedługi czas lub z dłuższą przerwą – mówi pan Igor Alexander, historyk, kulturoznawca z wykształcenia, a z pasji i rodzinnej tradycji tarocista. – Odnoszę wrażenie, że Pari-Banu specjalizowała się w przynoszeniu do Warszawy nośnych tematów z innych regionów, do których tworzono w „Świcie” serię chwytliwych tekstów. Moja babcia pracowała w redakcji, pisała teksty, była przedwojenną uznaną wróżką, znała Pari-Banu. Określała ją jako czarnulkę Marytkę, co sugerować może typ urody i imię Maria.

Jak wspominała babcia pana Igora Alexandra, jasnowidzące medium Pari-Banu jako pierwsza z wróżek zaraz po II wojnie jawnie działała we Wrocławiu.

Ale zanim były anonse we wrocławskich gazetach z 1946 roku „Pari-Banu jasnowidzące medium w transie powie dokładnie wszystko. Wrocław Hotel Polonia” była II wojna światowa, rok 1944 i powstańcza Warszawa.

Patrząc z dziką rozpaczą

– W naszym szpitalu na Miodowej 24 przyłączyła się do nas pani jasnowidz. Ona była podobno jasnowidzem u marszałka Piłsudskiego. Miała pseudonim „Pari-Banu”, dziwny. Nazywała się Kozaczewska – pani Stanisława Orlikowska, „Marysia”, łączniczka i sanitariuszka wspomina kobietę, która pracowała z lekarzem o nazwisku Lange.

– Była niesamowitego hartu woli, bo zginął jej mąż i zginęło dziecko w czasie bombardowań, a ona się przyłączyła do szpitala, żeby pomagać. Miała niesamowite wizje. Nam wszystkim mówiła, że żadnej z nas nic się nie stanie. Mnie mówiła, żebym w czasie nalotów chowała głowę. Później zostałam ranna, właśnie w głowę. Naszemu lekarzowi, który nie wiedział, co się dzieje z żoną, która była w ciąży ani z córeczkami, bo zostały na Mokotowie powiedziała, żeby się nie martwił, bo za trzy dni się z żoną zobaczy. To było w przedostatni dzień przed naszym wyjściem do kanałów. Marysiu, szykujmy się na tamten świat, bo jak ja się za trzy dni mam zobaczyć z moją żoną, to znaczy, że nie będziemy żyli - powiedział do mnie Lange, bo on tak sobie wyobrażał te trzy dni – opowiada pani Stanisława, której udało się z pomocą doktora i jej dowódcy przejść przez kanały, mimo, że była ranna. Gdy Lange wybrał się na ul. Karolkową do znajomych, bo miał nadzieję, że wiedzą coś o jego żonie, kobieta otworzyła mu drzwi. To było dokładnie trzy dni po rozmowie z Pari-Banu. Ona nam wszystkim przepowiedziała przyszłość – dodaje uczestniczka powstania warszawskiego z batalionu „Łukasiński”, która w 1944 roku miała 24 lata. Jak wspomina, dla niej i jej rówieśników Pari-Banu była wtedy starszą panią.

Co daje szczyt rozkoszy wśród bied świata tego

– Pari-Banu pochodziła z Katowic, gdzie miała gabinet przy ul. Krakowskiej. Widać w zrujnowanej stolicy Dolnego Śląska ujrzała lepsze widoki. We wrześniu 1946 roku zaczęła przyjmować interesantów w hotelu Polonia, ściągając na siebie krytykę prasy: Mieszka i przyjmuje w pierwszorzędnym hotelu. Ile dziś taki tryb życia musi kosztować - innymi słowy: ile zarabiać musi ta „jasnowidząca” w czasach powojennego kryzysu i nędzy powojennej? – cytuje Beata Maciejewska, dziennikarz i historyk zirytowanego autora tekstu w dzienniku „Pionier”, który twierdził, że Pari-Banu żeruje na ludzkim nieszczęściu, kantując bez litości.

– Pari-Banu nie była wówczas jedyna wróżką, która przyjechała na Ziemie Odzyskane. We wspomnieniach pierwszych, powojennych mieszkańców Wrocławia pojawiały się opowieści o niej i innych tego typu osobach. Z tego co pamiętam, oprócz informacji, że Pari-Banu przyjechała z Katowic była jeszcze druga, że z Wrocławia przeniosła się do Łodzi – mówi Maciejewska, autorka wielu publikacji poświęconych historii Wrocławia, między innymi nagradzanego przewodnika "Spacerownik wrocławski 2. Nowe trasy".

Jasnowidzące medium zapraszało do "Polonii". Okazały hotel - 120 pokoi i apartamentów, sala dancingowa na 120 miejsc - jest o rok starszy od lubelskiej kamienicy przy ul. Wieniawskiej 4. Przed wojną działał pod nazwą Vier Jahreszeiten (Cztery Pory Roku). Obiekt przetrwał Festung Breslau, nie stracił wiele na luksusie i szybko zaczął działać. Beata Maciejewska zaglądała do księgi gości, gdzie ówczesny minister zdrowia w rządzie Cyrankiewicza chwalił kierowniczkę hotelu za socjalistyczny stosunek do ludzi.

Którzy wiedzą

Jak Pari-Banu przeżyła powstanie, jak wydostała się z płonącej Warszawy nie wiadomo. W wyszukiwarce na stronie Muzeum Powstania Warszawskiego (www.1944.pl) gdzie są wspomnienia pani Orlikowskiej i listy nazwisk powstańców i cywilnych ofiar nie ma nazwiska Kozaczewski. Biografowie marszałka Piłsudskiego przyznają, że spotykał się on wiele razy z jasnowidzem ale był to uważany za jasnowidza inżynier zajmujący się zjawiskami paranormalnymi - Stefan Ossowiecki.

W wydanych przez Wydawnictwo UMCS "Pismach zebranych" Józefa Czechowicza w tomie "Wiersze i poematy" jest utwór, w którym występuje Pari Banu. "Marzenie" umieszczono w części "Utwory niepewnego autorstwa lub przypisywane poecie".

Horoskop, który jak chce Wacław Gralewski był honorarium dla Józefa Czechowicza od wróżki, w dokumentach muzealnych jest opatrzony informacją "sporządzony ręką poety".

Rządzić wyspą daleką

Pod koniec czerwca, a może już w lipcu 1939 roku w Warszawie, w kawiarni "Na rozdrożu" przy stoliku siedziała Bronisława Kołodyńska-Mossego, jej przypadkowo spotkana znajoma z Lublina i Józef Czechowicz. Czechowicz miał powiedzieć: Czy wiesz, że medium przepowiedziało mi, że w 1939 roku wyciągnę nogi i zdobędę sławę?

Taki anons na ostatniej stronie znaleźli czytelnicy „Expressu Lubelskiego i Wołyńskiego”, którzy kupili gazetę z 16 maja 1939.

Mieć cuda z dawnych bajek

– Niekrępujące wejście? To pewnie informacja o klatce schodowej dla służących. Mieszkania takie jak to pod „8” czy pod „5” miały dwa wejścia. Jedno z głównej klatki schodowej, a drugie od strony kuchni, z których korzystały gosposie – mówi pani Krystyna, która jest trzecim pokoleniem mieszkańców kamienicy przy Wieniawskiej 4.

Jej dziadkowie byli w 1912 roku pierwszymi lokatorami. Rodzina w swojej historii opuszczała swoje mieszkanie tylko raz, gdy Niemcy wysiedlili wszystkich Polaków. – Wtedy to było bardzo nowoczesne, eleganckie miejsce. Przedwojenne mieszkania z łazienkami i toaletami to była rzadkość. Nie wszyscy mogli sobie na wynajem pozwolić. Dziadek mógł, był skarbnikiem Lublina. Tak się wtedy nazywała ta funkcja w magistracie – wspomina współwłaścicielka okazałej nieruchomości.

Czasy Pari-Banu pamiętają ceglane ściany, wysokie na 3,30 metra pokoje, kolorowe kafelki mozaiki na podłodze frontowej klatki schodowej. Musiała używać poręczy, której żelazne wsporniki nadal oplatają te same żelazne liście. Medium jasnowidzące musiało przechodzić przez ciężkie drewniane drzwi bramy, które teraz są jak nowe ale tkwią w zawiasach od 105 lat.

Jak informuje anons czekała na zainteresowanych najpewniejszymi poradami udzielanymi w transie do godz. 20. Jeśli później wychodziła na miasto, to wrócić powinna przed godz. 23.

– Po tej godzinie brama była zamykana. Jeśli ktoś wracał w nocy, dzwonił budząc dozorcę, który wstawał i otwierał. Brał przy tym 2 złote – dodaje pani Krystyna, która pamięta, że takie zwyczaje panowały jeszcze w latach 50. ubiegłego wieku.

Powiązane galerie zdjęć:


Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama