„A w Nałęczowie nawet deszcz gra preludium Chopina” – powie St. L. Popek w „Obrazkach z Nałęczowa”. Wszystko tu przesiąknięte jest artyzmem twórców o bardziej lub mniej znanych nazwiskach, którzy mieszkali w zdroju lub chętnie doń przyjeżdżali, zostawiając tu po sobie świetny obraz, akwarelę czy grafikę, misternie rzeźbioną paterę, znakomitą budowlę czy chociażby snycerski detal.
Album widoków wyśnionych
– Dlatego warto poznać niezwykłe architektoniczne detale, które czynią z Nałęczowa „Małą Szwajcarię” a uduchowionym pisarzom, takim jak np. Stefan Żeromski, pozwalają tytułować go także „Albumem widoków wyśnionych” – mówi pani Wiesława.
Turysta wędrujący aleją Lipową, ul. Poniatowskiego czy ul. Armatnią Górą od razu zwróci uwagę na zabytkowe wille wyróżniające się ażurowymi zdobieniami werand, jako żywo przypominające pensjonaty szwajcarskie. Wszystkie budynki są drewniane, zwykle jedno lub dwukondygnacyjne, czasem na podmurówce z kamienia kazimierskiego, okolone wieńcem werand i werandek zdobionych wymyślną drewnianą „koronką”. Spacer aleją Lipową pozwala nam już za skrzyżowaniem przyjrzeć się Willi „Regina” z 1885 r. wzniesionej przez Michała Górskiego (m. in. właściciela Nałęczowa) dla Natalii Potkańskiej herbu Brochwicz. Kupiona w cztery lata później przez kresową rodzinę Rulikowskich, spokrewnioną z Józefem Kraszewskim, mieściła w następnych latach pierwszy posterunek polskiej policji państwowej czy zakład fotograficzny Feliksa Soczki, fotografa, któremu zawdzięczamy liczną dokumentację fotograficzną miejscowości z I poł. XX wieku. Po II wojnie światowej znalazła się w ręku kresowej rodziny Burczak-Abramowiczów, herbu Lubicz, spokrewnionych z Rulikowskimi. Józefowi Marii, ułanowi 4. Pułku Ułanów Zaniemeńskich, a potem malarzowi koni i wieloletniemu dyrektorowi przedsiębiorstwa „Pracownie Sztuk Plastycznych” w Lublinie, zawdzięczamy niezwykle barwne wspomnienia kresowe „Nad Jamcem i Wilią”, a jego synowi Józefowi Lucjanowi „Wspomnienia” kresowe i nałęczowskie, które ukażą się w wydaniu książkowym wiosną bieżącego roku.
Nie wolno przeklinać na ulicy
Nieco dalej, w głębi ogrodu widać willę „Ustronie” d. Róża z 1893 r. dra Zawadzkiego, a później Olgi hrabiny Ilińskiej-Kaszowskiej. Mieszkał w tej trzykondygnacyjnej szwajcarskiej willi z dwuspadowymi dachami i zdobionymi werandami ze stylizowaną balustradą znany weterynarz z Wileńszczyzny, Władysław Wolski, który jako przewodniczący Nałęczowskiej Komisji Zdrojowej w latach 1929-39 wprowadził w zdroju wielką dyscyplinę. Nie wolno było np. przeklinać na ulicy czy jeździć wozem przez Nałęczów, aby nie wzniecać kurzu. Specjalnie powołany do tego strażnik „rozdawał pilnie mandaty”.
Przy samej ulicy mieści się w pobliżu willa „Aurelia (d. Julianówka) (1897) Dominika Matlakiewicza, którą kilka lat temu zburzono i odbudowano od podstaw, zachowując jedynie w stylu szwajcarskim zdobienia zewnętrzne fasady. Dobrze natomiast trzyma się starsza od niej willa „Mazowsze” z 1883 r. (Pod Jesionem) z oryginalnymi werandami w części parterowej, należąca do rodziny Bobrów z Lublina. Tu właśnie miał pracownię fotograficzną współczesny dokumentalista Nałęczowa Wiesław Malicki.
W połowie alei Lipowej znajduje się jedyna „kolorowa” willa w stylu szwajcarskim „Nagórze” zbudowana przez J. Nagórskiego w 1882 r. jako letnia siedziba rodziny. Nazywano ją „Nagórscy drewniani” w odróżnieniu od „Nagórskich murowanych” – willi murowanej po przeciwnej stronie ulicy w pobliżu skrzyżowania z dawną ul. Piłsudskiego. W willi tej prowadziła pensjonat mecenasowa H. Żółtowska, a jedną z właścicielek była Anastazja z Buczackich Księżpolska, pianistka, która koncertowała z Paderewskim. Dzisiaj w „Zabytkowych Podziemiach” willi można oglądać rodowe pamiątki kolejnych mieszkańców: Walerii i Wincentego Bulzackich czy Haliny i Ignacego Piechów albo napić się doskonałej kawy serwowanej przez Dagmarę Sawę.
Misterna praca stolarza
Drobne detale stylu szwajcarskiego znajdziemy w drewnianej dwukondygnacyjnej willi „Białym Dworku” usytuowanym na zboczu biegnącym od alei Lipowej do Bochotniczanki. Właścicielem jej był sybirak Władysław Truszkowski, a jego córki Jadwiga (niedoszła żona Żeromskiego) i Helena prowadziły w niej w l. 1915-20 szkołę powszechną. Po śmierci Jadwigi, jak czytamy w „Sezonie na Nałęczów” wydanym przez Wydawnictwo „Jaśminowa” Izabelli Nowotny „willę wraz z cennymi meblami, obrazami, zbiorami albumów, książek, ryngrafów i szabli odziedziczyła jej kuzynka Wanda Talarowska”.
W willach szwajcarskich zdumiewa delikatność zdobnictwa, wielorakość motywów, pewność ręki miejscowych stolarzy, rozmiar wyobraźni. Są naturalnie wille zbudowane w tym stylu jak „Regina” przy al. Lipowej czy „Słoneczna” przy równoległej ul. Kościuszki bez werand i typowych zdobień. Ale to co przede wszystkim dziś zachwyca odwiedzających Nałęczów to misterność pracy dawnego stolarza, mistrza w swoim fachu. Skąd takowi pojawiali się w Nałęczowie, a także o uznanych za najpiękniejsze w uzdrowisku willach szwajcarskich opowiem następnym razem.
„A w Nałęczowie nawet deszcz gra preludium Chopina” – powie St. L. Popek w „Obrazkach z Nałęczowa”. Wszystko tu przesiąknięte jest artyzmem twórców o bardziej lub mniej znanych nazwiskach, którzy mieszkali w zdroju lub chętnie doń przyjeżdżali, zostawiając tu po sobie świetny obraz, akwarelę czy grafikę, misternie rzeźbioną paterę, znakomitą budowlę czy chociażby snycerski detal.
Album widoków wyśnionych
– Dlatego warto poznać niezwykłe architektoniczne detale, które czynią z Nałęczowa „Małą Szwajcarię” a uduchowionym pisarzom, takim jak np. Stefan Żeromski, pozwalają tytułować go także „Albumem widoków wyśnionych” – mówi pani Wiesława.















Komentarze