Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Wszyscy jesteśmy specjalnej troski. Rozmowa z Włodkiem Dembowskim

Gra w pięciu zespołach muzycznych, w tym popularnym „Łąki Łan”. Do tego jest organizatorem festiwalu Kazimiernikejszyn, który w drugi weekend lipca przyciągnął do Kazimierza Dolnego miłośników dobrej muzyki słuchanej w luźnej atmosferze. O tym, jak rozpoczęła się jego przygoda z Kazimierzem i dlaczego chce, by do miasta przyjeżdżali tylko rodowici Warszawiacy, opowiada Włodek Dembowski.
Wszyscy jesteśmy specjalnej troski. Rozmowa z Włodkiem Dembowskim
Włodek Dembowski podczas tegorocznego festiwalu „Kazimiernikejszyn”

Autor: Katarzyna Gurmińska

• Jak narodziła się idea festiwalu Kazimiernikejszyn?

Włodek Dembowski: Gdy byłem w studio radiowym przy okazji promocji pierwszej płyty „Dziadów Kazimierskich”, właśnie o nazwie „Kazimiernikejszyn”, spotkałem Michała Niewęgłowskiego. Opowiadał o koncercie, który organizował w Kongresowej. Po antenie pogadaliśmy i powiedział, że kołacze mu się po głowie pomysł na fajny festiwal, ale ciągle nie jest pewny miejsca i nazwy. Ja mówię: to ja cię upewnię. I tak to się zaczęło.

• Początki były ciężkie?

Na szczęście ja nie stałem twardo nogami na ziemi, Michał chyba też, więc zaczęło się lekko, potem było już ciężko. Po pierwszej edycji okazało się, że to są poważne sprawy, pojawił się duży dług, trochę osób niezadowolonych. Wzięliśmy się po prostu mocno do roboty, i teraz udaje się już powoli wychodzić z tarapatów. Festiwal się umacnia, stabilizuje, coraz więcej ludzi jest zadowolonych.

• Hasło festiwalu to „bez spinki”. Co ono oznacza?

Jest to pewne nawiązanie do stanu, jaki osiągają ludzie kiedy przyjeżdżają do Kazimierza. Przyjeżdżają z codziennego pędu, gonitwy. Nagle zwalniają, czują tutaj taką „manianę”.

• A skąd pomysł, żeby festiwal łączył koncerty z różnymi aktywnościami typu walka na kolory?

Pytasz skąd pomysł, żeby łączyć? Łączenie to podstawa! Łąki Łan – nazwa wskazuje na łączenie. Łączmy się wciąż, łączmy się wszędzie. Teraz bardzo dużo jest tematów związanych z podziałami, więc my na przekór po prostu łączymy.

• Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z Kazimierzem Dolnym?

Wspinałem się z tatą na górę Moczydło na warszawskiej Woli, skąd się wywodzę. Pośliznąłem się i pociągnąłem tatę na siebie, ten przewrócił się na mnie i złamał mi nogę. To było tuż przed wakacjami na Mazurach, gdzie miałem się uczyć łowić ryby z łódki, no ale z takim gipsem od pasa do stopy to na łódce byłoby wesoło. Więc zmieniliśmy plany, mama chrzestna wynalazła ostatni wolny turnus w Arkadii w Kazimierzu. Tak to się zaczęło. Przyjechaliśmy pierwszy raz, potem moi rodzice zaprzyjaźnili z ekipą z obsługi z Arkadii, a ja z dzieciakami. Wtedy zacząłem przyjeżdżać do nich i parę razy pomyliłem pokój wracając w nocy po balkonach. Wtedy stwierdzili, że lepiej żebym gdzieś indziej szukał kwatery. Zacząłem budować szałasy, mieszkałem w okolicznych jamach, m.in. w Norowym Dole. Z moim psem Maćkiem szwendaliśmy się po rynku, po wąwozach. Potem coraz bardziej się też poznawałem z „lokalsami”. To były piękne czasy.

• Swoje życie dzielisz między Warszawą i Kazimierzem. Co Kazimierz ma do zaoferowania mieszkańcom Warszawy?

Wszystko. Ja bym nie chciał, żeby ludzie z Warszawy tutaj przyjeżdżali. Chociaż rodowici Warszawiacy, tacy z krwi i kości, bo ja np. taki jestem, to są fajni ogólnie. Oni są charakterni, życzliwi, mają poczucie humoru i taki polot. To miasto też takie jest. Ma polot, ten artystyczny kaprys, który tutaj się unosi. Jest czymś, co się udziela też innym i fajnie, żeby też ludzie którym jest to bliskie tutaj odpoczywali, bo wtedy to się kumuluje. To jest po prostu najlepsze, co się może dziać, najbardziej pasuje do tego miasteczka.

• Który z zespołów, w których grasz jest ci najbliższy?

Najbliższy jest mi Łąki Łan, ponieważ w nim się wszystko zaczęło, cała moja podróż artystyczna, a gramy już od 17 lat. Więc to jest taka baza matka. No ale na tej łące wyrosły też kolejne rzeczy i to wszystko jest spójne, m.in. na Kazimiernikejszyn to się odczuwa, że jest to jedna wielka rodzina, jeden wielki „flow”, którego Kazimierz jest makietą, planszą, na której się to rozgrywa, wszystko się tu materializuje.

• W November Project grasz z niepełnosprawnymi, a hasło zespołu to „wszyscy jesteśmy specjalnej troski”. Włodek Dembowski też?

Jak najbardziej! Dembowski nawet się rymuje ze „specjalnej troski”. Nikt nie jest doskonały, każdy ma jakiś swój krzyż i trzeba umieć na siebie patrzeć przez ten pryzmat, wtedy mamy więcej dla siebie zrozumienia, akceptacji, empatii. Ważne jest, żeby nie mieć takiej krzywdzącej litości wobec niektórych niedomagań, tylko wspierać tym, żeby ktoś umiał sobie dać z czymś radę a nie pogrążać go i zagłaskiwać.

• Z „Dziadami Kazimierskimi” jeździsz po całej Polsce. Ludzie rozumieją teksty o Kazimierzu?

Rozumieją ci, którzy już liznęli „Kazika”. Ci, co nie rozumieją pasjonują się tym, że chcieliby zrozumieć, chcieliby rozwiązać zagadkę o co w tym chodzi.

• Jakie plany na przyszłość?

Dziady powolutku nagrywają kolejną płytę, myślę że na przyszły festiwal będzie premiera. Na jesień ma się pojawić nowy „Wetrna hora”, do którego ostatnio kręciliśmy teledysk. W November szykują się lekkie zmiany w zespole, ale płyta też prawdopodobnie będzie jeszcze w tym roku. Jeśli chodzi o Łąki Łan to prace nad nowym materiałem może rozpoczną się jeszcze w tym roku, jak już opadnie kurz po wszystkich wojażach. Otwieraliśmy Woodstock, a mamy jeszcze sporo koncertów, w tym trasę jesienno-zimową. Kazimiernikejszyn też już się powoli organizuje po tej edycji, podliczamy zyski i straty, wyciągamy wnioski, by ta edycja jubileuszowa, piąta była takim dopełnieniem i by wszystko lepiej się wydarzyło. Powstają też już plany co do Zimiernikejszyn. W ostatni weekend stycznia będziemy się bawić, spotykać i przeżywać piękno Kazimierza zimą.

• Jak narodziła się idea festiwalu Kazimiernikejszyn? 

Włodek Dembowski: Gdy byłem w studio radiowym przy okazji promocji pierwszej płyty „Dziadów Kazimierskich”, właśnie o nazwie „Kazimiernikejszyn”, spotkałem Michała Niewęgłowskiego. Opowiadał o koncercie, który organizował w Kongresowej. Po antenie pogadaliśmy i powiedział, że kołacze mu się po głowie pomysł na fajny festiwal, ale ciągle nie jest pewny miejsca i nazwy. Ja mówię: to ja cię upewnię. I tak to się zaczęło.

• Początki były ciężkie?

Na szczęście ja nie stałem twardo nogami na ziemi, Michał chyba też, więc zaczęło się lekko, potem było już ciężko. Po pierwszej edycji okazało się, że to są poważne sprawy, pojawił się duży dług, trochę osób niezadowolonych. Wzięliśmy się po prostu mocno do roboty, i teraz udaje się już powoli wychodzić z tarapatów. Festiwal się umacnia, stabilizuje, coraz więcej ludzi jest zadowolonych.

• Hasło festiwalu to „bez spinki”. Co ono oznacza? 

Jest to pewne nawiązanie do stanu, jaki osiągają ludzie kiedy przyjeżdżają do Kazimierza. Przyjeżdżają z codziennego pędu, gonitwy. Nagle zwalniają, czują tutaj taką „manianę”.


Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama