Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Uderzała Lenką o zmarzniętą ziemię i zostawiła ją na polu. Dziecko zmarło

Zabrała małą Lenkę z łóżeczka i wybiegła na mróz. Uderzała maleństwem o ziemię i je podduszała. Po tym wszystkim zostawiła córkę na polu. Dziecko zmarło w szpitalu. Co pchnęło matkę do tak okrutnych czynów?
Uderzała Lenką o zmarzniętą ziemię i zostawiła ją na polu. Dziecko zmarło

Około piątej nad ranem, Jolanta K. obudziła się, z łóżeczka wyjęła swoją miesięczną córkę i wyszła z nią z domu. Było jeszcze ciemno. Trzymając na rękach dziecko, pobiegła na pole.

- Podejrzana rzucała dzieckiem o zamarzniętą ziemię. Ta była wtedy twarda, jak beton. Potem podduszała dziecko – relacjonuje Waldemar Kwiatkowski, z Prokuratury Rejonowej w Radziejowie.

Następnie Jolanta K. wróciła do domu. Już sama. O tym, co zrobiła powiedziała matce. Babcia Lenki pobiegła po wnuczkę. Wezwała pomoc. Na miejsce przyjechało pogotowie.

- Matka siedziała na tapczanie, obok leżało dziecko. Kobieta nie odzywała się. Była otępiała i po prostu siedziała – opowiada Józef Bogucki z pogotowia w Radziejowie. Lenka wymagała reanimacji. - Zabraliśmy dziecko do karetki, bo w domu nie było za ciepło. W karetce zaczęliśmy ją reanimować. Dziecko było mocno wyziębione. Łapało pojedyncze oddechy – przyznaje Bogucki.

Małej Lenki nie udało się uratować, z urazami czaszki, zmarła w toruńskim szpitalu. Sam mróz dla noworodka jest zabójczy. - Takie małe ciałko, trzy kilogramy. Długo potrzeba? Dorosły człowiek długo nie wytrzyma na zimnie – podkreśla ratownik medyczny.

Matkę dziecka zatrzymano pod zarzutem zabójstwa. W rozmowie z prokuratorem, nadal była otępiona. Nie potrafiła logicznie wytłumaczyć swoich czynów. - Musiała godzić się z tym, że pozostawienie dziecka na mrozie, kiedy było -6 st. C. spowoduje jego zgon – zaznacza jednak prokurator Kwiatkowski.

Co pchnęło kobietę do tak makabrycznych działań? - Najprawdopodobniej usłyszała głos, żeby pozbyć się dziecka. Nie wiemy czyj – przyznaje Kwiatkowski. Jolanta K. leczyła się psychiatrycznie. - Ale, chyba dwa lata temu przestała. Stwierdziła, że czuje się lepiej. Wcześniej przebywała w zakładach psychiatrycznych, dwukrotnie była hospitalizowana – dodaje prokurator Kwiatkowski.

Jolanta K. tuż przed narodzinami Lenki zamieszkała z matką i siostrą. Po porodzie, Jolantę K. wspierała pielęgniarka środowiskowa i oraz Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej. Nie dostrzeżono żadnych problemów z matką.

- Matka chciała wychować dziecko. Było ważną osobą w jej życiu. Otaczała je miłością i czułością. Cieszyła się z każdego gestu, jakie dziecko wykonywało, każdej czynności, jaką sama mogła przy nim zrobić. Sprawiało jej to radość – twierdzi Alicja Wójcik z Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Piotrkowie Kujawskim.

Lena była trzecim dzieckiem Jolanty K. Poprzednia dwójka, ze względu na nieporadność rodzicielską oraz problemy zdrowotne matki trafiła do adopcji. Czy w ostatnim czasie opieka społeczna rozmawiała z kobietą o funkcjonowaniu rodziny i odpowiedzialności za potomstwo? - Zawsze te rozmowy są prowadzone. Od tego są pracownicy, żeby takie tematy poruszali. Pani wszystko cierpliwie wysłuchiwała. Nigdy nie reagowała agresywnie, emocjonalnie – przekonuje Małgorzata Jarlaczyńska z Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Wierzbinku. Urzędniczka dodaje, że kobieta była pod opieką lekarza. - Pani posiadała kartę wizyt lekarskich. Wszystko wskazuje na to, że była kontrolowana – mówi.

Według sąsiadów Jolanta K. była osobą zamkniętą w sobie, stroniła od otoczenia. Twierdzą, że nie wiedzieli o ciąży. - Chyba nie miała instynktu macierzyńskiego. Wydaje mi się, że nie umiała odnaleźć się w świecie. To musiało mieć głębsze podłoże psychiczne – uważa sąsiadka Magdalena Jąkalska. - Zadajemy sobie pytanie, czy można było jeszcze coś zrobić? Takiego pytania, chyba nikt nie uniknie, wszyscy sobie je zadajemy – przyznaje Małgorzata Jarlaczyńska.

Jolanta K. jest poddawana obserwacji psychiatrycznej. Specjaliści określą schorzenia kobiety oraz pozwolą odpowiedzieć na pytanie, czy była świadoma swoich czynów.


Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama