Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Wojewódzki Urząd Pracy

Pracował dla odradzającej się ojczyzny, w Lublinie wychował wiele pokoleń uczniów i harcerzy. Ile kosztuje nasza pamięć?

8500 zł. Tyle potrzeba, by uratować rozpadający się grób Kazimierza Juszczakowskiego. Niemal dokładnie 100 lat temu zapomniany pedagog reprezentował Niepodległą w wyzwolonym Hrubieszowie i stanął na czele władz miasta. Pracował dla odradzającej się ojczyzny. W Lublinie wychował wiele pokoleń uczniów i harcerzy. W latach 50. ubiegłego wieku z powodu poglądów stracił stanowisko. Zmarł w samotności, a jego postać systematycznie popada w zapomnienie.
Pracował dla odradzającej się ojczyzny, w Lublinie wychował wiele pokoleń uczniów i harcerzy. Ile kosztuje nasza pamięć?

Autor: Archiwum prywatne

– Byłem dzieckiem, miałem może 10 lat, kiedy chodziłem z ojcem odwiedzać Kazimierza Juszczakowskiego w domu pomocy. To była placówka przy ul. Godebskiego w Lublinie. Przeniósł się tam schorowany, po wypadku jakiemu uległ na jednej z lubelskich ulic. Był samotny, nie miał się nim kto opiekować – mówi prof. dr hab. Grzegorz Gładyszewski.

Jego ojciec, prof. Longin Gładyszewski, poznał Juszczakowskiego gdy ten był już starszym panem. Dzieliła ich znaczna różnica wieku, co nie przeszkadzało, by znajomość miała koleżeński, przyjacielski charakter.

– Jak wspomina ojciec, pan Kazimierz był wspaniałym gawędziarzem, dyskusje o astronomii i fizyce bardzo często schodziły na tematy historyczne. Spotykali się często przy okazji „wędrujących” referatów, w których uczestniczyli między innymi późniejsi profesorowie UMCS - mój ojciec fizyk i matematyk Zdzisław Lewandowski. Organizowane były w domu przy ul. Kopernika w Lublinie, gdzie Juszczakowski przez wiele lat wynajmował pokój – dodaje prof. Grzegorz Gładyszewski, który opiekuje się grobem pana Kazimierza i stara się zebrać fundusze na renowację zabytkowej mogiły.

Piękna postać

Kazimierz Wiktor Juszczakowski był związany z Lublinem od 1909 roku. Miał wtedy 25 lat i przyjechał z Warszawy, gdzie pracował w Centralnym Laboratorium Cukrowniczym, a także uczył w szkole powszechnej. Do Lublina trafił z opinią, że "jest nie tylko dzielnym pracownikiem, lecz i miłym towarzyszem pracy". Ściągnął go Józef Arlitewicz, dyrektor prywatnego gimnazjum męskiego zwanego Szkołą Lubelską. Uczył przyrody, fizyki, chemii i geografii. To z jego inicjatywy w programie nauczania pojawiły się ćwiczenia praktyczne z chemii i fizyki.

Z 1915 roku pochodzi zdjęcie profesora z uczniami. Grupa pozuje na tle budynku, w którym działała placówka. Dziś to należący do KUL gmach Collegium Iuridicum przy ul. Spokojnej 1.

Bywały okresy, że Juszczakowski miał też lekcje w Prywatnym Gimnazjum Sióstr Urszulanek. "Z hukiem, trzaskiem drzwi otwiera/Wpada Motor jak pantera" zaczynał się jeden z wierszyków ułożonych przez uczniów, którzy nadali mu przydomek "Motor" z powodu jego energii. Miał czarne włosy, małe wąsiki, nosił ciemne okulary. Zwykle ubierał się w ciemny garnitur.

Hrubieszów i Ojczyzna

W historii Hrubieszowa postać Kazimierza Juszczakowskiego pojawia się w bardzo ważnym, przełomowym wręcz momencie. Jesienią 1917 roku czasowo zrezygnował z pracy w lubelskiej szkole, bo został komisarzem szkolnym na powiat hrubieszowski. To wówczas zaznaczał potrzebę wykluczenia jakiejkolwiek polityki i partyjności w szkolnictwie.

Nocą z 2 na 3 listopada 1918 roku Hrubieszów został przejęty przez lokalną organizację Polskiej Organizacji Wojskowej, której członkowie wspólnie z funkcjonariuszami Straży Pożarnej rozbroili żołnierzy austriackich. Na czele powołanych 3 listopada władz miasta stanął Kazimierz Juszczakowski. Był komisarzem rządowym reprezentującym Radę Regencyjną.

Rok później powołano go na krajowego inspektora szkół przy Ministerstwie Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. W okresie wojny polsko-sowieckiej pokierował ewakuacją inspektoratów szkolnych na Lubelszczyźnie. Organizował Kuratorium Okręgu Szkolnego w Łucku a później już w Warszawie był wizytatorem szkół powszechnych kuratorium warszawskiego. Do Lublina wrócił na początku lat 20. ubiegłego wieku. Pracował jako wizytator i ponownie jako nauczyciel do Szkoły Lubelskiej. Ze szkołą, która została przekształcona w Prywatne Męskie Gimnazjum Stefana Batorego, był związany do listopada 1939 roku. Okupację przetrwał w Lublinie, utrzymywał się z handlu meblami. Jednocześnie prowadził tajne nauczanie.

– Byłem dzieckiem, miałem może 10 lat, kiedy chodziłem z ojcem odwiedzać Kazimierza Juszczakowskiego w domu pomocy. To była placówka przy ul. Godebskiego w Lublinie. Przeniósł się tam schorowany, po wypadku jakiemu uległ na jednej z lubelskich ulic. Był samotny, nie miał się nim kto opiekować – mówi prof. dr hab. Grzegorz Gładyszewski.

Jego ojciec, prof. Longin Gładyszewski, poznał Juszczakowskiego gdy ten był już starszym panem. Dzieliła ich znaczna różnica wieku, co nie przeszkadzało, by znajomość miała koleżeński, przyjacielski charakter.

– Jak wspomina ojciec, pan Kazimierz był wspaniałym gawędziarzem, dyskusje o astronomii i fizyce bardzo często schodziły na tematy historyczne. Spotykali się często przy okazji „wędrujących” referatów, w których uczestniczyli między innymi późniejsi profesorowie UMCS - mój ojciec fizyk i matematyk Zdzisław Lewandowski. Organizowane były w domu przy ul. Kopernika w Lublinie, gdzie Juszczakowski przez wiele lat wynajmował pokój – dodaje prof. Grzegorz Gładyszewski, który opiekuje się grobem pana Kazimierza i stara się zebrać fundusze na renowację zabytkowej mogiły.

Wojna po wojnie

Na początku 1946 roku wspólnie z Zofią Cupiałową, właścicielka domu przy ul. Kopernika gdzie mieszkał wiele lat oraz Bolesławem Matyjewiczem założył antykwariat oraz księgarnię wydawniczą „Lamus” przy ulicy Świętoduskiej 18.

Przedsiębiorstwo współpracowało z wykładowcami Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Wydawało książki popularnonaukowe oraz szkice monograficzne kierowane do dokształcającej się młodzieży. Przetrwało do 1948. Upadło zostawiając długi i kłopoty.

– W pracach społecznych udziału nie bierze. Wpływu wychowawczego w duchu obecnej rzeczywistości na młodzież nie stwierdzono. Według opinii członków ZMP lubi żartować często na tematy związane z dzisiejszymi przemianami społeczno-politycznymi przedstawiając je w duchu ujemnym. (…) poprzez swe charakterystyczne wykłady, poprzez przemycanie zdań wrogich Polsce Ludowej, podczas lekcji wpaja w młodzież swe szowinistyczne i burżuazyjne poglądy. (…) mimo miłej powierzchowności prowadzi szkodliwą robotę – cytuje prof. dr hab. Grzegorz Gładyszewski uwagi, jakie robili na temat 66 letniego już Juszczakowskiego członkowie Związku Młodzieży Polskiej.

Ostatecznie stracił posadę nauczyciela, dorywczo pracował w placówkach wychowawczych, by na koniec trafić do bibliotek i archiwów zakładowych.

Trzeci dzień maja

Był wysoki, smukły, długonogi. Nadzwyczaj prędko chodził. Tak zapamiętali Juszczakowskiego wychowankowie. Wiele lat później problem ze źle zrastającą się nogą był powodem śmierci zasłużonego pedagoga, nauczyciela i pracownika oświaty.

– Na ul. 3 Maja profesor przechodził przez przejście. Tam potrącił go samochód. Kierowca nawet się nie zatrzymał. Złamana w wyniku wypadku noga nie chciała się goić. Pojawiły się komplikacje. Samotny i schorowany Juszczakowski przeniósł się do domu przy Godebskiego. Tam 3 maja 1969 roku zmarł, miał 85 lat – wspomina prof. Gładyszewski.

Korzystałam z artykułu Małgorzaty Surmacz (Muzeum Historii Miasta lublina) i Grzegorza Gładyszewskiego (Politechnika Lubelska) i „Historii Ziemi Hrubieszowskiej”/www.powiathrubieszowski.pl


Podziel się
Oceń

Komentarze

Reklama
Reklama