Dychawiczna łada niva z trudem odpala po mroźnej nocy. Silnik \"kaszle”, po kolejnej próbie jednak zaczyna żyć, wyrzucając kłęby siwego dymu.
Ruszamy w las.
Tego dnia zapuszczają się z nami Bartek i Adrian. Po kilku kilometrach skręcamy w leśną drogę. Krajobraz jak z landszaftu. Błękitne niebo z wielką żarówką słońca kontrastuje z ciemną ścianą lasu. Brakuje tylko stada sarenek czy brykających na śniegu zajęcy. Z błogostanu wyrywa jęk zawieszenia łady, która pokonuje kolejny garb leśnej drogi. Po kilku kilometrach stajemy na polance.
Już po chwili wchodzimy w przecinkę. Wokół widać świeże tropy saren, zajęcy oraz ślad człowieka, kłusownika.
– Szedł po ich śladach – dodaje Adrian. A zatem i my ruszamy śladem kłusownika. Po kilometrze marszu po zamarzniętym śniegu wchodzimy w świerkowy zagajnik. Po chwili wprawne oczy strażników wychwytują pierwsze wnyki. Druty z zaciskowymi pętlami są tuż przy ziemi. – To na zające. Wnyki wręcz tworzą ścianę. Szaraki nie mają szans – mówi Adrian unieszkodliwiając kolejne.
14 złapanych
Strażnicy przez dobre pół godziny rozprawiali się z wnykami.
– W tym sezonie łowieckim, tj. od listopada ubiegłego roku załapaliśmy 14 kłusowników. Ostatnio zatrzymaliśmy na kłusownictwie myśliwego. Zakładał wnyki i potrzask. Sprawą zajmuje się policja w Kamionce – dodaje Michał Chomiuk. – Kłusownicy często nam grożą. Przez ludzi docierają do nas głosy, że nie dożyjemy przyszłego roku...
– Jesienią dwóch kłusowników pogoniło nas szpadlami. Nie mamy broni, ale mamy szybkie nogi – dodaje Adrian.
Po kolejnym kilometrze wchodzimy do kolejnego zagajnika. Tym razem wnyki z linki były przygotowane na sarny lub jelenie. – Zwierz we wnykach dusi się, przeżywa katusze przed śmiercią – podkreśla Michał Chomiuk.
Co z tym mięsem?
Patrol nie zawsze działa w ciemno, licząc na łut szczęścia. – Często słyszymy od ludzi, że ktoś w danej wsi zajmuje się kłusownictwem. Prawda jest jednak taka, że kłusownictwo do także biznes. Nieoficjalnie mówi się o tym, że z nielegalnie pozyskane mięso trafia nie tylko do \"smakoszy”, ale także do restauracji. Nie chodzi tylko o mięso, choć to jest bardzo drogie. Kilka lat temu zdobyliśmy twarde dowody, że pewien człowiek w lubelskich lasach kłusował na chronionego wilka i oferował skóry po 3000 zł za sztukę. Mimo, że mieliśmy na niego twarde dowody, to sąd nie dopatrzył się jego winy – mówi Chomiuk.
Ceny dziczyzny w legalnym obrocie są wysokie. Polędwica czy comber jeleni kosztuje ponad 80 złotych za kilogram. Te same elementy z sarny są o kilka złotych droższe. Dzik jest tańszy – schab bez kości to wydatek ok. 60 zł za kilogram.
Białe kołnierzyki
Kłusownictwo od lat jest sporym problemem. Nikt nie potrafi dokładnie oszacować skali tego procederu. W 2013 roku Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Lublinie, a dokładnie Straż Leśna, ujawniła 25 przypadków kłusownictwa. Straty oszacowano na 80 tysięcy złotych.
Najczęściej kłusowano dziki i sarny.
– Jest to tylko nikła część przypadków. My o tym wiemy. Ale Straż Leśna musi przedstawić naprawdę twarde dowody. Często zdarza się, że kłusownik złapany na podejmowaniu zwierzyny twierdzi, że właśnie ją znalazł i chciał powiadomić leśników czy policję. Udowodnienie winy kłusownikowi wbrew pozorom nie jest łatwe – mówi Jerzy Reja, inspektor Straży Leśnej w Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Lublinie.
Straż regularnie patroluje tereny lasów państwowych. – I o tym wiedzą kłusownicy. Przenoszą się do prywatnych lasów lub wykorzystują zagajniki rozrzucone wśród pól. Walka z tymi ludźmi jest trudna, a proceder wcale nie ustaje. Moim zdaniem wciąż jest na tym samym poziomie – dodaje Jerzy Reja. – Kłusownik to nie tylko chłop w gumofilcach, ale także szanowany obywatel mieszkający w mieście.
Najnowszy sport o którym mówi się w kraju i który podobno już dotarł do nas, to nocne safari. Dobra terenówka, sztucery z noktowizorami czy termowizorami pozwalają polować nocą, bez użycia reflektorów.
– To są kłusownicy w \"białych kołnierzykach”. Są bogaci, dlatego nawet nie podejmują zastrzelonej zwierzyny. Zabijają dla sportu, adrenaliny. W 2013 roku Straż Leśna wyniosła z lubelskich lasów 48 sztuk różnego rodzaju sprzętu kłusowniczego – mówi Wiesław Lipiec, rzecznik prasowy lubelskich leśników. Ludzie kłusują wszystko, od jastrzębi do wypchania, po łosie na mięso.













Komentarze