Zabójstwo na LSM. Wyrok dopiero w środę
Zakończył się proces Sławomira P., oskarżonego o brutalne zabójstwo matki i córki na lubelskim LSM-ie. Mężczyźnie grozi dożywocie. Wyrok zapadnie w najbliższą środę.
- 06.02.2014 17:15

Sprawę próbowano rozstrzygnąć już w kilku procesach. Za pierwszym razem mężczyzna został uniewinniony. W wyniku kasacji prokuratury w Sądzie Najwyższym ruszył ponowny proces.
Sławomir P. usłyszał wówczas wyrok dożywocia. Sędziowie nie byli jednak jednomyślni. W 2011 sąd apelacyjny uchylił dożywocie. Sprawa wróciła do pierwszej instancji, który ponownie skazał mężczyznę na dożywotnie więzienie z możliwością wyjścia po 40 latach. Ten wyrok również nie był jednogłośny. Sprawa wróciła więc do sądu apelacyjnego, który w czwartek zakończył postępowanie.
Proces ma charakter poszlakowy. Sprawca nie zostawił na miejscu żadnych śladów. Nigdy też nie odnaleziono narzędzia zbrodni.
- Nie ma żadnego bezpośredniego dowodu, który wskazywałby na oskarżonego - przekonywał w mowie końcowej mecenas Wojciech Wownysz, obrońca Sławomira P. - Wszystko, na co powołał się sąd w pierwszej instancji może mieć alternatywne wersje. Tak nie można skazywać. Dożywocie to skazanie na śmierć.
Do makabrycznej zbrodni doszło w styczniu 2006 r., w bloku przy ul. Skrzetuskiego w Lublinie. Krewni znaleźli tam zmasakrowane ciała 42-letniej Danuty B. i jej 22-letniej córki Ewy. Zabójca zadał ofiarom po kilkanaście ciosów. Używał zarówno tępego narzędzia, jak i noża lub szpikulca. Zabił również psa, należącego do rodziny. Z mieszkania skradziono też 10 telefonów komórkowych.
Jedynym podejrzanym był Sławomir P. z Ciecierzyna. Jego żona była kuzynką Magdaleny B. Ta zaś pomagała małżonce oskarżonego w zakończeniu jej związku. W dniu zbrodni miały iść do sądu, pytać o związane z tym formalności. Wcześniej wyśmiewały go, kiedy pytał, czy żona go zdradza.
- Kobiety go upokorzyły. Narastały w nim złe emocje. Miał motyw - tłumaczył prokurator Zbigniew Nowosad, domagając się utrzymana wyroku dożywotniego więzienia.
Mężczyznę obciąża coś jeszcze. W szambie obok jego domu znaleziono szczątki telefonów. Takich samych, jakie zginęły w dniu zabójstwa. Nie udało się ustalić, czy to dokładnie te same egzemplarze. Resztki były spalone i przeżarte kwasem.
- Sąd pierwszej instancji uznał jednak, że liczba i zgodność modeli wykluczają przypadek - argumentował prokurator.
Sławomir P. początkowo przyznał się do winy. Tłumaczył jednak, że nie wie, dlaczego zabił. Przekonywał, że miał "luki w pamięci”. Potem odwołał swojej zeznania i stwierdził, że wymusili je policjanci. Mieli go straszyć, bić i torturować. Późniejsze śledztwo nie potwierdziło, by takie wydarzenia miały miejsce.
Wyrok w sprawie Sławomira P. zapadnie w najbliższą środę.
Reklama












Komentarze