• Jak zainteresowała się pani kulturystyką?
– Na początku był fitness, rower i ćwiczenia w domu. Nie byłoby w tym może nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że moja przygoda ze sportem zaczęła się po 30. roku życia. Wcześniej mój stan zdrowia wykluczał jakąkolwiek aktywność fizyczną. Byłam na rencie. Gdy w końcu zdrowie pozwoliło mi na sport, postanowiłam to maksymalnie wykorzystać. Najpierw pogłębiłam wiedzę w zawodzie dietetyka. I tak z uczestniczki zajęć fitness stałam się instruktorką i trenerką personalną.
A potem pojawiła się kulturystyka. Podczas zajęć, które prowadziłam w jednym z klubów fitness zauważył mnie trener kadry Leszek Michalski i zapytał, czy nie wzięłabym udziału w wyjeździe szkoleniowym w Spale. Potraktowałam to jako kolejne wyzwanie, wciągnęło mnie to. Sezon 2016 zakończyłam wicemistrzostwem na Grand Prix w Kulturystyce i Fitness. W 2018 roku w listopadzie zdobyłam złoto w Pucharze Polski, a po udziale w mistrzostwach świata pozostało czwarte miejsce.
• Apetyt rośnie w miarę jedzenia?
– Jak najbardziej. Kiedy pokona się z sukcesem pierwszą przeszkodę, podejmie pierwsze wyzwanie i osiągnie kolejne cele, pojawia się apetyt na więcej, na dalszy rozwój. Cały czas udowadniam sobie, że nie ma rzeczy niemożliwych. To mnie pozytywnie napędza. Uwielbiam być w ruchu, żyć dynamicznie. Oprócz sportu zajmuje się dietetyką i na co dzień pracuję Środowiskowym Domu Samopomocy PSONI Koło w Świdniku; w ośrodku dla niepełnosprawnych jako terapeuta i ta praca daje mi nieprawdopodobną satysfakcję. Tam również aktywuję moich podopiecznych prowadząc zajęcia sportowe. Staram się przekazać moim podopiecznym tę chęć do pokonywania własnych słabości. Dzięki temu, że miałam poważne problemy zdrowotne, wiem jak to jest w praktyce walczyć ze swoimi ograniczeniami. Uważam, że wiele da się osiągnąć mając odpowiednie podejście, bo „wszystko” jest głowie - to moje hasło przewodnie, które mnie prowadzi.
• Czy zaczynając trenować w wieku 30 lat trzeba ćwiczyć dwa razy intensywniej niż młodsi, żeby osiągnąć sukces?
– Na pewno trzeba trenować dużo, intensywnie i regularnie, ale zawsze w zgodzie ze zdrowiem. Nie można katować się ponad siły, nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Nawet jeśli przyniesie efekt, to na krótko. O długotrwałych rezultatach nie ma mowy. Mój trener powtarza mi przed każdymi zawodami, żebym przygotowała się tak, jak najlepiej potrafię. I to wszystko, bo i tak nie będę miała wpływu na to, kto stanie obok mnie na scenie, czy będą lepsi czy słabsi ode mnie. I ta zasada zawsze pomaga mi zachować równowagę między ambicjami, a rzeczywistością.
Co do wieku, to w niektórych konkurencjach kulturystycznych na zawodach startują nawet zawodniczki po 50. roku życia i są w świetnej formie.
• Jak wygląda pani dzień, ile czasu zajmuje trening?
– O godzinie 7 rano zaczynam zajęcia sportowe i artystyczne z moimi podopiecznymi z ośrodka. Wstaję jednak znacznie wcześniej, żeby potrenować. Pierwszy trening zaczynam o godzinie 5. W ośrodku pracuję do godziny 15. Potem znowu biegnę na swój trening, a późnym popołudniem prowadzę zajęcia w klubie w K1 Fighting Center Lublinie, m.in. fitness, rowery, trening obwodowy, sztangi. Bardzo ważny jest też dla mnie czas z rodziną. Z moimi synami mamy swoje konkretne momenty w ciągu dnia, kiedy jemy razem posiłki, rozmawiamy, planujemy. To już nasz rytuał. Na pełnych obrotach funkcjonuję więc od godziny 5 do 22.
Bardzo dużo, również w sprawach związanych z zawodami, pomaga mi mąż. Przed zawodami na pewno zwiększam intensywność i liczbę treningów do 3-4 w ciągu dnia. Rano normalny trening plus ćwiczenia aerobowe, po pracy trening aerobowy i fitness, a po 21 jeszcze trening interwałowy. Trenuję z dużym obciążeniem: na przykład na nogi 345 kg, a na plecy ok. 115 kg. Przed zawodami odpowiednio je zmniejszam, aby zwiększyć intensywność.
• To wymaga jakichś nieprawdopodobnych zasobów energii...
– Podstawą jest na pewno dobra organizacja czasu. Poza tym treningi mnie nie męczą, ja wręcz na nich odpoczywam psychicznie, więc to dla mnie przyjemność. Odpowiednia dieta to podstawa.
• Czy pozwala sobie pani na kulinarne grzeszki?
– Jak każdy człowiek mam ochotę na przykład na pizzę, sernik czy wino. Po zakończonym sezonie mogę odżywiać się mniej restrykcyjnie i zjeść na przykład słodycze czy bardziej kaloryczne jedzenie w restauracji. Pierwsze, co robię po zawodach to jem coś słodkiego. W trakcie przygotowania do zawodów, na sześć tygodni przed startem, zaczynam ścisłą dietę. Mam ten komfort, że jestem dietetykiem, więc znam swoje potrzeby i możliwości. Wiem co i w jakich ilościach jeść. Jem ryż, mięso, również to bardziej tłuste jak boczek czy golonka. Cztery tygodnie przed zawodami ze zwierzęcych tłuszczy przechodzę na tłuszcze roślinne. Zawsze zachowuję normę 2000 kalorii dziennie. Są zawodniczki, które schodzą do tysiąca, co jest nierozważne, bo można szybko stracić siłę do dalszego treningu i nie będzie oczekiwanego efektu.
• Są zawodnicy, którzy sięgają po środki odchudzające albo budujące mięśnie?
– Niestety bardzo często spotykam się z tym, że ludzie, szczególnie młodzi, sięgają po taki środki, bo chcą w szybkim tempie zbudować mięśnie czy stracić na wadze i dobrze wyglądać na zawodach. A to daje odwrotny efekt. Mięśnie budowane w ten sposób mogą równie szybko zniknąć, podobnie z wagą: możemy się szybko spodziewać efektu jo-jo. Bez regularnej i solidnej pracy nie będzie trwałych efektów, nie ma takich cudów.
• Jak zainteresowała się pani kulturystyką?
– Na początku był fitness, rower i ćwiczenia w domu. Nie byłoby w tym może nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że moja przygoda ze sportem zaczęła się po 30. roku życia. Wcześniej mój stan zdrowia wykluczał jakąkolwiek aktywność fizyczną. Byłam na rencie. Gdy w końcu zdrowie pozwoliło mi na sport, postanowiłam to maksymalnie wykorzystać. Najpierw pogłębiłam wiedzę w zawodzie dietetyka. I tak z uczestniczki zajęć fitness stałam się instruktorką i trenerką personalną.
A potem pojawiła się kulturystyka. Podczas zajęć, które prowadziłam w jednym z klubów fitness zauważył mnie trener kadry Leszek Michalski i zapytał, czy nie wzięłabym udziału w wyjeździe szkoleniowym w Spale. Potraktowałam to jako kolejne wyzwanie, wciągnęło mnie to. Sezon 2016 zakończyłam wicemistrzostwem na Grand Prix w Kulturystyce i Fitness. W 2018 roku w listopadzie zdobyłam złoto w Pucharze Polski, a po udziale w mistrzostwach świata pozostało czwarte miejsce.
• Apetyt rośnie w miarę jedzenia?
– Jak najbardziej. Kiedy pokona się z sukcesem pierwszą przeszkodę, podejmie pierwsze wyzwanie i osiągnie kolejne cele, pojawia się apetyt na więcej, na dalszy rozwój. Cały czas udowadniam sobie, że nie ma rzeczy niemożliwych. To mnie pozytywnie napędza. Uwielbiam być w ruchu, żyć dynamicznie. Oprócz sportu zajmuje się dietetyką i na co dzień pracuję Środowiskowym Domu Samopomocy PSONI Koło w Świdniku; w ośrodku dla niepełnosprawnych jako terapeuta i ta praca daje mi nieprawdopodobną satysfakcję. Tam również aktywuję moich podopiecznych prowadząc zajęcia sportowe. Staram się przekazać moim podopiecznym tę chęć do pokonywania własnych słabości. Dzięki temu, że miałam poważne problemy zdrowotne, wiem jak to jest w praktyce walczyć ze swoimi ograniczeniami. Uważam, że wiele da się osiągnąć mając odpowiednie podejście, bo „wszystko” jest głowie - to moje hasło przewodnie, które mnie prowadzi.
Przede wszystkim rozwaga, nie popadanie w skrajności, nie ćwiczenie 7 dni w tygodniu i jedzenie 1000 kcal . Regularne posiłki o stałych porach, ograniczenie cukru przede wszystkim, bo to on nam szkodzi a nie tłuszcz. Spoglądając na dietę naszych babć, cukierków tam nie było ale słonina tak. Mniej było ludzi otyłych. Teraz to plaga, nawet wśród dzieci. Cukier atakuje nas z każdej strony. Po za posiłkami, polecałabym pić więcej wody, wody mineralnej, spożywać więcej warzyw, które zawierają błonnik i dodawać zdrowe tłuszcze. Jeśli chodzi o treningi, to dla zachowania zdrowia wystarczy 2-3 razy w tygodniu. Więcej spacerów, mniej poruszania się na co dzień autem. Zajęcia fitness w różnej formie są wstanie zastąpić codzienne zapotrzebowanie. Możemy je dobrać dla każdego w zależności od możliwości i potrzeb. Jeśli ktoś jednak chce pójść o krok dalej, polecam zgłosić się do specjalisty - bo każdy potrzebuje trenera, nawet mistrz. Niestety filmy na youtube nie wszystko nam powiedzą.













Komentarze