Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Czeczen z mojej ławki

Berezówka. Niewielka wieś w gminie Zalesie w pow. bialskim. W szklanej gablocie przed budynkiem szkoły można przeczytać, że \"uchodźcy, to Twoi sąsiedzi”. Takich miejsc jest w Polsce zaledwie kilka.
Czeczen z mojej ławki
Szkoła w Berezówce - zajęcia plastyczne (Agnieszka Mazuś)
– Wszystko zaczęło cztery lata temu. Pracowałam tu wtedy, jako nauczycielka – wspomina Katarzyna Sobolewska, szefowa tutejszej podstawówki. – Ówczesny dyrektor stwierdził, że weźmie dzieci uchodźców, ale nic nam nie powiedział. 1 września przyszliśmy do pracy, a tu dziesięcioro czeczeńskich dzieci! Na początku to była tragedia. Dzieci były bardzo żywe i kompletnie nie znały polskiego. Dobrze, że my rosyjski pamiętamy. Agata Antoniuk, wychowawczyni I klasy: Gdy trzy lata temu dostałam tu pracę i dowiedziałam się, że są dzieci czeczeńskie, to nie ukrywam, że byłam przerażona. 14 km dalej, w ośrodku dla uchodźców w Kolonii Horbów, mieszka prawie setka Czeczenów i Gruzinów. O status uchodźcy starają się całe rodziny. Takie procedury trwają latami. – Z tej pierwszej dziesiątki rok skończyło sześcioro dzieci. Potem, co roku, dostawaliśmy ich więcej i więcej. Ten rok zaczynało 43 dzieci uchodźców i 45 naszych – mówi z dumą dyr. Sobolewska. – Dziś została ich połowa. Jedną rodzinę deportowano, inni wyjechali na Zachód. Niewiele brakowało, by szkoła w Berezówce podzieliła losy wielu innych wiejskich szkół. Zbyt małych, by gminie opłacało się je utrzymywać. Dlatego od września placówkę prowadzi Stowarzyszenie za Rzeką Krzną. Założyli je rodzice polskich dzieci. Czeczeni starający się o status uchodźcy nie mogą być członkami polskich stowarzyszeń. Barbara Babkiewicz, sekretarz Urzędu Gminy Zalesie: Byłam na rozpoczęciu roku szkolnego, pytałam rodziców o te czeczeńskie dzieci. Myślę, że miejscowi ludzie są wdzięczni, że szkołę udało się uratować. Dyr. Sobolewska: Staramy się, by wszyscy czuli się w naszej szkole fajnie, jak w rodzinie. By Czeczeni chcieli tu wracać, a nie uciekać. A nasze dzieci nie czuły się odstawione na drugi plan. Konflikty? Dyrektor nie ukrywa, że są. – Ale małe, wynikające z bariery językowej – podkreśla. Przyjaźnie? Sobolewska zastanawia się chwilę. – Wielkich przyjaźni nie ma. Ale na zajęciach dzieci sobie pomagają. Zwłaszcza te młodsze. Co się mówi na wsi? – Że te obce dzieci są brudne, że obniżają poziom, a ich rodzice za nic dostają dużo pieniędzy. Ale tak mówią tylko ci, którzy nie mają styczności z naszą szkołą. Na sali gimnastycznej próbie czeczeńskiego zespołu tanecznego przyglądają się dwie szóstoklasistki. – Na początku trochę się ich baliśmy. Myśleliśmy, że na nas krzyczą, ale potem okazało się, że oni mają taki ton rozmowy – wspomina Kasia z Nowosiółek. – Miałam nawet koleżankę Czeczenkę. Ale wyjechała. Do Paryża. – Może na początku coś się o nich na wsi mówiło, ale ja tego nie pamiętam. Teraz już nie – dodaje Natalka z Dereczanki. Sekretarz Babkiewicz: My tu od pokoleń żyjemy na wielokulturowych terenach. Mamy we krwi, by nawzajem się szanować.

Powiązane galerie zdjęć:


Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama