Grzegorz Gierlak, dyrektor Wojskowego Instytutu Medycznego, w porannym programie Radia Zet usłyszał z ust dziennikarza Marcina Zaborskiego następujące pytanie: „W Lublinie powstaje podziemny szpital na wypadek wojny. Koszt: 450 milionów złotych. Patrzy pan z zazdrością na ten projekt jako dyrektor WIM?”.
- Z uznaniem, że udało się kolegom ten projekt zrealizować. Z zazdrością? Tak, oczywiście, bo w Wojskowym Instytucie Medycznym również chcielibyśmy takie coś stworzyć - mówił dyrektor Gierlak.
W połowie listopada Radio Zet istotnie donosiło, że Lublin planuje budowę podziemnego szpitala na wypadek wojny. Według tych informacji, inwestycja w Uniwersytecki Szpital Kliniczny Nr 4 ma pochłonąć 450 milionów złotych. Czytamy, że to modernizacja, która miałaby pozwolić placówce działać w warunkach wojennych. Zakłada ona budowę podziemnej części szpitala i przebudowę już istniejących schronów.
Michał Szabelski, dyrektor szpitala, mówił, że plan przedsięwzięcia jest już gotowy, a w podziemnej części budynku powstaną oddziały intensywnej terapii, ratunkowe, chirurgii, zakaźne. Wszystko to spięte odpornym na zakłócenia systemem łączności i funkcjonujące zarówno w czasach wojny, jak i pokoju.
Skąd miało pochodzić konieczne do realizacji projektu 450 milionów złotych? Z informacji przekazanych przez dyrektora Szabelskiego i cytowanych przez Radio Zet - z Ministerstwa Obrony Narodowej i Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Zakończenie prac przy inwestycji szacowano na 2027 rok.
Nie ma środków z ministerstwa
Skontaktowaliśmy się z Aliną Pospischil, rzecznik prasową USK Nr 4 w Lublinie. I okazało się, że z tym podziemnym lubelskim szpitalem na wypadek wojny to... jeszcze nic pewnego.
- Uniwersytecki Szpital Kliniczny Nr 4 w Lublinie nie otrzymał dotychczas żadnych środków z Ministerstwa Obrony Narodowej ani Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji na dostosowanie infrastruktury do hospitalizacji pacjentów w sytuacjach kryzysowych. Ewentualne działania w tym zakresie, w tym dotyczące infrastruktury technicznej, mają charakter wewnętrzny i będą uzależnione od przyszłych decyzji oraz dostępności środków finansowych - przekazała nam Pospischil.
Gdzie, jeśli nie w Lublinie?
Czy to „szklane domy”? Jakaś megalomańska wizja? Fatamorgana? Zadzwoniliśmy do Wojciecha Dzikowskiego, pełnomocnika rektora Uniwersytetu Medycznego ds. kontaktów z otoczeniem społecznym w zakresie edukacji dla bezpieczeństwa.
- Czy Uniwersytecki Szpital Kliniczny Nr 4 powiększy się o podziemną część na wypadek wojny? - pytamy.
Wojciech Dzikowski: - Plan rozbudowy szpitala rzeczywiście istnieje. Jest koncepcja, żeby w jednym z obiektów stworzyć strefę ratunkową, a także zabiegową w warunkach odpornych i bezpiecznych. Została ona opracowana przez biuro planistyczne. Prowadzone są konsultacje ze specjalistami od budowli ochronnych. Obiekt ma być wykorzystywany również na co dzień. Nie ma więc powstać wyłącznie na sytuacje kryzysowe. Jego konstrukcja, wyposażenie i usytuowanie mają umożliwiać zejście z procedurami do miejsca bezpiecznego i skuteczne działanie w warunkach nadzwyczajnych.
- Taki podziemny szpital już gdziekolwiek w Polsce funkcjonuje?
Wojciech Dzikowski: - Nie słyszałem, aby gdziekolwiek w kraju funkcjonował podobny, w pełni przystosowany do wymogów budowli ochronnej obiekt. Ale jest to temat bardzo aktualny, więc w innych jednostkach naturalnie planuje się podobne przedsięwzięcia.
- W Lublinie będzie to kosztować 450 milionów złotych?
Wojciech Dzikowski: - Nie znam szczegółów kosztorysu projektu. Z pewnością jednak udział w projekcie Szpitale Przyjazne Wojsku i możliwość pozyskania środków z programu Tarcza Wschód to ważne czynniki, żeby udało się to zrealizować. Położenie geograficzne, rola centrum urazowego i status dużego szpitala klinicznego przemawiają za tym, że powinniśmy mieć obiekt przygotowany do działania w warunkach nadzwyczajnych.
- Używamy określenia „podziemny szpital”. I, no właśnie, czy to w ogóle uprawnione, precyzyjne?
Wojciech Dzikowski: - Nazwa „podziemny szpital” w pewnym stopniu oddaje istotę przedsięwzięcia. Obiekt powinien znajdować się poniżej poziomu gruntu. W połączeniu z odpowiednią infrastrukturą, w oparciu o specjalistyczne technologie część ratunkowa i zabiegowa będą przygotowane na sytuacje nadzwyczajne.
- Uważa pan, że Lublin potrzebuje takiej inwestycji?
Wojciech Dzikowski: - Myślę, że taki obiekt powinien u nas powstać. Jesteśmy szpitalem klinicznym i centrum urazowym. Funkcjonujemy w jednym z trzech szpitali działających wspólnie, w odległości niespełna stu kilometrów od granicy. Trudno sobie wyobrazić, żeby takie rozwiązanie powstało w pierwszej kolejności gdzie indziej niż w naszym mieście.













Komentarze