Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Procesy o czary w dawnym Lublinie. Historyczka: oskarżano głównie kobiety

Zdecydowaną większość osób oskarżanych o czary w nowożytnym Lublinie stanowiły kobiety – wynika z badań historyczki i kulturoznawczyni Magdaleny Kowalskiej-Cichy, autorki książki „Magia i procesy o czary w staropolskim Lublinie”. Jak podkreśla badaczka, mieszkańcy miasta bali się magii i diabła, ale jednocześnie często sami korzystali z usług domniemanych czarownic.
Procesy o czary w dawnym Lublinie. Historyczka: oskarżano głównie kobiety
Zdjęcie ilustracyjne

Autor: pixabay.com

Na podstawie zachowanych akt sądowych Kowalska-Cichy dotarła do około 40 spraw z okresu od XV do XVIII wieku, prowadzonych przed sądami miejskimi, kościelnymi oraz Trybunałem Koronnym w Lublinie. W połowie z nich motyw czarostwa był głównym zarzutem, w pozostałych pojawiał się jako wątek poboczny – obok konfliktów sąsiedzkich, sporów rodzinnych czy oskarżeń o przestępstwa obyczajowe.

Pierwszy znany proces o czary w Lublinie odbył się w 1456 roku. Oskarżona mieszczka Małgorzata miała – według zeznań – doprowadzić do śmierci swojego męża „za namową diabła”. Sprawa nie zachowała się w całości, dlatego jej finał pozostaje nieznany. Jak zauważa historyczka, wiele takich procesów opierało się na domysłach, plotkach i strachu.

Z akt sądowych wyłania się obraz miasta, w którym magia była traktowana bardzo poważnie. Mieszkańcy wierzyli w gusła, amulety i czary miłosne. W dokumentach pojawiają się opisy zbierania powrozów wisielców na szczęście, palenia elementów garderoby w rytuałach miłosnych czy opowieści o magicznych przedmiotach, takich jak „peleryna niewidka”, mająca zapewniać niewidzialność i możliwość otwierania zamków.

Kobiety stanowiły około 90 procent oskarżonych. Mężczyźni pojawiali się w aktach znacznie rzadziej i zwykle oskarżano ich o drobne praktyki magiczne, takie jak stosowanie ziół na szczęście w grach lub kradzieżach. Poważniejsze zarzuty wobec nich dotyczyły głównie świętokradztwa lub domniemanego paktu z diabłem.

W Lublinie zapadło co najmniej pięć wyroków śmierci w procesach o czary. Trzy osoby zostały ścięte, a dwie – spalone na stosie. Jedną z najbardziej znanych skazanych była Regina Sokołkowa, oskarżona m.in. o czary, aborcję oraz spowodowanie chorób i śmierci dzieci swojej siostry. Po dwuletnim procesie została skazana na śmierć, jednak wyrok wydano zaocznie, ponieważ zbiegła.

Surową karę poniosła również Anna Szwedyczka, oskarżona o kontakty z diabłem i czarownicami. Podczas tortur składała niespójne i fantastyczne zeznania, co – zdaniem badaczki – może świadczyć o chorobie psychicznej lub być skutkiem brutalnych przesłuchań. Została spalona na stosie w 1678 roku. Jak podkreśla historyczka, taka forma egzekucji była w Lublinie rzadkością, m.in. ze względu na koszty i zagrożenie pożarowe.

Procesy o czary ujawniają także realia funkcjonowania dawnego wymiaru sprawiedliwości. Tortury były wówczas stałym elementem procedury sądowej, a wymuszone zeznania często prowadziły do absurdalnych i niewiarygodnych oskarżeń. Przykładem jest Zofia Baranowa, która po torturach przyznała się do kontaktów z diabłem, lecz później odwołała swoje zeznania, tłumacząc je bólem i strachem.

Kres procesom o czary położyła konstytucja sejmowa z 1776 roku, zakazująca tortur i orzekania kary śmierci w takich sprawach. Ostatni proces w Lublinie z elementami magii odbył się kilka lat wcześniej i zakończył się jedynie grzywną.

Jak zaznacza Kowalska-Cichy, badanie tego typu spraw utrudnia brak źródeł – znaczna część akt Trybunału Koronnego spłonęła podczas Powstania Warszawskiego. Mimo to procesy o czary pozostają cennym świadectwem mentalności dawnych mieszkańców Lublina, ich lęków, wierzeń i sposobów radzenia sobie z codziennymi problemami.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama