Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Rutyniarzom mówimy: Nie!

Saper musi mieć chłodny umysł i sprawne ręce. Saper nie może się przyzwyczaić. Saper zazwyczaj nie ma już ochoty na sylwestrowe fajerwerki.
5 Batalion Ratownictwa Inżynieryjnego w Dęblinie, to jedyna tego typu jednostka na Lubelszczyźnie. W całym kraju jest pięć takich batalionów. Przy batalionie działa partol saperski, który przyjmuje zgłoszenia o znalezionych niewypałach i niewybuchach. W Polsce, podzielonej na tzw. rejony odpowiedzialności jest 35 takich patroli. Nasz ma spory teren: ponad połowę województwa, a etatowych saperów tylko ośmiu. - Podstawowe wyposażenie sapera to wykrywacz metalu, kamizelka kuloodporna i hełm - tłumaczy chorąży Dariusz Żurowski, dowódca patrolu saperskiego. Z dowcipów saperskich - hełm jest saperowi potrzebny po to, żeby w razie czego łatwiej go było znaleźć. Patrol saperski ma też charakterystyczny znak rozpoznawczy: żółta plakietka na rękawie, na niej bomba z tlącym się lontem tuż nad nią drapieżne ptaszysko (saperzy mówią, że to Dżordż kogut). W pracy sapera nie ma miejsca na przypadki i na przypadkowe decyzje. - Dlatego do patrolu nie mogą trafić ludzie przypadkowi. Saperem nie można zostać z przypadku. Saper nie może mieć problemu z dyscypliną, z alkoholem. Musi przejść badania psychologiczne, które stwierdzą czy człowiek może pracować w patrolu rozminowania. Potem jest specjalistyczne szkolenie, dotyczące materiałów wybuchowych - opowiada ppłk Janusz Sawicki, dowódca 5 Batalionu Ratownictwa Inżynieryjnego. Dowódca 5 batalionu dodaje jeszcze, że muszą to być żołnierze bez skazy. - Oni mają bezpośredni dostęp do materiałów wybuchowych, a to wielka odpowiedzialność. W tej pracy nie ma miejsca na brawurę. Od zakończenia II wojny światowej minęło ponad 60 lat, a saperzy szacują, że pracy nie zabraknie im na pewno na minimum kolejnych 60 lat. Zgłoszenia o znalezionych niewybuchach, niewypałach pojawiają się ciągle. - Lubelszczyzna jest specyficznym miejscem, bo toczyło się tu dużo walk i działała silna partyzantka. W ziemi nadal leży pełno pozostałości po tych czasach - mówi ppłk Janusz Sawicki. W ziemi leżą moździerze, bomby lotnicze, granaty ręczne, amunicja strzelecka. Zdarzają się nawet pozostałości po I wojnie światowej i te są bardziej niebezpieczne, bo bardziej przerdzewiałe. Zgłoszenie za zgłoszeniem Partol saperski interweniuje średnio 200 razy w roku. Najwięcej zgłoszeń jest od wiosny do jesieni, kiedy trwają prace na polach i drogach. Zima z reguły jest spokojniejsza, choć zdarzają się wyjątki. Jak teraz, kiedy jest dość ciepło i budowalańcy nadal pracują. Pracują więc i saperzy. Nie dalej niż trzy tygodnie temu patrol z Dęblina zabrał 16 tysięcy sztuk (!) amunicji karabinowej z budowy, z centrum Lublina. Amunicja trafia do specjalnego depozytu - miejsca, ze względów bezpieczeństwa, nie można podać - gdzie składuj niewypały i niewybuchy. - Są bezpieczne - ucinają krótko saperzy. Średnio raz na tydzień, w zależności od ilości nagromadzonych niewypałów, saperzy wyjeżdżają na poligon zdetonować amunicję artyleryjską, moździerze czy bomby. Poligon w środku lasu (tez tajne miejsce). Czwartkowe południe przed świętami. Mijamy kilka tablic z informacją, ze to teren wojskowy i przebywanie na nim grozi śmiercią. Z saperami spotykamy się przy wjeździe na poligon. Dziś do wysadzenia 20 pocisków artyleryjskich od 75 do 122 milimetrów i granat moździerzowy (122 milimetry). Ogółem: 30 kilogramów materiałów wybuchowych. Jak twierdzą saperzy, niewielka ilość. Wszystko ląduje w wykopanym dole. My nie możemy być przy całej akcji, zostajemy w tzw. rejonie bezpiecznym. Saperzy objeżdżają cały teren, sprawdzają czy nie ma intruzów. Potem zapalnik, pięć metrów lontu, zapałka i osiem minut czekania na wybuch. Wreszcie: bum! W powietrzu unosi się grzyb po wybuchu. Po kilkunastu minutach saperzy sprawdzają teren, czy wszystko poszło zgodnie z planem. Akcją na poligonie dowodził sierżant sztabowy Grzegorz Urbański (11 lat służby w patrolu), zastępca dowódcy patrolu saperskiego. - To świadoma decyzja. Inaczej się nie da. Każdy musi dokonać świadomego wyboru, bo ta praca niesie ze sobą zagrożenie wyższe niż przeciętne. Tu nie ma miejsca na rutynę, kiedy saper przestaje się bać, kiedy zaczyna coś robić z przyzwyczajenia, w patrolu nie ma dla niego miejsca - mówi Urbański. Czy saper odpala fajerwerki w Sylwestra? - Eeeee, nas to nie bawi, ja mam przesyt - kwituje Urbański.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama

WIDEO

Reklama