Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Ryby, spławiki i dużo kobiet

Do wody ciągnęło go od zawsze, ale trudno się dziwić: ojciec był żeglarzem i w rejsy po mazurskich jeziorach zabierał całą familię.
- Lubiłem te nasze rodzinne wypady, ale nie złapałem bakcyla. Po prostu: żeglowanie to nie moja bajka. Tata szybko to zrozumiał. Zresztą to właśnie od niego mały Darek dostał pierwszą wędkę, czyli długi kij z leszczyny. - Godzinami potrafiłem siedzieć nad wodą - wspomina Ciechański. Kiedy miał 14 lat zaczął startować w zawodach. W wędkarstwie siedział już wtedy po uszy. - Poza szkołą liczyły się tylko ryby. Fascynowały mnie rybie zwyczaje, a literaturę fachową dosłownie pożerałem. Na sukces nie trzeba więc było długo czekać. - Pierwsza poważna wygrana to mistrzostwo okręgu lubelskiego. Miałem wtedy dwadzieścia parę lat. Cieszyłem się jak dziecko - przyznaje. Ryby to jednak nie wszystko. 30 lat temu nad jeziorem Piaseczno on nurkował, ona uczyła się do egzaminów. - Robiłem, co mogłem, żeby mnie zauważyła. Udało się: Mariola została moją żoną i matką moich dzieci - mówi Ciechański. Nie dość, że zaakceptowała jego pasję, to jeszcze sama zaczęła wędkować. I nieźle jej to wychodziło. Udało jej się zdobyć mistrzostwo okręgu, a na wędkarskich mistrzostwach Polski była szósta. - Ale dwoje świrów w domu, to stanowczo za dużo. Poza tym chyba byśmy zbankrutowali. Przez lata utopiłem w tym sporcie majątek. Pewnie ze dwa mercedesy okularniki pływają wrzucone do wody w postaci zanęt i sprzętu wędkarskiego. Mariola się wycofała. Ale nigdy nie robiła mężowi wymówek. - Przeciwnie, zawsze miałem w niej wsparcie. Na każdych zawodach trzymała mocno kciuki. - Wstaję z rybami i z rybami kładę się spać - śmieje się Ciechański. Kiedyś czerpał z wędkarstwa wyłącznie przyjemność, teraz - także pieniądze. Pierwszą firmę produkującą profesjonalny sprzęt wędkarski założył w 1987 roku. Pięć lat później robił już tylko spławiki. Ale interes kręcił się \"tak sobie”. Dlatego w 1996 roku trzeba było zawiesić działalność. Marzenia o własnej firmie ciągle dokuczały. Ciechański powiedział sobie: teraz, albo nigdy. - Postawiłem wszystko na jedną kartę i nie żałuję - tak powstała VIMBA, spółka rodzinna, jedna z prężniej działających wytwórni spławików i zanęty w kraju. Ciechańscy mają w swojej ofercie 132 wzory spławików (projektantem sporej części z nich jest sam właściciel). Wytwarzają ich rocznie około 100 tys. Produkują też kilkanaście rodzajów zanęty: o zapachu miodowym, dzikiej róży, cynamonu czy sera. - Karp bardzo lubi banany, a leszcz wanilię z karmelem. Receptury nie zdradzę, to moja tajemnica. Gwarantuję, że smakuje rybom i jest zdrowa. Sam zjadłbym ją bez wahania. Odbiorcami są nie tylko Polacy, także Łotysze, Czesi, Litwini, Niemcy, Słowacy, Belgowie, a nawet Portugalczycy. Rok temu Dariusz Ciechański stanął przed nowym wyzwaniem - został trenerem kadry narodowej kobiet w wędkarstwie zawodowym. Nie od razu się zgodził. Musiał tę propozycję porządnie przetrawić. - Do kobiet trzeba mieć podejście. Nie wiedziałem, czy będziemy nadawać na tych samych falach - tłumaczy. - Nie uznaję formy per \"pan”. Powiedziałem: jestem Darek i tak macie się do mnie zwracać. Potem wyłożyłem kawę na ławę, wyjaśniłem o co mi chodzi i czekałem na odzew - wspomina. Było kilka spięć, ale już o nich nie pamięta. Praca do łatwych nie należy. Ciechański nie dostaje z tego tytułu żadnego wynagrodzenia. wyjazd na mistrzostwa musi zorganizować sam. Do dyspozycji ma jakieś 55 tys. zł. Budżet niewielki, ale o lepszym nie ma co marzyć. - Największą bolączką tego sportu jest brak sponsorów. Nie garną się do nas, bo i media nas pomijają. A szkoda, bo polscy wędkarze należą do światowej czołówki. - Znam Darka od lat. Spotykaliśmy się przy okazji różnych zawodów. O rybach i wędkowaniu wie wszystko - mówi Ewa Bestydzieńska, warszawianka, jedna z najczęściej nagradzanych wędkarek w kraju. Dziś ma 56 lat i nadal jest w ścisłej czołówce. Łowienia ryb nauczył ją ojciec. - Miałam być chłopcem i tak byłam wychowywana - mówi. Jej wielką pasją, zaraz po rybach, są samochody. Ale nie została rajdowcem, tylko wędkarką. W ubiegłym roku wyjechała z kadrą narodową na mistrzostwa świata do Portugalii. W Portugalii się nie udało, Polki były dopiero jedenaste. - Nie byłem zły. Zabrakło nam po prostu szczęścia. W tym roku się zrewanżujemy - mówi Ciechański. Najbliższe mistrzostwa świata już w sierpniu w Hiszpanii. Drużyna jest skompletowana. Należy do niej Beata Miastkowska, 35-latka z Białegostoku. - Darek jest z nami w stałym kontakcie. Jak trzeba opieprzy, ale też wysłucha - mówi. Miastkowska zaczęła karierę wędkarską kilka lat temu. W ubiegłym roku zdobyła mistrzostwo Polski. Dariusz Ciechański startował w zawodach wędkarskich przez ćwierć wieku. Wygrał kilkadziesiąt turniejów przeróżnej rangi. Trzy razy zdobył mistrzostwo i tyle samo wicemistrzostwo kraju w wędkarstwie spławikowym i podlodowym. W tej konkurencji wywalczył też dwa brązowe medale. - Z zawodów przywoziłem do domu odkurzacze, telewizory, sprzęt AGD i wędkarski oraz niezliczoną ilość kryształów. Można by sklep założyć - śmieje się. Dwa lata temu zrezygnował ze współzawodnictwa. Poświęcił się pracy w firmie i pisaniu książki o historii spławików. - Tylko proszę nie myśleć, że odszedłem na emeryturę. Wędkarz jest jak wino: często im starszy, tym lepszy.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama

WIDEO

Reklama