Na \"poldka” już nie lecą
Rozmowa z Mirosławem Misztalem, sprzedawcą najładniejszego poloneza na wczorajszej giełdzie samochodowej w podlubelskiej Elizówce
- 18.11.2007 20:04
- Trzeba dbać o auto. I tyle. Uważać, żeby nie stuknąć, czyścić, pastować.
Po prostu nie wolno zapuścić samochodu.
- 3000 złotych, ale możemy się dogadać. Ludzie szukają polonezów, szczególnie ci mniej zamożni. Podstawowy warunek to zamontowany gaz. Nie ma tańszego auta w eksploatacji. Mnóstwo ich stoi po krzakach, a więc części są za bezcen. Polonezy
kupują nawet młodzi ludzie. Rachunek jest prosty. Trzy lepsze rowery dla rodziny to 3000 złotych. A jednak zawsze lepiej jeździć samochodem
za takie pieniądze.
- Kiedyś tak. Teraz to raczej na BMW. Choć i na poloneza też można próbować.
- Kiedyś jechałem do pracy z synem kolegi. Nagle przed kołami przemknął warchlaczek. Maleństwo zaplątało się w krzakach. Zabraliśmy je do worka, aby odwieźć do zagrody myśliwskiej. Wiem, co robić w takich wypadkach, bo jestem myśliwym. Zwierzak był zestresowany, rzucał się i chciał wyjść z worka. I udało mu się. Wskoczył mi na kolana, a ja samochodem wjechałem do rowu. Na szczęście, nic się nie stało. Potem ten dzik - jak gdyby nic - wskoczył na tylną półkę i rył nosem w szmatach, jakby szukał żołędzi. Okazało się, że warchlaczek uciekł z zagrody myśliwskiej. Gdyby nie ten zbieg okoliczności, to pewnie malec by zginął w lesie.
Reklama













Komentarze