Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Czy słońce mnie lubi

Przysnąłem na chwilę - tłumaczy Stach Jachymek. Dopina spodnie, nakłada trzewiki, prowadzi na ławkę.
Poprawia zmierzwioną czuprynę. Zaprasza na podkurek. - Najpierw zjeść trzeba, reszta poczeka. Jachymek był w Guciowie sołtysem. Zasłynął w Polsce po tym, jak na polu znalazł kawałek Merkurego. O Jachymku zrobiło się głośno po raz drugi, kiedy ktoś go podkablował, że w swojej zagrodzie częstuje gości nalewką na samogonie. Sołtys nie trafił jednak przed oblicze sądu, bo nie udowodniono mu, że osobiście pędził bimber i brał za to pieniądze. Siedzimy na werandzie, skrytej za drzwiami stodoły. Na wspomnienie awantury o bimber śmieje się pogodnie. - Mój dziadek robił bimber. Trzymał porządek. Jak pomocnicy chcieli skrócić proces produkcji, dostawali kijami. Po tej awanturze z bimbrem stanęło na tym, że mogę gości częstować swoją nalewką. Ale sprzedawać nie wolno - mówi powoli. Wstaje, wskazuje na świeżo zaoraną ziemię. - Te łąki, tarniny na miedzach, wzgórze to boskie. Ale jakby moje. Udało się kupić od miejscowych parę hektarów - dodaje z uśmiechem. Razem z żoną Anką skończyli geografię na UMCS. Zostali na uczelni. Pracowali na placówce naukowej. Właśnie w Guciowie. W 1985 roku kupili starą rozwalającą się chałupę. - Ciężko było. Poznałem smak biedazupy z pokrzyw. Ogarnęliśmy chałupę. Postawiliśmy kolejną. Potem dom, karczmę, pokoje gościnne. I tak z bożą pomocą tu żyjemy - mówi Jachymek. Leżał na skraju polnej drogi; w Zakłodziu. Po zważeniu okazało się, że waży 9 kg. - Znalazłem, to go sobie wziąłem. Jak gwiazdkę z nieba - opowiada Jachymek. Teraz ma w izbie kilkadziesiąt meteorytów. Jedne kupił, drugie wymienił. Jego kolekcja jest jedną z większych w Polsce. Wzdłuż drewnianych bali stoją szklane witryny. A w nich setki eksponatów geologicznych. Jakim cudem fragment planety krążącej po orbicie trafił na polną drogę w Zakłodziu? - Jakieś cuda się zdarzają - mówi Jachymek. Ale ludzie ciągną do Zagrody Guciów nie tylko dla Merkurego. - Jak pomieszkasz tu, pogapisz się w gwiazdy, otworzysz drzwi do stodoły, a tam widok na orne pole, powąchasz smak tej ziemi, zjesz podpłomyka z kwaśnym mlekiem krojonym z garnka, siądziesz na przyzbie, spróbujesz \"Wilgoci wąwozu”, uznojony umyjesz się szarym mydłem, położysz w łoże z lnianą pościelą, wstaniesz o czwartej, bo skowronek cię zbudzi - to taki jest Guciów - mówi Stanisław. W niedzielę o 8 rano czarny kot wygrzewa się na studni. Trójka studentów z Bychawy w ramach praktyki szoruje łaźnię. Jak wyszoruje, Stanisław nałoży białą koszulę i na noc wypoci z siebie znój. Idziemy na smardze. Na monastyr. Smardze są pod ochroną, ale to Stacha las i smardze zebrać mu wolno. Po kilometrze przysiadamy na kłodzie. - Tu niedaleko jest miasto mrówek, dwadzieścia kopców, siadam, patrzę na ich pracowitość i za przykład biorę - mówi Jachymek. Prowadzi dalej, na górę. - Tam dalej, na monastyrze słychać jakieś dudnienie i dzwonienie dzwonów. I mówią starzy ludzie, że był tam kościół, co zapadł się w dawnych wiekach pod ziemię. Prawda jest też taka, że potem tam kaplica prawosławna stała, jeszcze po pierwszej wojnie. Zwaliła się przed drugą, a ludzie w procesji ikonę do kościoła parafialnego zabrali. Jak oni szli z tymi pieśniami, Boże, przyroda na baczność stała. Jak wejść do Europy Jeszcze trochę i jesteśmy w małym wąwozie. Są pierwsze smardze. - Lud na nie kuśki mówi, że niby jak je jeść, to mężczyzna kobiecie dogodzi - śmieje się Stanisław. Długie trzony, kapelusze. Jest ich coraz więcej. Jachymek bierze trzy największe. - Zdałyby się na potencję dla urzędników, co nas do Europy prowadzą. Pojechałem ja do urzędu marszałka w Lublinie, żeby dowiedzieć się, jak do tej Europy mam ze swoją zagrodą dojść. Chodziłem od pokoju do pokoju z procesją. Aż w końcu wyszło, że urzędnicy pojechali na konferencję się szkolić. Wróciłem bez niczego. O 11 zostawiamy kosz grzybów w kuchni. Idę zobaczyć drewniany kościółek. Droga prowadzi wzdłuż Wieprza. - Tu niedaleko ma źródła, to jeszcze prosiątko - śmieje się Jachymek. Kościółek otwarty na oścież. Pachnie kadzidłem, gromnicą i świeżymi kwiatami. Za chwilę słychać kroki. Ksiądz Paweł Słonopas wyciąga rękę na powitanie. W drugiej ławce modli się dziewczyna. Prosi, czy ksiądz nie mógłby przeczytać ewangelii. - Z dziką rozkoszą - mówi ksiądz. Czyta, potem mówi krótkie kazanie. Prosi na plebanię, częstuje kompotem i tomikiem swoich wierszy. - Ksiądz Paweł zacny. Wiersze pisze. Ostatnio na jego plebanii się spało, przygarnął - mówi Jachymek. Na węglowej kuchni w zagrodzie płonie ogień. Siedzi z nami Anka, żona Stacha. - Każda wieś miała coś, każde miasteczko miało, trzeba to odkurzyć i wejść w to sposób praktyczny, tak jak fabryki się zakłada. Tyszowce to buty tyszowiaki i świece, Szczebrzeszyn to handel, Izbica i Tarnogóra to żydowski smak, gdzieś kafle i garnki - mówi Jachymek. A Guciów? - Przed wojną była to wieś kołodziejów. Powozy, bryczki, wozy. Teraz? Piękny krajobraz. Takich wzgórz mieniących się kolorami, drzew, miedzy z tarniną nie ma na całej Lubelszczyźnie. Tylko siąść, zjeść podpłomyka z kwaśnym mlekiem i się zapatrzyć - rozmarza się Jachymek. Częstuje monastyrską tarką. - Chciałbym winem, ale Polska nie pozwala nam tego wina zrobić, godnie podać, sprzedawać. W Polsce jest już sto winnic i dalej nie można. Jaka to duma mieć swoje wino. Czym my się tak znowu różnimy od Prowansji, Italii, że oni mogą, a my nie. Kombajn urzędniczy to wszystko miele i zabija. To samo z alembikiem. Przed wojną po dworach z własnej tarki, jak ta moja, wyrabiano najczystszy spirytus, zalewano nim owoce i podejmowano proboszcza, wójta, prezydenta. A dziś to kryminał. O 22 ptaki jeszcze śpiewają. W niebieskich oczach Jachymka odbija się ogień spod kuchni. Pytam Stacha, co w życiu jest najważniejsze? - Żeby usłyszeć znajome skrzypienie drzwi. I wiedzieć, że ktoś za nimi na ciebie czeka - mówi Jachymek. Co na to ksiądz Słonopas? - Miłość. Ona jest najważniejsza. Wtedy cała reszta łagodnieje - mówi proboszcz. Nie ma z nami Anki. Siedzi w domu nad kwitami i planuje długi weekend. Na jej głowie gospodarcza strona Zagrody Guciów. Co w życiu jest najważniejsze dla Anki? Napisała o tym w wierszu: Całuję wodę/głaszczę trawę/przytulam brzozy/ kocham wiatr/wtulam się w mech/zachwycam się kwiatami bzu/wącham rozoraną ziemię/marzę o chmurach/tęsknię do mgły/ Czy słońce mnie lubi...
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama