Reklama
Uratować od zapomnienia wujka, babcię i historię
Stare pożółkłe fotografie. Dokumenty sprzed wojny szczelnie oblepiają stół w Centrum Kultury.
- 14.11.2008 09:26
Szczotki pierwszych stron leżą obok kenkarty Hołowińskiego. Jeszcze dwa, trzy tygodnie i 300-stronicowa książka \"Łęcznianie” wyjdzie drukiem. Jeszcze kilka lat i ta pozycją nigdy by się nie ukazała, bo wraz z ludźmi na zawsze odeszłaby pamięć
Eugeniusz Misiewicz urodzony w starej Łęcznej - prywatnie regionalista - szef stowarzyszenia artystycznego \"Plama”, zawodowo kierownik miejscowego Centrum Kultury, obserwował jak Łęczna przemija. - Przez lata robiłem zdjęcia mojego miasta i widziałem, jak się zmienia. Ta stara Łęczna zaczyna znikać wraz z pamięcią ludzi. Jedni wyjechali, inni umarli. Coś trzeba było z tym zrobić, aby uratować pamięć o zwykłych ludziach mojego miasta - mówi Misiewicz.
I tak powstał pomysł na księgę rodów \"Łęcznianie”.
- O tu, siedział pod tym drzewem. Nieduży, miał krzesło z napisem Kazimierz Kutz. W moim lokalu kręcili kawałki filmu \"Sława i chwała”. U mnie w warsztacie był krawiec, a u żony, obok w sklepie mieszkał Żyd - mówi Jan Sikora, szklarz z Łęcznej, który fach odziedziczył po ojcu. - Ten Kutz, jak usłyszał, że przywozili golonkę do zaimprowizowanej kantyny z Country Klubu po drugiej stronie rynku, to wyrwał z tym krzesłem, aż miło - opowiada z uśmiechem Sikora.
Rodzina Sikorów osiedliła się w Łęcznej po wojnie, w \'45. Ojciec na Rynku III, w pożydowskim lokalu otworzył zakład szklarski, który niemal w niezmienionej formie działa do dziś. - Jak tylko Eugeniusz przyszedł, żebym coś napisał do tej książki, to nie zastanawiałem się nawet chwili. Wszystko dobrze pamiętam - opowiada Sikora, jeden z większych kawalarzy w Łęcznej. - Zaraz po wojnie, koledzy robili sobie psikusy. Chłopom na targu powiedzieli, że ten Sikora, w ramach rządowego zamówienia, skupuje wróble, wyjadające zboże. Na następny targ chłopy przytargali spore skrzynki pełne wróbli.
Sikora zorientował się w kawale i poinformował dostawców, że limit się skończył, a wróble przyjmuje pomysłodawca dowcipu, zamieszkały na Rynku II. Chłopi wzięli te ptaki i pognali na Rynek II. Tam też odeszli z kwitkiem. Wkurzyli się i tylko huknęli, wypuszczając na wolność kilkaset ptaków - opowiada Misiewicz. - Takich historyjek przy okazji zbierania materiałów, słyszeliśmy bez liku - dodaje regionalista.
Książka ukaże się na początku grudnia, w nakładzie 700 egzemplarzy. Na 300 stronach autorzy zamieszczą historię rodów z Łęcznej, w postaci biogramów opatrzonych fotografiami z rodzinnych albumów. Rożenkowie, Hołowińscy, Pieleccy, Miszczakowie - to nazwiska rodów, które tworzyły historię i kulturę Łęcznej. Ich wpływ na życie miasta od 1918 roku opiszą autorzy tego unikatowego wydawnictwa.
- Trzeba się spieszyć, bo pokolenie pamiętające tamte czasy powoli odchodzi. Jeszcze 10 lat i po tych ludziach nie zostanie ślad - mówi Eugeniusz Misiewicz. - Oni dokładnie pamiętają, kto i co jest na starych zdjęciach w rodzinnych albumach.
- Wraz z nimi ta pamięć bezpowrotnie odjedzie, a pożółkłe odbitki trafią na śmietnik albo jakiś kąt na strychu - dodaje Paweł Brodzisz, współtwórca projektu.
Prace nad publikacją trwają od sierpnia. - W ramach zadania \"Ratujmy od zapomnienia” współfinansowanego ze środków otrzymanych z Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej w ramach programu rządowego \"Fundusz Inicjatyw Obywatelskich” otrzymaliśmy na ten cel 25 tysięcy złotych - mówi Brodzisz. - Inicjatywą udało się nam zainteresować młodzież Zespołu Szkół nr 1 w Łęcznej. I tak z grupą wolontariuszy ruszyliśmy w teren.
Wolontariusze zgromadzeni wokół \"Plamy” zebrali już 175 rozbudowanych biogramów. - A będzie jeszcze więcej. W każdym ludzie opisują członków swojej rodziny, czyli kto, od kogo pochodzi, kiedy się urodził, jak potoczyły się jego życiowe losy, jaki zawód wykonywał. Ludzie wypisywali swoje drzewa genealogiczne - wylicza Brodzisz.
Pomysł spotkał się z ciepłym przyjęciem mieszkańców nie tylko Łęcznej. - Jeździliśmy po całej Polsce, poszukując łęcznian. W Toruniu odwiedziliśmy Wacławę Klimaszewską. Mimo podeszłego wieku pani Klimaszewska była kopalnią wiedzy na temat historii Łęcznej. Jej fantastyczna pamięć pozwoliła nam ustalić wiele interesujących szczegółów z przeszłości - dodaje Misiewicz.
Ogromnym walorem będą zdjęcia. Ponad 500 fotografii z rodzinnych albumów, nigdy dotąd niepublikowanych. - Przy okazji prac nad wydawnictwem odtworzyliśmy dokładnie skład przedwojennego posterunku policji w Łęcznej. Najstarsze zdjęcie pochodzi w 1907 roku. Nasz najstarszy rozmówca to 95-letni Stefan Wasilewicz oraz małżeństwo Rożenków. Jerzy ma 92 lata, Jadwiga prawie 90 - dodaje Misiewicz.
Eugenia Węcławek dokładnie pamięta Żydów z III Rynku. - Przed wojną przychodzili do rodziców po mleko, ziemniaki. Pamiętam jak dziś, kiedy jednego dnia wszystkich zabili - dodaje. - Stali z tobołkami ustawieni na szczycie skarpy, tuż koło bożnicy.
Wieczorem zaczęła się rzęź. Niemcy nadzorowali, zabijali Ukraińcy, strażnicy z obozu w Trawnikach. Zakopywali żydowscy policjanci. Jako młode dzieciaki, podglądaliśmy egzekucję z krzaków... Potem - opowiada pani Eugenia - jeden z tych policjantów przyszedł do rodziców. Opowiadał, że widział własną żonę w rowie, między trupami. Była żywa, prosiła, żeby ją wyciągnął. Nie mógł tego zrobić, bo za plecami miał ukraińskich oprawców i niemieckie bestie. Po prostu bał się i zakopał żonę żywcem.
Podczas okupacji toczyło się normalne życie. - Ludzie kąpali się w Wieprzu, były sylwestry, śluby i pogrzeby. Tylko faszystowska flaga na magistracie przypominała o okupacji. To wszystko widać na zdjęciach zamieszczonych w naszym wydawnictwie. Dziś już tej Łęcznej nie ma - mówi Eugeniusz Misiewicz.
Misiewicz i jego ekipa mają już plany na przyszłość. - Po 1975 roku, wraz z rozpoczęciem budowy kopalni, Łęczna wkroczyła w nowy etap rozwoju. Walasowie, Szewczykowie, Romaniukowie, Kossowscy, Świerczyńscy, te rodziny przyjechały budować przyszłość - podkreśla Misiewicz. - O nich napiszemy w kolejnym wydaniu \"Łęcznian”.
Reklama













Komentarze