Lubelszczyzna, taki zielony Kuwejt
Lotnisko i ekspresówka do Warszawy nie uczynią z nas drugiego zagłębia Ruhry czy Doliny Krzemowej. Jednak, paradoksalnie, nasze zacofanie przemysłowe jest szansą na rozwój.
- 22.01.2009 21:20
Mamy węgiel, gaz i wielki potencjał do produkcji zielonej energii z bioelektrowni. Potrzeba tylko kilku miliardów złotych od życzliwych protektorów w Warszawie.
Żeby nie było niczego
- Tam u was na wschodzie, to macie piękną i nieskażoną cywilizacją przyrodę - takie opinie bardzo często słychać w Warszawie.
Sielanka
Brakuje tylko chłopów odzianych w sukmany. Tylko nikt nie chce pamiętać, że przez kilkadziesiąt lat socjalizmu i prawie 20 kapitalizmu, Lubelszczyzna tonie. Miliardy złotych były i są inwestowane w nierentowne stocznie, kopalnie, drogi - ale na zachód od Wisły. Ba, nawet cukrownie, niegdyś sztandarowe zakłady naszego regionu, znikają z mapy gospodarczej.
Są jednak ludzie, którzy w tym upadku widzą szansę na rozwój. - Nie ukrywajmy: jesteśmy regionem rolniczo-przemysłowym. Zapomnijmy o hutach czy montowniach samochodów, bo tutaj nigdy ich nie będzie - mówi Krzysztof Maciejewski, prokurent w lubelskiej spółce Tempo Sp. z o.o. - Nasza szansa, to bioenergetyka. Mamy potencjał rolniczy, tereny, kadrę. Brak tylko środków i dobrej woli decydentów - dodaje.
Spółka ma wizję budowy w najbliższych latach 10 bioelektrowni wytwarzających energię elektryczną oraz cieplną z roślin.
- Pierwsza ma powstać w Przypisówce, w powiecie lubartowskim. Nasz projekt został zakwalifikowany do otrzymania dotacji z narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Jak wszytko pójdzie dobrze, to jeszcze w tym roku wybudujemy pierwszą na Lubelszczyźnie bioelektrownię - dodaje Wiesław Brodowski, dyrektor odpowiedzialny za projekt w Tempo. - Niemcy w 2006 roku zbudowali 1200 takich bioelektrowni. Technologia wprawdzie jest droga, ale w ogólnym rozliczeniu bardzo się opłaca.
Budowa bioelektrowni wymaga dużych nakładów. - Zbudowanie zakładu o mocy 1 megawata to koszt około 14 milionów złotych. Tyle kosztuje grunt i technologia z Niemiec, Austrii lub Danii. Niestety, jest drogo - przyznaje Maciejewski. - Ale od tego nie ma odwrotu. W 2020 roku, czyli za 11 lat, musimy wypełnić unijne wskaźniki udziału energii ze źródeł odnawialnych, według których 20 proc. sprzedawanej w naszym kraju energii musi pochodzić ze źródeł odnawialnych. W przeciwnym razie polska energetyka będzie musiała kupować zielone certyfikaty na giełdzie energii.
A już wiadomo, że tych nie wystarczy dla wszystkich. Polskie elektrownie będą musiały płacić słone kary, które w efekcie znajdą odbicie w rachunkach za energię, jakie przyjdą do naszych domów. Polska Grupa Energetyczna, zajmując się obrotem i produkcją energii, już założyła, że tego wskaźnika nie
wypełni.
Dlatego pilnie należy szukać alternatywnych źródeł pozyskiwania energii w naszym województwie. Starania w tym kierunku mogą czynić samorządy, poprzez zawiązywanie spółek z przedsiębiorcami czy wykorzystywanie własnych jednostek organizacyjnych - jak choćby przedsiębiorstwa gospodarki komunalnej. Na ten cel w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego lubelski Urząd Marszałkowskie ma 23 miliony euro do zagospodarowania w latach 2007-2013.
Natomiast przedsiębiorcy prywatni mogą starać się o fundusze min. w Lubelskiej Agencji Wspieranie Przedsiębiorczości - Na przełomie lutego i marca ogłosimy pierwszy konkurs na inwestycje w ramach pozyskania energii odnawialnej. W tym roku mamy do rozdysponowania w naszym województwie 24 miliony złotych - mówi Renata Siwiec, dyrektor Lubelskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości. - Możemy partycypować kosztach budowy elektrowni wiatrowej, bioelektrowni nawet na poziomie do 70 proc. wartości inwestycji.
Resztę środków na inwestycję przedsiębiorca musi zapewnić. Tymczasem banki nawet nie chcą słyszeć o udzielaniu kredytów na tego rodzaju cele. - I to jest dziwne, bo bioelektrownia to pewna inwestycja, która zwraca się już po 5 latach - dodaje prezes Maciejewski.
Tymczasem polskie potrzeby są olbrzymie. Aby spełnić unijne normy, do 2020 roku musi powstać około 300 bioelektrowni. - I tuj jest nasza szansa. Lubelszczyzna może stać się zielonym zagłębiem energetycznym naszego kraju - dodaje Brodowski. - Za pięć lat możemy być zielonym Kuwejtem Europy.
A jest o co walczyć, bo w Polsce jest 1500 gmin rolniczych. Szkoda, żeby znowu zmarnować tę szansę na rozwój, bo nikt nie chce żyć w skansenie Europy.
Reklama













Komentarze