Reklama
Na tropie powstańczego skarbu
W 1921 roku z wagonu kolei nadwiślańskiej w Motyczu wysiadł emigrant z Francji. Z papierami w ręku zaczął szukać polany z trzema dębami. Na środkowym miała być przybita drewniana kapliczka. Miał stanąć pod nim w południe podczas uroczystości Przemienienia Pańskiego. Wtedy bowiem cień dębu miał wskazać kierunek zakopania skrzyni...
- 23.01.2009 08:18
Czesław Maj z Motycza skończył 85 lat. Od małego zbiera okruchy pieśni i legend. Choć Bóg naznaczył go ciężką chorobą, zachowuje pogodę ducha. - Pan Czesio to skarb. O Motyczu wie najwięcej - mówi Mirosław Żydek, wójt gminy Konopnica, który też pasjonuje się historią. A w Konopnicy co krok można natknąć się na zagadki i tajemnice.
- Jedźcie na dwór, przez krzyżówkę prosto, pierwsza droga w lewo, miniecie chmielnik - kieruje nas Anna Niedziałek, córka Czesława Maja. Nowy dom przytulony do starej chałupy. Wchodzimy. Na ścianach portrety rodziców: Zofii i Jana. Matka Boska w ołowianej sukience. I kubek z żydowskiej karczmy, która stała w Motyczu.
Z drugiego pokoju słychać harmonijkę ustną. Czesław Maj, poeta, kolekcjoner pamiątek, zbieracz pieśni i przysłów, człowiek, który zapisał motycką gwarę. Na stole teczki zapełnione rękopisami, notatki, książki, modlitewniki. W tym stara książka do nabożeństwa, z której modliła się dziedziczka. Cudem uratowana.
- Lipiec 1944. Wojsko sowieckie demoluje pałce i budynki dworskie. Wyrąbywali futryny, drzwi, niszczyli podłogi. Książkami z dworskich bibliotek \"waryli sup” w kociołkach. Natrafiłem na taką scenę. W ogień leciały stare pergaminy. Dostrzegłem modlitewnik. Znałem rosyjski, mówię do jednego: daj książkę. A on na to: Co dowódca powie? Dał, schowałem w naręcze trawy - opowiada Maj.
Pośrodku Motycza stoi kurhan. Dookoła kurhanu droga; prowadzi na szczyt. - Ludzie od wieków nazywali to miejsce Zamkową Górą. Tradycja mówi o świątyni pogańskiej, później miał stać tu warowny zamek. W 1980 roku kopali tu archeolodzy z UMCS - ciągnie Czesław Maj.
- Zgadza się. Grodzisko to pozostałość warownego grodu powstałego w VIII wieku naszej ery. Tu mogły schronić się karawany kupców jadących na gród lubelski. Wysiłek budowniczych motyckiego grodu można by porównać z dzisiejszą budową portu lotniczego - mówi prof. Irena Kutyłowska, archeolog z UMCS, która badała wzgórze.
Na mapie Motycza z 1860 roku geodeta Piotr Brandt zaznaczył na szczycie góry relikty tajemniczej budowli.
- Kiedy Szwedzi cofali się od Częstochowy, w pościgu za nimi zatrzymał się na Zamkowej Górze hetman Stefan Czarniecki. Ludzie lecieli z całej okolicy, żeby zobaczyć na twarzy wodza olbrzymią czerwoną bliznę od cięcia tureckiej szabli - opowiada Maj.
Do dziś w Motyczu opowiada się historię Szwedów pochowanych pod brzozami. Mogiły naznaczył na mapie Brandt. Ponoć rankiem można spotkać na olchowych rozlewiskach duchy szwedzkich żołnierzy.
Stała w miejscu kapliczki z Florianem przy remizie w Motyczu. Blisko Zamkowej Góry. Z dziada pradziada arendował ją ród Bęców. - Żyd karczmarz miał głowę do faktorstwa. Był pośrednikiem i doradcą. Dawał pożyczki na procent. Kojarzył małżeństwa, godził zwaśnionych. Nawet dziedzic korzystał z porad - ciągnie Maj.
Karczma była ogromna, kryta gontem. Okna nisko nad ziemią, by z drogi można było zobaczyć siedzących. W tle izby rozpierał się szynkwas. - Stały tam zawsze marynowane śledzie, świeczka zwana szabasówką. Z boku czarna tablica do zapisywania rachunków i borgów. Za szynkwasem kiwał się Żyd Bęcyna, skurczony i gotowy od usług.
Naczynia do picia były małe: kubeczki z dziobkami, zwane kusiakami. Czesław Maj pokazuje taki kubeczek.
- Kiedyś jeden z klientów zobaczył, że w beczce z gorzałką pływa kołtun. Dotąd męczył karczmarza, aż ten zdradził tajemnicę. Powiedział, że jak kobiecie zrobi się na głowie kołtun, to co jej się umami, musi mieć. To wrzucił odcięty kołtun do gorzałki. Jak ktoś jej spróbował, musiał pić i pić - opowiada Maj.
- W 1921 roku przyjechał do Motycza emigrant z Francji. Zatrzymał się w okolicach przystanku kolejowego. Z jego opowiadań wynikało, że był w oddziale powstańczym. Znał dziedzica Sulimierskiego z dworu w Motyczu. Jego oddział został rozbity przez Kozaków z Kubania w lasach między Puławami a Gołębiem.
Uratowało się tylko trzech, ale zdradził ich Żyd karczmarz. - Potem przywieźli do Motycza skrzynię okutą żelazem. W środku był powstańczy sztandar, część kasy w złotych rublach i dokumenty. Zakopali go na leśnej polanie, niedaleko trzech dębów.
To ich szukał emigrant - Ale przyjechał po 55 latach. Nikt już nie potrafił wskazać dębów. Prawdopodobnie zostały wycięte podczas budowy linii kolejowej.
• A pan próbował zlokalizować to miejsce?
- Przy pomocy starych map może by się udało - mówi Czesław Maj. - Tylko po co?
Reklama













Komentarze