- Zaprosili mnie Ułani Lublin, miejscowa ekipa grająca w lacrosse. Przeprowadziłem z mieszkańcami miasta warsztaty dotyczące tego sportu. Chciałem pokazać im, na czym polega lacrosse i zachęcić do uprawiania tej dyscypliny.
• Nie przeszkadza panu fakt, że w przyszłości Ułani mogą stać się konkurencją dla Kosynierów Wrocław, gdzie gra pan obecnie?
- Nie, bo u nas nie ma takich podziałów jak chociażby w piłce nożnej, gdzie zespoły mają ze sobą \"kosy”. W lacrosse wszyscy są jedną wielką rodziną, która chce sobie pomagać w każdej sytuacji.
• Skąd wzięło się zainteresowanie lacrosse?
- W dzieciństwie trenowałem wiele dyscyplin. W 2008 roku byłem akurat \"wolny” i siedziałem przed komputerem. Mama pokazała mi ulotkę informującą, że we Wrocławiu odbywa się mecz lacrosse. Zmierzyli się w nim Kosynierzy Wrocław z Poznań Hussars. Na spotkanie ostatecznie nie dotarłem, ale kilka dni później pojawiłem się na treningu. Wówczas nie do końca wiedzieliśmy, w jaki sposób ćwiczyć: ktoś leżał na kocu, ktoś zajmował się zupełnie czymś innym. Po takich zajęciach człowiek wracał wypoczęty, a nie zmęczony. Bardzo szybko na treningach pojawił się również mój brat, Mateusz, który poczynił błyskawiczne postępy. Pozwoliło mu to wystąpić na mistrzostwa świata w Manchesterze. Później również i ja zacząłem odnosić sukcesy. Miło wspominam mój start w Lidze Europejskiej, która jest rozgrywana w Czechach i na Słowacji. Tam można dostać się tylko na zasadzie draftu. Zgłaszają się do niego gracze z całego świata. Ja miałem przyjemność występować w jednej ekipie z kanadyjską bramkarką. To była fenomenalna zawodniczka. Wprawdzie bardzo rzadko się odzywała, ale kiedy już decydowała się zabrać głos, to mówiła bardzo inteligentnie. W Czechach lacrosse jest bardzo popularny, a mecze odbywają się na specjalnych boiskach przystosowanych do uprawiania tego sportu.
• Ilu Polaków uprawia lacrosse?
- Trudno powiedzieć, ale jest nas coraz więcej. W Czechach najbardziej popularny jest box lacrosse, w którym na boisku znajduje się mniej graczy. W Polsce z kolei gra się głównie w field lacrosse, gdzie zespoły występują w pełnych zestawieniach.
• W poprzednim miesiącu uczestniczył pan razem z reprezentacją Polski w mistrzostwach świata w Denver. \"Biało-czerwoni” zajęli w tej imprezie dwudzieste miejsce. To sukces naszej kadry?
- Uważam, że osiągnęliśmy niezły wynik. Warto zaznaczyć, że 80 procent zespołu stanowili Polacy, a nie spolonizowani Amerykanie. Mistrzostwa odbywały się w Denver, które leży na wysokości 1600 m. n.p.m. Treningi i mecze były rozgrywane bardzo często w upale sięgającym nawet 40 stopni Celsjusza. Przywiozłem z USA wiele ciekawych wspomnień. Nasz mecz z Turcją w fazie grupowej był przerywany dwukrotnie. Powodem przymusowej pauzy było zagrożenie tornadem, które akurat przechodziło nad stanem Kolorado. Wszyscy schowaliśmy się do wielkiego namiotu ze stalowymi podporami i czekaliśmy na dalszy rozwój sytuacji. Ostatecznie, udało nam się dokończyć spotkanie, które zakończyło się naszym zwycięstwem 9:7. Ciekawie było również w starciu z Czechami. Decydowało ono o wyjściu z grupy. Na poprzednich mistrzostwach świata nasi południowi sąsiedzi zlali nas 23:3. Teraz mecz był dużo bardziej wyrównany. Na siedem minut przed końcem jeszcze prowadziliśmy, ale w końcówce Czesi przechylili szalę zwycięstwa na swoją korzyść.
• Lacrosse w USA cieszy się dużym zainteresowaniem?
- Oczywiście. Klimat mistrzostw świata był fantastyczny. W Europie rzadko spotyka się ludzi biegających z kijami. Tymczasem w USA jest to normalne. Tam uprawiają ten sport nawet 60-latkowie. Przy okazji pobytu w Ameryce spełniłem również swoje małe marzenie – obejrzałem mecz zawodowej ligi. Poziom rozgrywek jest bardzo wysoki, ale jestem przekonany, że Polacy uprawiający lacrosse od małego również byliby w stanie dostać się do tej ligi.
• Pan zarabia na lacrosse czy raczej dokłada do tego sportu?
- Zdecydowanie dokładam. Przed sezonem zawsze buduję sobie odpowiedni budżet. Przed rozpoczęciem ostatnich rozgrywek wynosił on ponad dziesięć tysięcy złotych. Potrzebowałem nieco więcej gotówki, ponieważ musiałem uzbierać na bilet lotniczy do USA, gdzie odbywały się mistrzostwa świata. Dobrze, że koszty pobytu w Denver pokryła amerykańska polonia. Mamy świetnych trenerów, którzy również zajmują się szukaniem sponsorów. To m.in. dzięki ich zaangażowaniu udało nam się wyjechać na te zawody.
• Największe pieniądze, jakie zarobił pan na lacrosse?
- Bon do sklepu na 50 euro za tytuł MVP jednego z turniejów. Nie zrealizowałem go jednak, bo oddałem go koledze z defensywy, który w mojej opinii bardziej zasłużył na ten tytuł. Dwa lata temu dostałem również bon na 20 euro za tytuł MVP Polskiej Ligi Lacrosse.
– Najogólniej mówiąc jest to sport, który polega na wrzuceniu piłki do bramki przeciwnika – mówi Paweł Wepa, trener Ułanów Lublin. Drużyna lacrosse składa się z dziesięciu graczy: bramkarza i po trzech obrońców, pomocników i napastników. Zawodnicy używają specjalnych kijów, których długość jest zależna od pozycji na boisku. Do gry stosowana jest piłka, którą zrobiono z kauczuku. Waży ona około 125 gramów. Najlepsi zawodnicy potrafią nadać jej prędkość sięgającą nawet 160 km/h. W województwie lubelskim mamy tylko jeden klub lacrosse – Ułani Lublin - który powstał w 2012 roku. Jesienią 2013 r. lublinianie zgłosili się do rozgrywek Polskiej Ligi Lacrosse. Ułani wciąż szukają zawodników chcących rozpocząć przygodę z tym sportem. Wszelkie informacje na temat treningów można znaleźć na koncie Ułanów na facebooku.
Reklama
Jan Rydzak: Nie przeszkodziło nam nawet tornado
Rozmowa z Janem Rydzakiem, reprezentantem Polski w lacrosse
- 29.08.2014 14:51

Reklama












Komentarze