Śmigłowce Mi-2 dalej będą latać
Po wtorkowej katastrofie śmigłowca Mi-2 Lotniczego Pogotowia Ratunkowego na Dolnym Śląsku pojawiła się groźba zakazania ich lotów. Ostatecznie okazało się, że wyprodukowane w Świdniku maszyny nie dostały zakazu latania.
- 17.02.2009 21:24
Śmigłowiec rozbił się podczas lotu do poszkodowanych w karambolu na autostradzie A-4. Zginęło dwóch członków załogi helikoptera. Trzecia osoba - lekarz - trafił w ciężkim stanie w szpitalu.
- Po katastrofie zawsze jest brana pod uwagę możliwość wstrzymania lotów takich samych maszyn - mówi Ryszard Michałowski, rzecznik Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. - Zwłaszcza, jeśli nie jest znana bezpośrednia przyczyna nieszczęścia. A w tym przypadku takich informacji szybko nie poznamy. W śmigłowcu nie ma rejestratorów lotu.
Mi-2 Plus lata również na Lubelszczyźnie. We wtorek maszyna nie była używana.
- Ale w poniedziałek wylatywaliśmy trzy razy - mówi Andrzej Strzyżewski, pilot śmigłowca. - Nigdy nie wiadomo, kiedy zostaniemy wezwani.
Strzyżewski dodaje, że \"lubelska” maszyna w ubiegłym roku przeszła remont.
- Od tamtej pory ma na liczniku 300 wylatanych godzin - mówi. - W przypadku helikopterów czy samolotów wiek nie ma takiego dużego znaczenia. Ważniejszy jest jej stan techniczny. A co do naszej nie mamy żadnych zastrzeżeń. Gdyby takie były, nie latalibyśmy.
Jednak śmigłowce Mi-2 w naszym regionie już kilka razy ulegały katastrofom. W 1981 roku taki helikopter rozbił się na lotnisku w Radawcu. Do kolejnego wypadku doszło 11 lat później. W marcu 2006 roku do nieszczęścia doszło znowu w Radawcu. W trakcie nocnego lotu treningowego wyprodukowana w 1975 roku maszyna wpadła w śnieżną chmurę i runęła z wysokości 70 metrów na ziemię. Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych nie miała zastrzeżeń do sprawności śmigłowca. Ale wytknęła wiele innych uchybień.
Ostatni wypadek wydarzył się w zeszłym roku pod Lubartowem.
Reklama













Komentarze