Człowiek z muzeum
Zawsze nienagannie ubrany, ze srebrną spinką w krawacie. Z jednej strony sentymentalny, z drugiej stanowczy. I bardzo oficjalny. Na zamku przyjmuje głowy państw, znanych polityków i artystów. W wolnych chwilach chodzi po górach, fotografuje. I świetnie gotuje
- 02.04.2009 10:33
To bardzo konsekwentny człowiek. Z precyzją realizuje plan rewitalizacji lubelskiego zamku, który pięknieje w oczach. Za kompleksowym remontem stoją żmudne badania, dziesiątki projektów i ogromne pieniądze z europejskich funduszy. - Temu miejscu to się należy. Tu mieszkał Jan Długosz, tu wychowywał królewskich synów - mówi zdecydowanym głosem. Siedzimy w gabinecie urządzonym z wyczuciem, ale bez fajerwerków. Bo fajerwerków Zygmunt Nasalski, dyrektor Muzeum Lubelskiego, nie lubi. - Muzeum jest specyficzną instytucją długiego trwania. Gromadzone zbiory mają przetrwać jak najdłużej. Tak, jak złoto w szwajcarskim banku. Ta misja jest realizowana bez jupiterów i fajerwerków.
Przygoda z muzeum zaczęła się w Chełmie. - Który wtedy nazywał się lubelski. W gmachu Liceum Ogólnokształcącym im. Stefana Czarnieckiego mieściło się także Muzeum Chełmskie. Miałem szczęście mieć przedwojennych nauczycieli z Kresów wschodnich. Przywiązywali dużą wagę do przeszłości. Miałem ten przywilej, że na dużej przerwie schodziłem piętro niżej i już byłem w muzeum - wspomina Zygmunt Nasalski. Szczególnie interesował się archeologią. - Zawsze musi być jakaś iskra, która zaskoczy i zapala zainteresowania.
Dziś wie, że bycie muzealnikiem zobowiązuje. Trzeba się nauczyć odróżniać ziarno od plew
- Ze 30 lat temu był taki gospodarz, który najpierw wykonał, a potem zakopał nad Bugiem posążki, które przypominały Światowida. Po czym powiadomił o tym naukowy świat archeologów. Okazały się sensacją prasową i radiową. Wszyscy się tym fascynowali. Twórca posążków odczekał. I poznał się, że to jest jego dzieło - śmieje się dyrektor Muzeum Lubelskiego.
W Muzeum Lubelskim przechowuje się tysiące przedmiotów. Czy są takie, które budzą dreszcz? Przerażenie? Jak ręka egipskiej mumii, którą ma Muzeum Żeromskiego?
- Są takie, które mają niemalże moc magiczną - przyznaje Nasalski. - Na przykład patent oficerski podpisany przez Tadeusza Kościuszkę. Mamy dokumenty podpisane przez księcia Józefa Poniatowskiego. To ważne przedmioty. Choć nie wiem, czy w dzisiejszych czasach pobieżnego nauczania historii w podstawówce czy szkole średniej, to ostanie nazwisko się przebije.
Skąd ta wątpliwość?
- Pozwolę sobie na małą dygresję. Zadzwonił do mnie kolega ze studiów, który jest profesorem historii. Zapytał mnie, czy jestem bardzo zajęty. I dodał: To jest taka rzecz, którą ci muszę powiedzieć: Pytam studenta historii z czym i z kim kojarzy mu się nazwisko Witos. A student historii odpowiada, że z ołtarzem mariackim w Krakowie… - opowiada dyrektor. - Z intrygujących przedmiotów mamy trawę z trumny Mickiewicza. Jest także niepozorny przedmiot, do którego mam wielki sentyment.
To orzeł z czapki ułana Królestwa Kongresowego. Znaleziony w Lublinie w 1920 roku podczas kopania rowów i okopów, które miały uchronić Lublin przed nawałą bolszewicką. - Jak wiadomo, bolszewicy byli bardzo blisko; pod Cycowem rozbił ich 7 Pułk Ułanów. Ochotnicy kopiący rowy znaleźli orła z czasów powstania listopadowego, w którym województwo lubelskie też zapisało piękne karty. Jest skorodowany, zniszczony. Być może postrzelony. Ale dla mnie to skarb. W swojej prywatnej kolekcji mam kawałeczek tkaniny grobowej z trumny Stanisława Augusta Poniatowskiego. Mniejszy od paznokcia. Też skarb
I prenumerator amerykańskiego czasopisma \"National Geographic” w czasach PRL. Do Polski nie dotarł numer z czerwca 1985 roku. Słynny z okładki, na której było zdjęcie przenikliwego spojrzenia zielonych oczu afgańskiej dziewczyny. Cenzorzy zarekwirowali także kwietniowy numer z 1982 zawierający suplement dotyczący Polski, z mapką przedstawiającą rozmieszczenie wojsk radzieckich w naszym kraju. - Cenzorzy chyba uczulili celników na żółtą kopertę. Gdy po raz kolejny zatrzymano mi magazyn, napisałem do znajomych w Stanach, by przysłali mi go w normalnej kopercie. Poskutkowało. Cenzorzy zaingerowali w numer z marca 1985 roku, w którym w artykule o Wikingach \"National Geographic” napisał o chrzcie Rusi. Wycięli nożyczkami tekst o tym, jak to książę Rusi nie chciał przyjąć nietolerującego alkoholu islamu, twierdząc: \"To nie jest religia dla mojego ludu, picie to Rusi wesele” - wspomina Nasalski.
Czy w muzeum zdarzają się sytuacje paranormalne? - Zamkowej damy nie mamy. Ale parokrotnie spotkałem cień dziwnej postaci. Relacjonowali to także pracownicy muzeum - mówi Zygmunt Nasalski.
Duch? - Nie wiem. Zarys postaci. Jest z nami. Przemyka się.
Duch opiekuńczy? - Nie odpowiem. Ale sprawy w muzeum idą dobrze. Zamknęliśmy potężny remont. Szykujemy kolejne inwestycje.
• Żyjemy w coraz szybszych czasach, gdzie liczą się multimedia. Fajerwerki, których pan nie lubi? Czy instytucja muzeum nie jest dziś archaiczna?
- Nie. Muzeum pełni 5 funkcji. Jest skarbcem materialnych świadectw przeszłości. Tak jak bank przechowuje w rzeczywistej postaci, tak my chronimy skarby. Po drugie, jest miejscem prac badawczych nad tymi skarbami. Po trzecie, to bardzo specyficzna klinika zdrowia dla muzealnych obiektów. Po czwarte, jest miejscem intensywnej edukacji, które uzupełnia humanistyczne wychowanie młodych ludzi. Po piąte, jest to galeria wystawiennicza i znany już w mieście salon wymiany myśli i prezentacji intelektualnych nowości.
• A dziedziniec. Tylko do podziwiania?
- Jest odnowiony i specjalnie przygotowany do wystaw i koncertów. Pierwszy koncert już 3 maja. Następny podczas Nocy Muzeów 16 maja. W lipcu zagrają tu muzycy podczas festiwalu \"Inne brzmienia”.
Reklama













Komentarze