Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Masoński bestseller Dana Browna

Musiałem stać 32 minuty, aby kupić tę książkę na Manhattanie. Po trzech latach zapowiedzi nowy bestseller Dana Browna, autora „Aniołów i Demonów” oraz „Kodu Leonarda Da Vinci” Brown wreszcie wydał „Zaginiony symbol”. W pierwszym dniu sprzedaży, w zeszły wtorek, poszło jak woda 1,5 mln egzemplarzy z pięciomilionowego nakładu i już szykowany jest dodruk. Zanosi się, że będzie to najbardziej czytana za życia autora książka na świecie. Tym razem Brown zajmuje się nie Kościołem, a masonami, co niejako z góry zapewnia sukces, zważywszy wielkie zainteresowanie i skrajne emocje, jakie wywołuje ten ruch na świecie. Nie brakuje przekonania, iż w ogóle światem „rządzi”. Bohaterem jest, jak zwykle, Robert Langdon, profesor zajmujący się kodami i szyframi kulturowymi oraz tym, jak porządkują one rzeczywistość na przestrzeni wieków. Tym razem musi się zmierzyć z ciemną stroną mocy masońskiej. Porywa ona nauczyciela i mentora Langdona, profesora Petera Solomona, najwybitniejszego masona w Ameryce. Odrąbuje mu rękę, umieszcza na niej stosowne tatuaże-kody i podrzuca na... Kapitol. Langdon ma 12 godzin, aby uratować swego przyjaciela, ale musi pokonać wspomnianą „moc” skoncentrowaną na kolejnych poziomach słynnej piramidy masońskiej, którą Langdon uważał dotąd za rodzaj legendy, a nie byt realny. Nawiasem mówiąc zwolennicy teorii spisku masońskiego dostrzegają tę budowlę na najbardziej popularnym banknocie świata, amerykańskiej jednodolarówce. Zdobycie piramidy masońskiej wiąże się nie tylko z uwolnieniem Solomona, ale także poznaniem największych tajemnic ludzkości. Jest tym żywo zainteresowana z kolei CIA z jej diaboliczną panią dyrektor Inoue Sato. Wyścig trwa i wciąga czytelnika po same uszy i tak już pozostaje dopóki nie odwróci ostatniej strony książki. Finał jest naturalnie zaskakujący. Poza samą fascynującą fabułą, Brown, daje w „Zaginionym symbolu” przekaz swojej wizji masonerii. Jest ona tradycyjnie mroczna. Posługując się analogią do... Coca-Coli. Jest wszędzie, każdy ją zna, wie że działa, ale nigdy nie dotrze do sekretu jej receptury. W imperium Coca-Coli zna ją tylko ścisłe kierownictwo, a dopuszczenie do tej wiedzy jest wyrazem ekstremalnego zaufania, które trzeba zdobywać poprzez lata kariery w koncernie, wystawianej na liczne próby lojalności. Nawiasem mówiąc twórca receptury napoju w 1885 roku, dr John Pemberton z Atlanty, też ponoć był masonem. Podobnie, jak jego księgowy Frank Mason Robinson, który wymyślił jego nazwę i logo ze słynnym liternictwem. „Zaginiony symbol” rzuciło na rynek wydawnictwo Knopf Doubleday. Jego rzecznik Sony Mehta mówi, że w najśmielszych snach nie przewidywali takiego zainteresowania. – Uczestniczymy w wyjątkowym wydarzeniu jeżeli idzie o historię słowa drukowanego. Żaden autor nie doświadczył takiego zainteresowania swym dziełem – powiedział. Można by w zasadzie dodać tylko: „Amen”. O ile w masońskim kontekście tematyki jest to stosowne. „Zaginiony symbol” trafi do Polski w styczniu 2010 roku i bez wątpienia pobije wszelkie rekordy czytelnicze. Masoni mieszkają bowiem w polskiej wyobraźni „od zawsze”. Choć rzadko są widzialni, wiadomo przecież, że „są”. Dlatego „dowody” na ich istnienie pozostają bezcenne. Trochę inaczej niż z Coca-Colą.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama