Po 17 latach solowej kariery Annie Lennox zdecydowała się na wydanie pierwszego besta.
I jest to jej najlepszy album od debiutanckiego longplaya \"Diva”.
Tamta płyta była wielkim wydarzeniem. Wyczekiwana niecierpliwie przez fanów duetu Eurythmics, którego połową była wcześniej Lennox, a szczególnie przez licznych miłośników jej ogromnego talentu wokalnego i niemal tak samo imponujących uzdolnień piosenkopisarskich.
\"Diva” sprzedawała się na pniu, osiągając kilkumilionowy nakład.
Zaskakiwała tradycyjnym brzmieniem. Czarowała wspaniałymi kompozycjami i poruszała introspekcyjnymi tekstami. Zaowocowała wspaniałymi hitami \"Why”, \"Little Bird”, \"Walking on Broken Glass”, \"Precious” i \"Cold”.
Żadna z późniejszych płyt długogrających La Lennoxy nie była tak udana i żadna nie przyniosła tylu przebojów. Ale każda miała po parę wyróżniających się pozytywnie utworów, które wybierano na single.
Z \"Medusa” (1995) – \"No More ‘I Love You\'s\'” i \"A Whiter Shade of Pale”. Z \"Bare” (2003) – \"A Thousand Beautiful Things” i \" Pavement Cracks”. Z \"Songs of Mass Destruction” (2007) – \" Dark Road” i \"Sing”.
Teraz te wszystkie perełki w towarzystwie numeru \"Love Song for a Vampire” z filmu \"Bram Stoker\'s Dracula” (1993) i dwóch nowych coverów – \"Shining Light” z repertuaru grupy Ash i \"Pattern of My Life” z dorobku kapeli Keane – składają się na \"The Annie Lennox Collection”.
Ta kolekcja jest z jednej strony bardzo reprezentatywnym przekrojem kariery szkockiej artystki. Z drugiej strony – mimo siedemnastoletniej rozpiętości a dzięki podobnemu od początku do końca brzmieniu i niezmiennie dobrej formie wokalnej głównej wykonawczyni – stwarza wrażenie obcowania z regularnym albumem.
Reklama













Komentarze