Reklama
Wszyscy nasi dzicy podopieczni: Łosie, koziołki, dziki i sarny
Zuza, młoda klępa, często odwiedza swoją byłą opiekunkę. Kładzie się przy drzwiach i domownicy nie mogą ich otworzyć.
- 07.01.2014 17:45

W Zawadówce, przy Poleskim Parku Narodowym, już drugi rok działa Ośrodek Rehabilitacji dla Zwierząt. Obecnie przebywają w nim dwa koziołki i sarenka. Niedawno były tam także łabędzie, młode dziki i łosie.
- Nasz ośrodek to urządzone już na terenie parku dwa schrony z obszernym wybiegiem - mówi Ewa Piasecka, dyrektor PPN. - Całość jest ogrodzona. Zwierzęta wypuszczamy na wolność, kiedy tylko zdążą się usamodzielnić.
Do ośrodka trafiają zwierzęta z całego regionu. Jedne zostały ranne, inne straciły matkę, a jeszcze inne ludzie zabrali z ich naturalnego środowiska.
- Zdarza się, że ludzie znajdują młodą sarenkę w lesie i w dobrej wierze przynoszą ją do nas - mówi dyrektor. - Tymczasem trzeba wiedzieć, że matki nie spędzają całego swojego czasu przy młodych i jeśli tylko nic im w tym nie przeszkodzi zawsze do nich wracają.
Na co dzień zwierzętami w ośrodku opiekuje się Krystyna Artymiuk, która ma gospodarstwo przy granicy parku. Każdemu z podopiecznych nadaje imię, a zwierzęta reagują na nie.
- Najwięcej uciechy miałam z Zuzy, młodej klępy (samicy łosia - red.), która zimę spędzała z moją krową w oborze - mówi pani Krystyna. - To był ucieszny widok, kiedy wyprowadzałam krowę na łąkę. Ja za nią, za mną Zuza, za Zuzą koziołek, a do tego jeszcze mój jamnik. Zuza, nawet kiedy już się usamodzielniła, ciągle wracała. Zaglądała w okna, kładła się przy drzwiach, a ja nie mogłam ich otworzyć. Wciąż odwiedza mnie też Śliczna, sarenka, która trafiła do ośrodka bez przedniej nóżki. Na wolności przyłączyła się do stada i jakoś sobie radzi.
Pani Krystyna jest w ciągłym kontakcie z pracownikami PPN. Za ich pośrednictwem wzywa też weterynarza, kiedy jakieś zwierzę wymaga leczenia.
Reklama












Komentarze