Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

(Nie)wiemy, co jemy: Co odkryli kontrolerzy PIH?

\"Schab bieszczadzki w majeranku” to w rzeczywistości kurczak. W \"pasztecie grzybowym” nie ma ani grama grzybów, a \"parówki cielęce” powstały z indyka. Nieuczciwi producenci żywności sięgają po coraz bardziej wymyślne sposoby, by oszukać klienta.
Kontrolerzy Państwowej Inspekcji Handlowej przez cały ubiegły rok zaglądali do sklepów. I łapali się za głowy. Na ich celowniku znalazły się hurtownie, markety, magazyny sieci handlowych i mniejsze sklepy. Badali to, co najczęściej wkładamy do koszyka: masło, sery, jaja, mięso, przetwory owocowe i warzywne, miód i oliwę z oliwek. – Skontrolowali prawie 5,5 tysiąca partii różnych produktów. 1,2 tys. przebadano w laboratoriach – wylicza Małgorzata Cieloch, rzecznik prasowy UOKiK. Liczby mówią same za siebie. Na 5479 przebadanych produktów najczęściej wprowadzali konsumenta w błąd producenci jajek (34 proc.), masła (15 proc.) i mięsa (10 proc.). Największe grzechy producentów to zamiana droższych surowców na tańsze, ukrywanie ich prawdziwego pochodzenia i dodawanie substancji, które zwiększają wydajność produkcji lub ukrywają wady. – Kilku producentów notorycznie fałszuje masło, dodając nawet ponad 60 proc. tłuszczu obcego – do takich wniosków doszli inspektorzy po przebadaniu 314 kostek w 69 placówkach handlowych na terenie całego kraju. Z definicji masło to produkt zawierający 80–90 proc. tłuszczu mlecznego. By obniżyć koszty, wielu producentów dodaje tłuszcze roślinne. Rekordzista produkował masło, używając aż 68,7 proc. roślinnych steroli! Na widelcu znalazły się też inne przetwory mleczne. Tutaj producenci wykazali się wcale nie mniejszą pomysłowością. Jeden z przebadanych serów gouda składał się w 91 proc. z tłuszczów roślinnych. Podobne niespodzianki czekały też na amatorów jogurtu brzoskwiniowego: w ponad 7 proc. składał się on z tłuszczów obcych. A w deserze mlecznym \"z czekoladą i orzechami” takich składników nie doszukali się nawet doświadczeni laboranci. Co trzeci producent jaj kłamie, zawyżając masę jajek – wynika z raportu UOKIK i PIH. Możemy mieć więc pewność, że kupując jaja o rozmiarze XL, w rzeczywistości dostaniemy jaja L, a jaja oznaczone jako M kwalifikują się jedynie jako S. Ci, którzy kupując jaja, zwracają uwagę nie na ich rozmiar, ale metodę chowu, też mogą się naciąć. Okazuje się, że pierwsza cyfra na jajku (0 – chów ekologiczny, 1 – wolny wybieg), 2 – ściółkowy, 3 – klatkowy) nie zawsze mówi prawdę. Inspektorzy wykryli kilka przypadków, gdy jaja oznaczone jako produkt z hodowli naturalnej, zniosły kury, które całe życie spędziły w klatkach. Inni z kolei oznaczali jaja prawidłowo (np. jako chów klatkowy), ale ilustracja na opakowaniu sugerowała coś zupełnie innego – kury spacerujące po trawie. Szczegółowej kontroli w laboratorium poddano głównie mięso mielone i rozdrobnione. Inspektorzy wyszli bowiem z założenia (i słusznie), że w tak przetworzonej brei klient sam nie jest w stanie rozpoznać gatunku zwierzęcia. Stosując m. in. technikę analizy DNA przebadano 700 partii mięsa świeżego i 241 przetworów mięsnych. Wyniki? W co dziesiątej partii skład podany przez producenta miał niewiele wspólnego z tym, co trafiało na nasze stoły. Najczęściej producenci fałszowali mięso wołowe, dodając do niego... wieprzowinę. Sporo na sumieniu mają też wędliniarze. W wędlinach drobiowych, blokowych i kiełbasach znalazło się nawet do 5 proc. skrobi (o czym producent \"zapomniał” poinformować na opakowaniu). Okazało się też, że kabanosy (w założeniu to kiełbasa z peklowanej wieprzowiny) można robić z kurczaka i MOM (mięso odkostnione mechanicznie) – patrz też ramka. Z mięsa drobiowego jeden z zakładów produkował też \"parówki z cielęciną”. Mięso drobiowe jest najtańsze w produkcji. To powód, dla którego masarnie dodają go do większości swoich produktów. Dlatego przed zakupem warto uważnie przeczytać etykietę. Wtedy może się okazać, że \"schab bieszczadzki w majeranku” to w rzeczywistości kurczak, w \"pasztecie grzybowym” nie ma ani grama grzybów, a \"parówki cielęce” powstały z indyka. Odpowiedź nie jest łatwa. Jedynie w przypadku dżemów, powideł, konfitur i marmolad ich skład i zasady produkcji regulują odpowiednie rozporządzenia. Wytwarzanie innych przetworów (owoce w zalewie, sałatki warzywne, koncentrat pomidorowy) nie podlega żadnym regulacjom prawnych. To daje pełne pole do popisu nieuczciwym producentom. A inspektorzy mogą jedynie sprawdzić, czy w słoiku znajduje się dokładnie to, co zadeklarowano na opakowaniu. Rezultat ostatniej kontroli? Nie jest dobrze. Po pierwsze – w słoikach znajdują się cukry i konserwanty, mimo że etykieta milczy na ten temat. Po drugie – producenci sztuczne zagęszczają swój produkt np. przez dodanie skrobi (i też się do tego nie przyznają). Po trzecie – układają warzywa w słoju tak, by wydawało się ich dużo. W rzeczywistości jest ich znacznie mniej, niż producent deklaruje na opakowaniu. Na 387 przebadanych butelek tylko w jednym przypadku laboranci wykryli fałszerstwo. Zamiast hiszpańskiej oliwy z pierwszego tłoczenia, znaleziono olej z wytłoków. Kontrolerzy mogą to sobie zapisać jako duży sukces, bo jeszcze 5 lat temu wyniki podobnej kontroli były fatalne. Okazało się wówczas, że w większość oliwy z oliwek sprzedawana w polskich sklepach była olejem, ale... sojowym.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama