Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Uwaga! Wąż na ulicy! Kto trafia do lubelskiego egzotarium

Wąż, który przejechał 500 kilometrów w paczce. Żółw z otworem w skorupie przewierconym wiertarką. Waran, który miał być smokiem zagryzającym kury. Jedne trafiają do lubelskiego egzotarium z ulicy, inne przynoszą właściciele, często tłumacząc się \"pilnym wyjazdem lub chorobą babci”.
Dostęp do egzotycznych zwierząt jest dzisiaj bardzo łatwy. Można je kupić w prawie każdym sklepie zoologicznym. Wcześniej miłośnicy egzotycznych okazów jeździli nad morze i dogadywali się z marynarzami na statkach. – Na zwierzaka czekało się nawet kilka miesięcy – tłumaczy Bartek Gorzkowski, pomysłodawca egzotarium i pracownik Schroniska dla bezdomnych zwierząt przy ul. Metalurgicznej w Lublinie. Wśród ludzi, którzy zainteresowali się egzotycznymi zwierzętami jest także grupa, która robi to ze względu na modę czy pod wpływem impulsu. Wiele zwierzaków to prezenty dla dzieci, bo gady są już najpopularniejsze; zaraz po psach i kotach. Niestety, często zdarza się, że zapał do bycia młodym terrarystą okazuje się po prostu słomiany. Wtedy żółwie, węże czy jaszczurki trafiają na ulicę, a potem do lubelskiego egzotarium. Każde z nich to osobna, zwykle smutna, historia. Mokasyn pod łóżkiem Do 15-letniego chłopaka w Lublinie przyszła paczka. Rodzice zaczęli wypytywać o jej zawartość, ale chłopak wykręcał się, a potem tłumaczył, że ktoś zrobił mu kawał. Jak się okazało, wewnątrz, w małym pojemniczku znajdował się wąż. Zaniepokojeni rodziciele poszli do sklepu zoologicznego, pracownicy jednak nie znali tego okazu. Wkrótce mieli go przełożyć do terrarium. Okazało się, że to mokasyn miedziogłowy, który jest jadowity. Chłopak przyznał się, że drugiego takiego węża od pół roku trzymał pod łóżkiem w małym terrarium. To cud, że nie został pokąsany. Mniej szczęśliwie skończyła się historia nastolatka, który mieszkał przy ul. 1 Maja. Hodował węże w fatalnych warunkach i został ukąszony. Cudem przeżył. Wąż, który jeździł koleją W większości przypadków cierpią jednak zwierzęta. W zeszłym roku ktoś nadał paczkę u kierowcy PKS we Wrocławiu. Zgodnie z opisem, miał się w niej znajdować kufel do piwa, a odbiorca miał się po niego zgłosić w Skarżysku Kamiennej. Paczki jednak nikt nie odebrał, więc trafiła do Chełma, gdzie otworzono ją komisyjnie. Wewnątrz znajdował się świeżo wykluty wężyk. Do lubelskiego egzotarium trafił w stanie krytycznym. Po 8 miesiącach zmarł, bo nie udało się go uratować. Winę ponoszą także niekompetentni pracownicy sklepów zoologicznych, tak jak w przypadku kobiety, która kupiła legwana. Od sprzedawcy dowiedziała się, że ma go karmić sałatą. Robiła tak przez 7 lat. Po tym czasie założyła sobie łącze internetowe i zobaczyła, że jej pupil jest trochę inny niż legwany na zdjęciach. Okazało się, że zrobiła mu olbrzymią krzywdę. W sałacie znajdują się szczawiany, które wypłukują wapń z organizmu, a to powoduje zwyrodnienia, zmiany kostne i krzywicę, której nie da się wyleczyć. Żółw po przejściach Do egzotarium trafia również wiele żółwi \"spadochroniarzy”, czyli takich, które spadły np. z balkonu bo nie były odpowiednio zabezpieczone. Jeden z nich nazywa się Puzzle, ze względu na jego trudną przeszłość. Żółw spadł z trzeciego piętra, przez co trzeba było sklejać mu skorupę. – Na początku dla zabezpieczenia skleiliśmy ją zwykłą taśmą biurową, a potem mozolnie ją składaliśmy i łączyliśmy żywicą. Dzisiaj jest w bardzo dobrym stanie, a pęknięcia się zrosły – tłumaczy Gorzkowski. Impulsem do powstania egzotarium, w którym znajduje się już około 100 zwierząt, była historia innego żółwia, który został znaleziony wiosną 2008 roku. Wiertarką miał wywierconą dziurę w skorupie. Przez nią przechodził sznurek, który był przywiązany do palika wbitego w ziemię. Było widać, że to trzeci otwór, bo dwa poprzednie się przetarły. Następnym razem przetarł się sznurek i żółw uciekł. Halo! Wąż na ulicy! Do straży miejskiej lub policji dzwonią ludzie z informacją, że po osiedlu grasuje wąż. Urząd miasta współpracuje ze schroniskiem przy ul. Metalurgicznej. Wtedy Bartek razem z ekipą jedzie na interwencję i szuka gada. Jeszcze kilka lat temu zdarzało się około sześciu interwencji w roku. W 2008 było ich już 60, a w większości chodziło właśnie o zwierzęta egzotyczne. Teraz ta ilość nieco spadła. – Myślę, że to dlatego, że ludzie wiedzą, że mogą przynieść zwierzęta do nas, zamiast wyrzucać je na ulicę. W wielu przypadkach tłumaczą, że muszą wyjechać, albo że babcia jest chora i nie mogą pozwolić sobie na zajmowanie się pupilem. Wiemy, że to często wymówka – tłumaczy Bartek Gorzkowski. Smok i pająk-zabójca Zdarzają się też śmieszne przypadki. Tak jak historia, którą przekazywali sobie ludzie z podlubelskich wsi dotycząca smoka, który grasuje w okolicy i łapie kury. Taka sytuacja trwała przez ponad trzy miesiące. W końcu okazało się, że chodzi o warana, który najprawdopodobniej komuś uciekł. On też trafił do egzotarium. Inny przypadek dotyczy znanej osoby z Lublina, która stwierdziła, że ktoś jej podrzucił wielkiego pająka do mieszkania. – Na miejscu okazało się, że mężczyzna stał na korytarzu w samym ręczniku, a drzwi podpierał stolikiem od zewnątrz – wspomina Bartek Gorzkowski. – Po całonocnym szukaniu okazało się, że to zwykły pająk domowy. Faktycznie duży, ale niegroźny. Z uśmiechem na twarzy rozeszliśmy się do domu.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama