Reklama

To ciekawa książka. Wije się, zakręca, płynie meandrami jak syberyjska rzeka, rwie, zatrzymuje się zmrożona i znów gna, znów coś opowiada. Jej autor – Mariusz Wilk od dwudziestu lat mieszka na północy Rosji. Był działaczem opozycji w latach siedemdziesiątych, więziony w stanie wojennym, a przecież w 1989 roku zamieszkał tam, gdzie zamieszkał.
Pisze eseje podróżnicze (i nie tylko), pisze także i to: \"Moja Polska – to Giedrojc, Gombrowicz i Miłosz, którego czytam co rano, aby nie zgubić języka, Chopin i Stańko, i grupa Breakout, pod którą tańczymy z Martuszą, moja Polska to parę pejzaży, które oglądam nocami we śnie i powitanie \"Szczęść Boże” nawet, jeśli go nie ma. Moja Polska to garstka przyjaciół, co się nie dali zwariować, i kilku wariatów gwarantujących jako taką normalność. Takiej Polski chce nauczyć Martuszę,…”
Zamieszkał w Pietrozawodsku nad jeziorem Oniego i pisze, jak miasto przegląda się w jego lustrze. Opowiada o jego historii prawdziwej i tej, która wylęgła się z fantazji jednego z pisarzy, o niezwykłych dziejach pomnika Piotra I i o tym, co kiedyś sam odpowiedział pani profesor Akademii Muzycznej o swoim pisaniu, że \"pisze jak chodzi, niespiesznie… To proza nie dla miłośników bystrej jazdy i migotliwych obrazków”.
W tej części książki, którą zatytułował \"Mielone karibu” opowiada on swojej wyprawie na Labrador śladami White\'a – tysiące kilometrów autem i promami. To spełnienie jego chęci skonfrontowania własnych doświadczeń z tej podróży, całkiem współczesnych z tym, czego doświadczał Kenneth White.
Wreszcie z niejaką ulgą wraca do Rosji, \"do siebie”. Pisze trzecia część tej książki – \"Zazierkale” w formie dziennika. Codzienność, przemyślenia, krajobrazy, uwagi o literaturze, ludziach. Jak sam mówi, dziennik pozwala skakać z tematu na temat i on to robi, i to mu odpowiada.
To przedziwna książka, czasami denerwująca, czasami porywająca taka, którą jeśli odłożysz, to za chwilę musisz znów po nią sięgnąć.
Reklama












Komentarze