\"Wstyd”, reż. Steve McQueen (recenzja)
Reżyser mówi, że następny film będzie zupełnie inny. Trzeba mieć nadzieję…
- 25.02.2012 12:16

Druga książka, drugi film, druga płyta – po rewelacyjnych debiutach to jest najtrudniejsze. Chyba ze \"Wstydem” McQueena jest tak samo. Komu się podobał \"Głód” tego reżysera, będzie z drugim filmem miał kłopot czyli zawód, a może nawet poczuje rozczarowanie.
Nie ma takiej hipnotyzującej energii, takiego rytmu i mimo koszmaru pokazywanego świata – takiej urody wizualnej. \"Wstyd” jest mniej wysmakowany, choć ma momenty. To znaczy dobre chwile. \"Momenty” w znaczeniu \"sceny rozbierane” – też są.
\"Wstyd” to znów popis gry Michaela Fassbendera. Chłodny, sterylny singiel z Nowego Jorku w chłodnym, sterylnym mieszkaniu z pięknym widokiem za ogromnymi oknami - jest seksoholikiem. Przez jego łóżko przewijają się prostytutki, poderwane przygodnie kobiety. Odwiedza pornostrony w Internecie, onanizuje się. Z tym, że jest to wyniszczające uzależnienie a nie zabawowe używanie życia.
W opozycji do postaci Brandona jest jego szef. On też stara się przespać z prawie każdą napotkaną kobietą i uwielbia seksistowskie dowcipasy ale jest typem wesołkowatego podrywacza i erotomana-gawędziarza. Brandon jest jak narkoman. Zatrzaśnięty, spięty i ponury. Każdy kolejny orgazm to tylko powód by mieć następny.
To w sumie kameralny, dwuosobowy film. Napięcia rozłożone są na bohatera i jego siostrę. Absolutne przeciwieństwo brata – począwszy od gustu muzycznego po organizację życia. Łączy ich samotność. Reszta postaci to kobiety majaczące w oddali lub twory składające się z cycków i pupy oraz równie anonimowi koledzy z biura.
Recenzenci chwalą \"Wstyd” jako diagnozę społeczną, współczesny moralitet, głęboko wstrząsające studium samodestrukcji.
Mnie peszyła zupełna jednoznaczność i dosłowność tej historii, nie zostawiająca marginesu zagadki czy miejsca na nadzieję. O dosłowności ilustracji muzycznej nie wspomnę.
Wspomnę za to genialną scenę domowych porządków – seksoholik wywala z pawlaczy, szaf, regałów świerszczyki, filmy porno, laptopa. I dość prosty a efektowny zabieg w filmowaniu głównego bohatera.
Brandon na początku filmu przechadza się nago, piękny jak grecki heros, by skończyć niczym szary i cherlawy bohater z \"Requiem dla snów”. Przebłyskiem stylu McQueene jest filmowanie ważnych, długich dialogów w zbliżeniach. Im ważniejsza rozmowa tym bliżej.
Ale mimo to – lepiej, że kolejny film będzie zupełnie inny.
Reklama













Komentarze