Reklama
John Updike - \"Miesiąc niedziel\"
Miłośnicy prozy Johna Updike\'a dostali do ręki nie lada gratkę. Od razu jednak zastrzegam: \"Miesiąc niedziel” to powieść, której zdecydowanie bliżej do \"Czarownic z Eastwick” niż do \"Terrorysty”.
- 30.03.2012 13:13

Co wcale nie znaczy, że charakter tej prozy jest lżejszej wagi. Nie jest, bo autor mówi o sprawach ważnych, jeśli nie najważniejszych: życiu, śmierci, wierze, zdradzie. Ale jest w tym dystans, autoironia, prowokacja i brawura zarazem. Jednym zdaniem: kawał znakomitej, soczystej prozy.
Bohater powieści, pastor Tom Marshfield, nie jest tuzinkową postacią. Bliżej mu do pospolitego grzesznika, niż natchnionego duchownego. Kocha seks. Kocha seks ponad wszystko; życie rodzinne, swoje dobre imię, służbę parafianom. Z organistką Alicią nie odmawiają sobie najbardziej wyszukanych przyjemności. Pastor zatraca się w seksualnych doznaniach, wydaje się, że \"nadrabia” erotyczne zaległości z dotychczasowego życia. Wszystkie granice zostają przekroczone, skandal w parafii jest nieunikniony.
Marshfield trafia na banicję; społeczną, rodzinną, zawodową. Zostaje wysłany na seksualny odwyk do specjalnego ośrodka dla księży. Tu zaczyna się jego duchowa przemiana. Nie jest ona oczywista i jednoznaczna. Pastor, w ramach terapii, spisuje swoje wspomnienia. Wraca w nich jego dzieciństwo, okres dojrzewania, młodość. Nie ma w nich jednak ukorzenia, pokory, pokuty.
Jest człowiek z krwi i kości; odczuwający życie wszystkimi zmysłami, kochający jego przyjemności, błądzący. Ale jest też w tym wszystkim miejsce na wiarę, Boga, Biblię. Jedno drugiego nie wyklucza, cielesność idzie w parze z duchowością – zdaje się mówić Updike – pierwsze jest dopełnieniem drugiego. I, trzeba przyznać, jest w tym bardzo wiarygodny.
Reklama












Komentarze