Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Jak pomóc bocianowi

Leczenie farmakologiczne, zabiegi albo po prostu dobra diagnostyka – metod leczenia niepłodności jest wiele. In vitro, które minister zdrowia chce od przyszłego roku refundować, jest tylko jedną z nich. Najdroższą, ale czasami konieczną.
Jak pomóc bocianowi
(Jacek Świerczyński)
Za niepłodne uznaje się pary, które bezskutecznie próbują począć dziecko przez rok. – W ciągu roku około 2 tysięcy par przychodzi do naszej kliniki – mówi dr Wojciech Gąsior, kierownik Centrum Zdrowia Rodziny Ab-ovo w Lublinie. – Około 800 z nich wymaga zastosowania technik wspomaganego rozrodu, to jest inseminacji nasieniem męża bądź dawcy, lub metody in vitro.

Drugie tyle pacjentów przychodzi w Lublinie do kliniki Ovum Rozrodczość i Andrologia. To nie tylko mieszkańcy Lubelszczyzny. Wśród pacjentów są osoby z województw podkarpackiego, świętokrzyskiego, a czasami również mazowieckiego.

– Myślę, że liczba pacjentów w klinice osiągnęła szczyt w 2009 r. Kolejny rok był podobny, a od 2011 r. pacjentów jest mniej. Nie dlatego, że społeczeństwo staje się zdrowsze, tylko ze względu na kryzys gospodarczy. Metody leczenia, badania i leki są dość drogie – tłumaczy dr Gąsior.
Narodowy Fundusz Zdrowia nie refunduje tych procedur. – Dla NFZ czy Ministerstwa Zdrowia niepłodność nie jest chorobą, tylko babską fanaberią – ocenia dr Gąsior.

Ciąża za 10 zł albo za 10 tysięcy

Lekarze nie chcą jednak nadużywać drogich metod leczenia. Nikt nie wykonuje też zabiegu in vitro na życzenie i przed każdą terapią pacjenci przechodzą szczegółowe badania.

– Kiedy przychodzi do mnie para, zawsze mówię, że umawiamy się, że ja zastosuję taką metodę, która jak najszybciej i jak najtaniej doprowadzi do poczęcia – mówi dr Gąsior.

– Czasami wystarczy dobra diagnoza, która stwierdzi, kiedy występują dni płodne u kobiety i kiedy para powinna współżyć – dodaje dr Artur Mroczkowski, kierownik kliniki Ovum Rozrodczość i Andrologia w Lublinie. – Niektóre pary przychodzą po taką diagnostykę nie tylko chcąc mieć pierwsze, ale również drugie lub trzecie dziecko. Na takich nieinwazyjnych metodach bazuje naprotechnologia.

W wielu innych przypadkach wystarcza leczenie farmakologiczne. – Najbardziej podstawowe, często skuteczne leczenie dla kobiet, kosztuje mniej niż 10 zł miesięcznie. Ale jeżeli jest problem z wywołaniem owulacji, stosuje się droższe leki, których koszt nie przekracza jednak tysiąca złotych miesięcznie – mówi dr Gąsior. – Bywa że te droższe specyfiki musimy stosować także przygotowując kobietę do zabiegu inseminacji.

Inseminacja, to druga obok in vitro zabiegowa metoda leczenia niepłodności. – Zabiegi in vitro są stosowane zaledwie u jednej dziesiątej pacjentów. Najczęściej stosowaną metodą zabiegową jest inseminacja domaciczna. 57 proc. pacjentek zakwalifikowanych do tej metody zachodzi w ciążę w ciągu pół roku – tłumaczy dr Mroczkowski.

Złe parametry

Ta metoda jest też o wiele tańsza od in vitro. W Ab-ovo kosztuje 500 zł, natomiast jeden zabieg in vitro wraz z potrzebnymi lekami, to koszt rzędu 10 tys. zł. Cena może wzrastać wraz z wiekiem kobiety, bo potrzebne są wówczas droższe leki.

A kiedy in vitro jest konieczne? – Jeżeli nasienie ma bardzo złe parametry, to żadne niezabiegowe metody leczenia nie wchodzą w rachubę, ale do wykonania zabiegu in vitro wystarczy pojedynczy plemnik.

Zabieg bywa też jedyną szansą dla osób, które według wyników badań są zdrowe, a jednak nie mogą mieć dziecka.

Refundacja. Do trzech razy sztuka

Dla tych pacjentów pojawiła się nadzieja na tańszy, a więc łatwiejszy dostęp do leczenia metodą in vitro. Pod koniec października Ministerstwo Zdrowia przedstawiło program jej finansowania. Ma być realizowany przez trzy lata, poczynając od 1 lipca 2013 r. Kobiety do 40 roku życia, u których inne metody leczenia nie dają szansy na dziecko, będą mogły skorzystać z trzech refundowanych prób in vitro.

– Propozycja ministerstwa nie spełnia wszystkich oczekiwań pacjentów. Chcieliby stuprocentowej refundacji kosztów, a program nie obejmuje refundacji leków – mówi Anna Krawczak, wiceprezes zarządu Stowarzyszenia \"Nasz Bocian” (zajmuje się wspieraniem adopcji i jako jedyne w Polsce działa na rzecz leczenia niepłodności). – Jednak uważamy, że jest to krok w dobrym kierunku. Mamy nadzieję, że ta oferta się rozszerzy.

Program finansowania in vitro nie jest jednak, niestety, ustawą. – Od wielu lat do ustawowego uregulowania leczenia niepłodności zobowiązują nas dyrektywy europejskie. W Polsce nie ma jednak takich uregulowań. Największe kliniki wprowadzają je na własną rękę – dodaje Krawczak.

Zadziałać w porę

Politycy się nie spieszą. A pary, które chcą mieć dzieci, ale są bezpłodne, nie mogą sobie na to pozwolić. W leczeniu niepłodności czas odkrywa wielką rolę.

– Przyjmuje się, że płodność kobiety zmniejsza się po 30. roku życia. W przypadku starszych par nie mamy czasu na metody o niższej skuteczności. Nie przepisujemy leku i nie wysyłamy do domu, żeby sprawdzić, czy to pomoże. Decydujemy się wtedy na metody zabiegowe – mówi dr Mroczkowski.
Lekarze zachęcają, żeby nie czekać zbyt długo. – Mamy wiele metod leczenia, ale czas jest nieubłagany i nie potrafimy go cofnąć. Naprawdę nie ma się czego bać.

– To taka sama choroba, jak każda inna, pech, dopust boży, a nie coś, czego należy się wstydzić – mówi dr Gąsior. – Czas ucieka i decyzji o leczeniu nie powinno się odkładać na później.

Piłeczka po stronie mężczyzn

Lekarze zwracają też uwagę, że chociaż najwięcej mówi się o leczeniu niepłodności spowodowanej problemami zdrowotnymi po stronie kobiet, to obecnie przyczyna częściej leży po stronie panów.
Jakość nasienia mężczyzn od lat się pogarsza. – Kilkanaście lat temu, kiedy zaczynałem pracę, przyjmowało się, że normą jest 20 milionów plemników w jednym mililitrze nasienia. Obecnie norma to 15 milionów – mówi dr Mroczkowski.

W dodatku, leczenie farmakologiczne mężczyzn, chociaż jest stosunkowo niedrogie (ok. 200 zł miesięcznie), to jednak jest bardzo długie i trudne.

– Jeżeli do lekarza przychodzi kobieta, która mówi, że nie może zajść w ciążę, bo nie ma owulacji, to z ogromnym prawdopodobieństwem wywołamy ją u ponad dziewięćdziesięciu takich kobiet na sto – mówi dr Gąsior. – Natomiast jeśli mężczyzna ma bardzo złej jakości nasienie, to pierwsze efekty będziemy mogli zaobserwować dopiero po trzech miesiącach od podania leków, bo tyle trwa produkcja plemników. Ich zawartość w nasieniu może się polepszyć w tym czasie o kilka procent, ale to będzie nadal daleko mniej, niż byśmy chcieli.

W najbardziej drastycznych sytuacjach, mężczyzna powinien pomyśleć o tzw. bankowaniu nasienia. Lekarze kierują ten apel przede wszystkim do panów, którzy chorują i mają przejść chemioterapię. Decydują się na to tylko nieliczni. Koszt to 300 zł w pierwszym roku i 200 zł w każdym kolejnym.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama